Radykalna demokracja

Radykalna demokracja

Autorski program dla lewicy Ci, którzy uważają, że nic się nie da zrobić, nie mają na lewicy czego szukać. PO i PiS czekają z otwartymi ramionami Wyrażenie „kryzys lewicy” zrobiło karierę. „Kryzys lewicy” objawia się niewielkim poparciem dla SLD albo SdPl i brakiem politycznej tożsamości tych partii. Rzeczywiście, promowanie gospodarczego liberalizmu, odżegnywanie się od walki o prawa pracownicze, demontaż świeckiego państwa, kapitulacja w sprawie aborcji i nieśmiałe poparcie dla praw mniejszości w Polsce – wszystko to ma niewiele wspólnego z jakkolwiek rozumianą lewicowością. Na świecie – z nielicznymi wyjątkami – nie dzieje się lepiej. Lewica nie proponuje już nowych wizji ładu społecznego i jak partie socjaldemokratyczne zachodniej Europy walczy co najwyżej o zachowanie tego, co udało się osiągnąć wcześniej. Czy świat zmienił się tak bardzo, że lewicowe postulaty i pojęcia trzeba wyrzucić do kosza? Z takim postawieniem sprawy nie można się żadną miarą zgodzić. Nierówności społeczne, bezrobocie, emigracja zarobkowa, rozwarstwienie, dyskryminacja kobiet, archaiczny nacjonalizm rodem z XIX w. – Polska aż się prosi o lewicę. Rzeczywistość domaga się zmian. Żeby ludzie uświadomili sobie ten prosty fakt, nie wystarczy powtarzać w kółko piosenki o ograniczeniach ekonomicznych i rzekomo naturalnym konserwatyzmie polskiego społeczeństwa. Demokracja na poważnie Gdyby potraktować demokrację poważnie, hasło społeczeństwa demokratycznego wystarczy dzisiaj w Polsce za cały program lewicy. Szokujące? Ależ skąd! Demokracja to nie to samo co wybory. Kiedy demokratyczne procedury nie mają odpowiedniego społecznego zaplecza, działają źle albo nie działają wcale. Trudno wyobrazić sobie demokrację bez wyborów, ale same wybory nie gwarantują jeszcze demokracji. Co z tego, że wyborca może oddać głos, skoro jakiekolwiek społeczne czy polityczne zaangażowanie staje się fikcją. „Niech polityką zajmują się politycy”, usłyszymy od ekspertów, ale przecież do zjawiska, które oni nazywają „demokracją przedstawicielską”, znacznie lepiej pasują takie terminy jak bierność i wyobcowanie. Cóż po wyborach, skoro ponad połowa obywateli nie ma pieniędzy na kupienie gazety, z której mogłaby się dowiedzieć czegoś o współczesnym świecie (załóżmy, że gazety istotnie się tym zajmują). Co po głosowaniu, skoro głosujący nie umieją krytycznie słuchać polityków i dają się zbyć okrągłymi frazesami i kłamstwami. Zresztą, nawet gdyby wyborcy przy urnach wiedzieli, do czego zobowiązali się ich przedstawiciele, i tak nie mieliby żadnych możliwości kontroli. Większość politycznych działań na każdym szczeblu władzy pozostaje praktycznie niejawna. Podobne zastrzeżenia można by mnożyć. Wybory to tylko listek figowy, który przesłania w Polsce brak rzeczywistej demokracji. Mamy wybory, zatem wszystko w porządku. Jesteśmy społeczeństwem demokratycznym. Otóż nie! Czas na demokrację z prawdziwego zdarzenia. Demokracja, czyli równość Ekonomia nie jest dziedziną niezależną od polityki, jak próbują nam wmawiać eksperci z Centrum im. Adama Smitha. Nigdy nie była, o czym świadczy neoliberalizm Reagana i Thatcher. Ulgi podatkowe dla korporacji i zamówienia publiczne, na których wyrosły wielkie fortuny, są tylko formami podziału społecznego bogactwa. Ekonomia to polityka prowadzona innymi środkami. Władza pomaga gromadzić pieniądze. W zamian gospodarka załatwia się z tymi, którzy mogliby władzy patrzeć na ręce. Bieda jest problemem politycznym, bo uniemożliwia demokrację. Praktycznie wyklucza całe grupy społeczne z demokratycznych procedur. W Polsce ponad połowa obywateli żyje poniżej minimum socjalnego. Oznacza to tyle, że ich życie sprowadza się do zabiegów wokół podstawowych potrzeb i nie pozostawia miejsca na nic więcej. Bieda marginalizuje. Klasom upośledzonym skutecznie wmówiono, że nędza to ich prywatna sprawa – wina i wstyd. W ten sposób stworzono rzesze ludzi biernych lub podatnych na manipulację. Warunki ekonomiczne nie pozwalają im uczestniczyć w polityce ani przez świadome głosowanie, ani przez aktywny protest. Żeby racjonalnie wybierać, trzeba zdobywać informacje, a na to nie ma pieniędzy, czasu ani wykształcenia. Tym bardziej nie starcza energii na samoorganizację, na formułowanie własnego głosu. Niwelowanie nierówności ekonomicznych jest obowiązkiem społeczeństwa demokratycznego. Jeżeli chcemy żyć w demokracji, musimy się zgodzić na taki podział dochodów, który nikogo nie pozbawia praw politycznych. To nie sprawa ekonomii, ale decyzji, jak podzielić wypracowane wspólnie dobra. Państwo socjalne z realną redystrybucją dochodów jest warunkiem demokracji. Nie wystarczy „równość szans”, potrzebna jest równość rzeczywista. Demokracja, czyli egalitarna i publiczna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2007, 2007

Kategorie: Opinie