Przegląd Turystyczny

Słowacka Orawa

Z Polski jest tak blisko, że wstyd tej krainy nie odwiedzić

Najbliżej mają mieszkańcy Krakowa i Śląska. Najdogodniejszym przejściem granicznym jest Chyżne.
Cztery kilometry od granicy wjeżdżamy do Trsteny (Trzciany) – pierwszego miasteczka po stronie słowackiej. To ważny punkt dla turysty plecakowego, który przekroczył granicę pieszo i dojechał tutaj autobusem (bilet za 10 SKK). W pobliżu widocznego z daleka kościoła znajduje się dworzec autobusowy, z którego możemy dojechać w inne regiony Słowacji, a także do kilku najbardziej interesujących miejsc Orawy. Trzysta metrów dalej jest mała stacja kolejki kursującej przez całą krainę wzdłuż rzeki Orawa. Z okien krótkiego, dwuwagonikowego pociągu, jadącego po krętym torze na wąskiej skarpie między zboczem a wodami rzeki, najlepiej można docenić walory krajobrazu.

Zamek na skale
Pierwszym przystankiem powinna być leżąca między Tvrdosinem (Twardoszynem) i Dolnym Kubinem mała miejscowość Oravsky Podzamok. Powód postoju jest widoczny z daleka – to Oravsky Hrad – chyba najpiękniej położony zamek w Słowacji. Wielopoziomowa budowla wydaje się być zawieszona na skale tuż nad rzeką. Zwiedzanie jej zajmuje co najmniej półtorej godziny. Przez pewien czas mieściła się tu siedziba władz administracyjnych Orawy, potem przez długie lata zamek był rodową siedzibą Thurzów. Pierwszą muzealną ekspozycję urządzono w nim już w 1868 r.; na jej bazie stworzono muzeum orawskie, jedno z pierwszych w kraju. Obecnie zwiedzającym udostępniono prawie wszystkie komnaty z najciekawszą salą rycerską (w niej „antypijackie krzesła”) oraz kaplicą zamkową. Podczas spaceru po zewnętrznych schodach cytadeli i tarasie zachodniej baszty można podziwiać wspaniałe widoki. Zamek Orawski to najbardziej znany zabytek regionu, najczęściej fotografowany i pokazywany w folderach reklamowych.

Drewniane chaty
Na tej samej trasie od granicy ku Kralovanom (stacja przesiadkowa na pociągi dalekobieżne) warto się zatrzymać w Podbieli. Zobaczymy tam dobrze zachowane, drewniane orawskie chaty ustawione szczytem do ulicy. Jeśli zaś budownictwo ludowe interesuje nas bardziej, powinniśmy odbić nieco na lewo. Leżące bliżej Tatr Zachodnich Zuberec i Habovka są najbardziej znanymi wśród polskich turystów bazami noclegowymi i świetnymi punktami wypadowymi zarówno na Orawę, jak i w pobliskie pasmo Rohaczy. Cztery kilometry za Zubercem znajduje się skansen wsi orawskiej – Muzeum Oravskej Diediny. Hodowane są w nim zwierzęta domowe, więc sprawia wrażenie autentycznej wsi. Przy wejściu można dostać przewodnik w języku polskim i zwiedzać skansen samodzielnie.
Coraz popularniejsze wśród Polaków wody termalne występują i na Orawie. Polecamy leżącą 15 kilometrów od Zuberca miejscowość Oravice.
Na Orawie nie mają czego szukać zwolennicy dużych ośrodków wczasowych ani centrów zakupowych. To, co interesuje większość naszych turystów, czyli piwo oraz ziołowe nalewki (Beherovka i Demanovka) można już kupić, i to za złotówki, w pierwszej miejscowości po przekroczeniu granicy. Jeśli szukamy czegoś więcej, musimy wjechać w głąb Orawy. Nie jest to daleka wyprawa. Najważniejsze miejsca można zobaczyć w jeden dzień. Najlepiej jednak przyjechać tutaj na weekend. Wtedy znajdziemy również czas na pieszą wędrówkę po tutejszych niewysokich górach.
Adam Gąsior

Informacje 1 PLN=ok. 12 SKK

www.orava.sk
www.oravatour.sk
www.oravamuzeum.sk
www.zuberec.sk

Ceny biletów:
Zamek Orawski:
dorośli – 100 SKK,
dzieci – 60 SKK.
Rezerwacje tel.: 0 0421 435 893 193, e-mail: muzeum@oravamuzeum.sk
Skansen w Zubercu:
dorośli – 40 SKK,
dzieci – 20 SKK.


Na piwnym szlaku w Austrii

Tę trasę przygotowano chyba z myślą o polskich turystach. Gdzie indziej bowiem można zwiedzać i pić jednocześnie?

Muehlviertel to region położony w kraju związkowym Górna Austria. Jego specjalną ofertą dla turystów są „wycieczki piwne” (Bier-Reise). Miejscowa tradycja warzenia piwa sięga kilkuset lat. Na przestrzeni wieków mnożyły się browary, a wraz z nimi rodzaje produkowanego na bazie słodu, wody i chmielu napoju. Browary działają nieprzerwanie do dziś, pozostając w prywatnych rękach, co gwarantuje niezmienność receptury i zachowanie wysokiej jakości warzonego piwa. Austriacy, słynący z tego, że nie przepuszczą żadnej okazji, by przyciągnąć turystów, postanowili połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli zwiedzanie z prezentacją browarów i degustacją miejscowych wyrobów.

Wspólnota piwowarska
Początki piwowarstwa w Muehlviertel sięgają XIII w. Najstarszy z browarów to Hofstetten w St. Martin. Osobliwością jest istniejąca do dziś Braucommune – rodzaj spółki czy może raczej wspólnoty produkcyjno-handlowej. Należy ona do ponad 140 gospodarstw z Freistadt, czyli głównego miasta regionu. Własność części udziałów, a co za tym idzie partycypowanie w zyskach, które przynosi browar (podobno niemałych), wiąże się nierozerwalnie z prawem własności danej nieruchomości. Innymi słowy, kto sprzeda dom, pozbędzie się udziałów na rzecz nabywcy. W ten sposób zagwarantowano w miarę stabilną sytuację własnościową – po pierwsze, szybka sprzedaż udziałów nie wchodzi w rachubę; po drugie, każdy zastanowi się, zanim pozbędzie się tak dochodowej nieruchomości. Poza tym całościowe przejęcie browaru jest w zasadzie niewykonalne, gdyż trzeba by po prostu kupić… miasto.
Jadąc do Muehlviertel, mamy szansę spróbować nie tylko klasycznych piw produkowanych na bazie chmielu. Jedną z najnowszych propozycji klasztornego browaru w Schlagl jest piwo… żytnie. Producent twierdzi, że szczególnymi względami cieszy się ono u pań.

Najważniejsza jest degustacja
Wizyty w browarach połączone są oczywiście z degustacją. Mamy przy tym szansę spróbować specjałów lokalnej kuchni przygotowywanych na bazie piwa. Całości oferty dopełnia zwiedzanie zabytków, nierzadko pochodzących z początku ubiegłego tysiąclecia.
Miejscowe browary – Klamm, Schlagl, Weinberg, Neufelden i Freistadt – we współpracy z hotelami i gospodami oferują jedno-, dwu- lub trzydniowe pakiety. Jednodniowa wycieczka (zwiedzanie browaru, miasta, degustacja różnych gatunków piwa, obiad) kosztuje od 450 ATS (ok. 120 PLN). Cena wyjazdu trzydniowego (obejmująca transport, dwa noclegi w hotelu w dwuosobowym pokoju ze śniadaniem, obiad z piwnymi specjałami np. sznyclem piwnym, trzydaniowa kolacja i degustacja trzech gatunków lokalnego piwa, wieczór z muzyką) to około 1,6 tys. ATS (430 PLN).
Wycieczki organizowane są z reguły od poniedziałku do piątku. Organizatorzy wymagają zebrania odpowiednio licznej grupy – w zależności od pakietu, środka transportu czy zakwaterowania od ośmiu do 20 osób.

Coś oprócz piwa
Pobyt w Muehlviertel warto połączyć z kilkudniowym zwiedzaniem atrakcji turystycznych Górnej Austrii. Jedną z nich stanowi pochodzące z IX wieku opactwo augustianów St. Florian, (wstęp 60 ATS). Na jego zwiedzanie trzeba poświęcić co najmniej godzinę – naprawdę robi wrażenie. Możemy też odwiedzić Muzeum Straży Pożarnej – wszak to jej patronem jest święty Florian. Jeżeli mamy znajomego strażaka, nie zapomnijmy o kupieniu jakiegoś drobiazgu w przyklasztornym sklepiku. Inny klasztor, tym razem benedyktyński z VIII wieku, obejrzymy w Kremsmunster (wstęp 55 ATS). Oba klasztory mają barokową architekturę – to efekt wieloletnich przeróbek, przebudowy lub odbudowy po pożarach.
Innego rodzaju atrakcją jest zwiedzanie Steyr. Już od średniowiecza źródłem utrzymania miasta był przemysł ciężki (kiedyś hutnictwo, później m.in. fabryka broni i amunicji). W centrum miasteczka łączą się dwie rzeki – Steyr i Aniza, a woda w nich jest tak czysta, że stojąc na jednym z mostów, możemy obserwować pływające pstrągi. To jeszcze jeden dowód, że rozwój przemysłu nie musi oznaczać dewastacji środowiska. Z miasteczkiem wiąże się postać kompozytora Franciszka Schuberta, który mieszkał tu w jednym z domów przy Hauptplatz (rynek).
Więcej informacji na temat wycieczek piwnych, zwłaszcza aktualne cenniki i terminy, a także proponowane trasy znajdziemy w Internecie pod adresami www.bierreise.at lub www.muehlvietrel.at. Tam też odnajdziemy wskazówki, jak zarezerwować konkretną wycieczkę. Obie strony stworzono wyłącznie po niemiecku, ale wystarczy jednej telefon lub e-mail, by pocztą albo mailem zwrotnym dostać pakiet informacji po angielsku. Jak zawsze pomocą służy Austriacki Ośrodek Informacji Turystycznej w Warszawie, tel. (0-22) 646-87-08.

Marcin Adamus


Jak wybrać wycieczkę

Wrzesień to początek sezonu wycieczek szkolnych. Młodzież i wychowawcy najchętniej decydują się na nie właśnie we wrześniu i październiku, a później w maju.
W Polsce czy za granicą?
Biura podróży z myślą o młodzieży szkolnej przygotowują specjalne oferty. W jednym z biur zapewniano mnie, że licealiści i uczniowie gimnazjów najchętniej decydują się na wyjazdy zagraniczne. Uczniowie szkół podstawowych tradycyjnie wybierają oferty krajowe: zielone i białe (organizowane zimą) szkoły oraz objazdówki, np. trzydniową wycieczkę „szlakiem Jana Pawła II” obejmującą zwiedzanie m.in. Wadowic i Zakopanego w cenie 203 zł od osoby lub wyprawę „szlakiem zamków krzyżackich”, w programie której przewidziano zwiedzanie zamków w Malborku i Nidzicy, Fromborka oraz skansenu w Olsztynku (cena za 2 dni – 206 zł/os.).
Nie daj się nabić w butelkę
Przed podjęciem ostatecznej decyzji, gdzie i za ile pojechać na wycieczkę, warto uważnie przyjrzeć się ofertom biur podróży. Nie należy sugerować się niską ceną. Po podliczeniu dodatkowych kosztów może okazać się, że wycieczka jest dwa razy droższa, niż podano w ofercie.
Co zawiera cena?
Przed wyjazdem należy upewnić się, jakie świadczenia gwarantuje biuro podróży w ramach podanej ceny. Zazwyczaj obejmuje ona: ubezpieczenie, zakwaterowanie, wyżywienie (warto dowiedzieć się, czy młodzież będzie miała zapewniony suchy prowiant na drogę powrotną) i opiekę pilota (jednak w niektórych biurach podróży za opiekę pilota w czasie wycieczki krajowej trzeba zapłacić dodatkowo 250 zł dziennie) oraz przejazd autokarem typu lux. Touroperatorzy na ogół bezpodstawnie zachwalają autobusy jako supernowoczesne i wygodne. W autokarze znajdują się: wideo (rzadko kiedy kierowcy dysponują kasetami, warto więc zabrać własne), barek (ponieważ zwykle nie ma chętnego do obsługi, lepiej zabrać herbatę w termosie) i toaleta, której należy używać tylko w nagłych wypadkach, ponieważ zbiornik na fekalia jest mało pojemny.
Upewnij się, czy bilety wstępu do obiektów wymienionych w programie wycieczki są opłacane przez twoje biuro, czy też powinieneś zabrać ze sobą kieszonkowe (w Polsce lepiej mieć 20-30 zł na bilety wstępu, za granicą będzie to wydatek ok. 150 CZK, 30 DM, 50 GBP bądź 190 FRF). W niektórych miejscach obowiązują zasady obsługi przewodnickiej – pilot z twojego biura podróży nie może tam oprowadzać zorganizowanych grup. Należy wynająć miejscowego pilota, za którego uczestnicy wycieczki muszą zazwyczaj dodatkowo zapłacić. Taka niespodzianka może cię spotkać np. przed wejściem do Luwru i Wersalu bądź w Pradze czeskiej na Hradczanach i Starówce.
Nie daj się zwieść ofercie mówiącej, że spędzisz np. sześć niezapomnianych dni w Paryżu. Owszem, wycieczka będzie trwać sześć dni, ale łącznie z dojazdem.
Mieszkając za granicą w hotelu, paszporty i pieniądze młodzieży lepiej umieścić w hotelowym sejfie, za który uczestnicy wycieczki będą musieli dodatkowo zapłacić. Dodatkowe drobne przydadzą się na opłatę toalet, pamiątek i przyjemności – na pokrycie takich wydatków podczas dwudniowej wycieczki powinno wystarczyć ok. 50 zł. Jeśli wybieramy się na wycieczkę zagraniczną, lepiej zabrać ze sobą waluty krajów, przez które będziemy przejeżdżać. O najpopularniejszych wśród młodzieży kierunkach wycieczek napiszemy wkrótce.
Anna Znajewska


