Quo Vadis, Lewico?

Quo Vadis, Lewico?

Budujemy front centrolewicy czy idziemy w sekciarstwo

Przegrana Zjednoczonej Lewicy w ostatnich wyborach zmusza do poważnego namysłu i głębokich refleksji. Niestety, brakuje ich w SLD. W Sojuszu po staremu: młodzi winią Millera, starzy młodych i pomysł na Zjednoczoną Lewicę. Dalej zatem realizowany jest scenariusz samounicestwienia, pomysł na partię skłóconych mentalnych 70-latków, którzy żyją dawną świetnością, tylko naród „nie nadąża”. To, że może być odwrotnie, że naród ucieka do przodu, a my nie nadążamy, zupełnie nie jest brane pod uwagę. Młodzi też nie są bez winy – kampania była taka sobie, popełniano szkolne błędy. Nie czas jednak teraz na tego rodzaju analizę, choć pewnie trzeba będzie ją zrobić. Ale może później, gdy opadnie kurz bitewny, po to by nie powtórzyć dawnych błędów.
Natomiast w tym rozliczeniowym nurcie trzeba postawić ważniejsze pytania niż to, kto wymyślił panią Ogórek. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że refleksja musi sięgnąć do pytań zasadniczych, w tym podstawowego: czy na Sojusz Lewicy Demokratycznej – albo szerzej, na lewicę socjaldemokratyczną – jest jeszcze zapotrzebowanie w Polsce XXI w.? Czy komuś taka partia jak SLD jest jeszcze potrzebna, a jeśli tak, to do czego?

Kiedy patrzy się z perspektywy minionych 25 lat, odpowiedź zdaje się oczywista. Sojusz (podobnie jak Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej) był potrzebny tym wszystkim, którzy z PRL przenieśli się do III RP. Był towarzyszem ich rozterek i wyborów życiowych, oswajał nową rzeczywistość, pozwalał w miarę bezkonfliktowo odnajdować w niej znaki identyfikacyjne. Ale od połowy poprzedniej dekady ta jego społeczna funkcja pomału była ograniczana. Ludzie nauczyli się żyć w nowym państwie, przybywało roczników, dla których PRL nie stanowiła już żadnego punktu odniesienia. Znano ją z nowych opowieści snutych przez dominujące prawicowe media: sklepy z octem, reżim Jaruzelskiego i Ruski na każdym rogu. SLD kompletnie nie radził sobie z tą nową narracją, nie umiał (choć podejmował takie próby) na nowo opowiedzieć przeszłości i swoich korzeni. Gdy rządził, modernizował Polskę, lecz nie jej ducha.

Było jeszcze gorzej – nie umiał ludziom opowiedzieć tej rzeczywistości, która ich otaczała. Potrafił to Tusk ze swoją zieloną wyspą, a także Kaczyński z miejską legendą o układach i imposybilizmie. My reagowaliśmy na to rozdawaniem jabłek pod fabrykami, w których narastały złość i niepokój o osiągniętą do tej pory stabilizację. Jakimiś projektami ustaw, może i słusznymi, dla których nie umiano jednak zdobyć szerszego poparcia społecznego. Szybko pogodzono się ze spadkiem z politycznej pierwszej ligi, spora część aktywu żyła mirażami, że może jakieś resztki z pańskiego stołu zostaną nam zaoferowane. W tej intencji rozwalono LiD i odstrzelono Olejniczaka, a potem Napieralskiego zastąpiono Millerem.

Nic dziwnego. Wszak większość z tych, którzy pojawiali się na posiedzeniach Rady Krajowej, była ćwiczona w grach politycznych, a nie w walce o idee i programy. Jestem członkiem władz krajowych od 1998 r. i nie pamiętam w ciągu minionych 10 lat ani jednego posiedzenia, na którym rozpatrywano by jakieś kwestie programowe, dyskutowano o ludzkich potrzebach i metodach ich zaspokojenia. Rada Krajowa oceniała ostatnie wybory i zatwierdzała program na nowe. Jedyne odstępstwo od tego chocholego tańca to obowiązki statutowe – częściej zresztą dyskutowano o zmianach statutowych niż o zmianach programowych.

Ta zgryźliwa uwaga dotyczy również klubu parlamentarnego. Ze zdumieniem patrzyłem na rankingi „Polityki”. Inne partie co roku pokazywały jakichś nowych polityków, a z SLD ciągle Bańkowska, Łybacka, Zemke, Kalisz, ostatnio Szmajdzińska i Cezary Olejniczak. Jeśli pojawiało się w mediach nazwisko jakiegoś młodego polityka SLD, to raczej z powodu ekscesu intelektualnego niż dzięki oryginalnej myśli programowej. Gdy popatrzymy na ostatnie 12 miesięcy, to w sprawach kluczowych dla debaty publicznej stanowiska Sojuszu nie było albo było dość mętne. Tak np. zachowaliśmy się w sprawach uchodźców, górnictwa, kampanii prezydenckiej i strategii na wybory parlamentarne.

Straciliśmy też kontakt z otoczeniem. Za naszymi plecami rosły inicjatywy obywatelskie i miejskie ruchy społeczne, nie było żadnej koncepcji pracy z samorządowcami. Pojawiały się nowe inicjatywy polityczne, ale zamiast się z nimi dogadywać, stosowaliśmy starą taktykę przemilczenia, a jeśli już, to obśmiania. Historia Europy Plus tylko utwierdziła nas w przekonaniu, że nie ma życia na lewicy poza SLD. Tak samo potraktowano Razem. Dziś ze zdumieniem oglądamy rachunek za tę politykę.

Sojusz Lewicy Demokratycznej stoi przed strategicznym wyborem. Programowym, politycznym i organizacyjnym.

Po pierwsze – jeśli chodzi o ów wybór programowy, w aspekcie podmiotowym, trzeba zdefiniować, kto jest naszym elektoratem, do kogo kierujemy ofertę. Aby odpowiedzieć na to pytanie, potrzeba wytężonej pracy intelektualnej, dogłębnego rozpoznania polskiego społeczeństwa. Tych parę milionów, które dostaniemy, trzeba wyraźnie podzielić na niezbędne wydatki organizacyjne, ale przede wszystkim programowe. W siedzibie SLD, gdziekolwiek by ona była, muszą się spotykać najwybitniejsi znawcy naszego społeczeństwa. Nie pseudofachowcy od strojenia min, ale ludzie, którzy na badaniu naszego społeczeństwa zjedli zęby. Z jednej strony, koryfeusze polskiej nauki (znam nazwiska, znają je Leszek Miller i kilku innych), z drugiej – młodzi, nieukrywający swoich lewicowych poglądów, a dziś z różnych powodów poza SLD. Też znane z łamów gazet nazwiska.

To im trzeba zadać pytanie, do kogo, z czym i z kim idziemy. I trzeba uważnie słuchać odpowiedzi. Pozbyć się maniery, że pozycja statutowa w SLD daje patent na mądrość. Nauczyć się słuchać ludzi mądrzejszych od nas. To wielka sztuka.

Strony: 1 2

Wydanie: 2015, 48/2015

Kategorie: Opinie

Komentarze

  1. Bronisław Morawski
    Bronisław Morawski 30 listopada, 2015, 11:03

    Erudycja typowa dla Pana sekretarza, wykończona „cenna inicjatywą” tworzenia komitetów podwórkowych. To żart czy efekt zasłabnięcia?

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Bronisław Morawski
    Bronisław Morawski 2 grudnia, 2015, 10:16

    Dziękuję za takie porady!
    Po namyśle postanowiłem powiedzieć coś więcej o „poradach” Pana Janika.
    Wstrząsnęło mną, choć nie zaskoczyło, szczere wyznanie Pana Janika, że wszystkie przepoczwarzenia PZPR służyły przeprowadzeniu establishmentu partyjnego bezpiecznie do kapitalizmu, często na szczyt struktury społecznej. Że w zasadzie niczym innym się nie zajmowano, a w szczególności nie były dyskutowane sprawy programowe. I to w sytuacji, gdy szeregowi członkowi i sympatycy wierzyli, że stawiają na partia lewicową. Czyli krótko mówiąc, zostaliśmy oszukani. I właśnie to oszustwo uważam za główną przyczynę utraty elektoratu. Zbyt długo dawaliśmy się oszukiwać. Trafnie stwierdziłem, w jakiejś wcześniejszej wypowiedzi, że partie po pezetpeerowskie stały się amortyzatorami ewentualnego buntu i gwarantowały prawicy bezpieczne budowanie kapitalizmu. Na koniec zafundowaliście nam numer z dwoma laluniami. Po co? Chyba po to, żeby tę partię do cna obrzydzić.
    Pan Janik dopiero teraz widzi, potrzebę określenia, komu partia powinna służyć i wymienia nieskładnie bezładną listę zbiorowości. Nie powinien się Pan wstydzić powszechnie znanych pojęć naukowych. Pan wykładowca tylu uczelni, były członek partii marksistowsko-leninowskiej. Przede wszystkim należało przypomnieć sobie, że społeczeństwo ma strukturę klasowo-warstową i rzeczowo wskazać, gdzie jest lewicowy elektorat. Dlaczego Pan tego nie robi? Zapomniał Pan? Wstydzi się Pan tego? Boi się Pan, że będzie Pan ścigany za komunizm, którego konstytucyjnie zabronił Pana Partyjny kolega. Ale takie stawianie sprawy ocenia Pan jajko sekciarstwo, od którego się Pan odżegnuje. W zamian zaleca Pan kierowanie się do centro-lewicowości. A przecież tak się przesuwaliście do centrum, aż staliście się partią centroprawicową. Odwrotnie ratunkiem jest zwrócenie się ku elektoratowi lewicowemu z programem służącym jego potrzebom. Tego na pewno nie zrobią „antykomuniści”, którzy likwidowali socjalizm. Sekciarze łączcie się. Nie dajcie się nabrać na nowe inicjatywy pozorujące lewicowość.
    Bronisław Morawski

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy