Michał Karbownicki – syn polskiego zesłańca, który został oficerem u Berlinga Spoza gór i rzek Wyszliśmy na brzeg. Czy stąd niedaleko już Do grających wierzb, malowanych zbóż? Wczoraj łach, mundur dziś! Ściśnij pas, pora iść! Ruszaj, Pierwszy Korpus nasz, Spoza gór i rzek – na Zachód marsz! Tak brzmią słowa „Marszu Pierwszego Korpusu” i w pewien sposób obrazują losy wielu żołnierzy armii gen. Zygmunta Berlinga. Zanim mogli włożyć polski mundur, musieli przejść wiele „gór i rzek”, pokonując na swojej drodze liczne przeszkody, często doświadczając rodzinnych tragedii. Historia polskich żołnierzy, których szlak bojowy prowadził ze Związku Radzieckiego, i okoliczności, w jakich przyszło im walczyć, są szczególnie dziś wykorzystywane do celów politycznych. Większość naszych polityków (niestety, także z lewicy), zwłaszcza ta wychowana na historii według IPN, często nie zna realiów tamtego wojennego okresu. Generalizuje, wydaje publicznie osądy, skazując żołnierzy, którzy z „orłem piastowskim” na czapce przelewali krew za Polskę, na niepamięć, wrzucając ich wszystkich do worka zdrady narodowej. Tym żołnierzom Wojska Polskiego odbiera się polskość, ukazuje ich jako winnych wprowadzenia komunizmu w Rzeczypospolitej. Przeszłość nie jest jednak czarno-biała. Wielu z tych żołnierzy było również ofiarami ustroju stalinowskiego. Oprócz Polaków lub obywateli polskich w Wojsku Polskim sformowanym w Związku Radzieckim służyli obywatele ZSRR. Niektórzy byli Rosjanami i nie mieli z Polską nic wspólnego, inni zostali obywatelami Związku Radzieckiego przymusowo po 17 września 1939 r., gdy w wyniku zajęcia wschodnich obszarów II RP znaleźli się z rodzinami na terytorium państwa radzieckiego. Byli też tacy, którzy mieszkali w ZSRR od zakończenia wojny polsko-bolszewickiej i zawarcia traktatu ryskiego. Jeszcze inni mieli polskie pochodzenie – ich przodkowie byli zesłańcami z czasów carskich – ale zintegrowali się z krajem urodzenia. Olbrzymia większość szeregowych żołnierzy, zanim trafiła do obozu w Sielcach nad Oką, zamieniając „wczorajszy łach” na polski mundur, pracowała rozrzucona po olbrzymim obszarze Kraju Rad. Ludzie ci rąbali tajgę, pracowali w fabrykach i kołchozach, wydobywali surowce w kopalniach. Kadra oficerska Wojska Polskiego w latach 1943-1945 w znacznej mierze składała się z oficerów Armii Czerwonej. Niektórzy byli z pochodzenia Polakami i do berlingowców przyszli na ochotnika (np. gen. Jan Mierzycan), części kazano i traktowali to jako karę (np. ppłk Anatol Wojnowski). Byli wśród nich także Rosjanie, szczególnie wśród oficerów lotnictwa, artylerii, łączności, broni pancernej. Oficerowie ci trafiali w środowisko polskie, nierzadko nie znając języka polskiego ani uwarunkowań kulturowych ludzi, którymi przyszło im dowodzić. Część się zniechęciła i na własną prośbę powróciła do Armii Czerwonej, wielu jednak w trakcie służby szybko nauczyło się języka i zżyło z żołnierzami. Dziś, w czasach dominacji polityki historycznej narzucanej przez prawicę i IPN, o wojsku, które szło od Lenino do Berlina, mówi się jako o polskojęzycznym. A Sławomir Cenckiewicz, dyrektor Centralnego Archiwum Wojskowego, pozwala sobie na haniebne stwierdzenia, że „żołnierze 1. i 2. Armii Wojska Polskiego nie są Wojskiem Polskim”, a ich szlak bojowy „nie jest częścią historii oręża polskiego”. Trzeba jasno powiedzieć, że ci, którzy deprecjonują udział Wojska Polskiego w pokonaniu III Rzeszy i wyzwoleniu Polski, dopuszczają się kłamstwa, nie tylko historycznego. I zanim zaczną obrażać tych żołnierzy i ich potomków, niech poznają losy takich ludzi jak ppłk Michał M. Karbownicki, dowódca 12. Pułku Artylerii Haubic, którego życie splotło się z tragicznymi wydarzeniami XX w. * * * Lwów 1969 r. Miejscowy listonosz śpieszy z listem. Wie, że musi on być ważny, bo na kopercie widnieje pieczątka sądu wojskowego. I ma osobiście doręczyć go adresatowi – płk. Michałowi Karbownickiemu. Ten odbiera przesyłkę i bez pośpiechu czyta list, w którym suchym, prawniczo- urzędniczym językiem informuje się, że on, Michał Maksymowicz Karbownicki, urodzony w 1907 r. w Majkopie (obecnie autonomiczna republika Adygei, leżąca u podnóża Kaukazu – przyp. aut.), syn Maksyma Ryszarda Karbownickiego i Heleny Iwanowny, został w pełni zrehabilitowany jako ofiara terroru stalinowskiego. Kiedy Michał Karbownicki doczytał list do końca, spojrzał w stronę domowników i z całej siły zgniótł papier, po czym bez słów wyrzucił go do śmieci. Dla niego