Morze Lodu w Alpach

Do dziesięciotysięcznego miasteczka Chamonix położonego na wysokości ponad tysiąca metrów można dotrzeć autostradą z Genewy (90 km), tunelem z Włoch lub wąską szosą z Martigny w Szwajcarii przez przełęcz Col de la Forclaz (zimą zamkniętą). Chamonix to kolebka alpinizmu i jedno z większych centrów narciarskich w Europie (tutaj w 1924 roku odbyły się pierwsze igrzyska zimowe). Kto nie uprawia wspinaczki i nie jeździ na nartach, powinien wybrać się na wycieczkę na jeden z największych lodowców w Alpach – Mer de Glace (Morze Lodu). Trasa zaczyna się koło hotelu Montenvers. Dostaniemy się tam kolejką zębatą z Chamonix albo pieszo (dwie godziny marszu). Tuż za hotelem znajduje się platforma widokowa, z której roztacza się widok na kilkukilometrowej szerokości połacie lodowca spływające z prędkością ok. 90 m na rok. Zjeżdża stąd krótka kolejka gondolowa. Na dole można dotknąć powierzchni lodowca i wejść w jedną ze szczelin. Bardziej wprawni turyści mogą zejść po drabinkach i zaryzykować spacer. Najlepiej wyjść wcześnie rano, potem mocno operujące słońce powoduje, że wzdłuż i wszerz Morza Lodu płynie kilkadziesiąt rwących potoków. Powierzchnia lodowca pocięta jest tysiącami crevasses (szczelin) różnych rozmiarów (w największych z powodzeniem zmieściłby się TIR z przyczepą). Żeby przejść przez lodowiec, trzeba iść wąską, wijącą się wśród nich ścieżką. Po drugiej stronie znajdują się dwa schroniska. Z tarasu pięknie położonego schroniska Requin widać 400-metrowy lodospad Seracs du Géant. Po 15 września w schronisku nie ma obsługi, ale jest otwarte.
Idąc przez Morze Lodu, mamy okazję podziwiać najsłynniejsze ściany w Alpach Francuskich m.in. Les Drus i Grandes Jorasses.
A.G.


Kolumny przygotował Adam Gąsior

Wydanie: 2001, 43/2001

Kategorie: Przegląd poleca

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy