Referendum w sprawie Fort Trump

Referendum w sprawie Fort Trump

Wyprawę prezydenta Dudy do Trumpa można by opisać jako spotkanie przestraszonego petenta z potentatem o wybujałym ego. Albo jako spotkanie mężczyzny z wielkiego kraju po przejściach z mężczyzną bez szczególnych właściwości z małego. A jedyne, co ich łączy, to skromne perspektywy na przyszłość. I może też niezbyt sprawni urzędnicy, którzy pracują na zapleczu obu prezydentów. Duda ma, niestety, tak marną ekipę, że nie ma dnia, by czegoś głupiego nie palnęła. Ale jaki może być jej profesjonalizm, skoro jest to zbiór kolegów prezydenta z Krakowa, ich znajomych i krewnych? Zawodowych dyplomatów „dobra zmiana” wycięła równo z trawą. A ci, którzy ich zastąpili, są jak dzieci we mgle. Nie mogą być dla nikogo partnerami. Wstyd, że tak niekompetentni ludzie reprezentują Polskę. Wyproszona po trzech latach prezydentury, a może wymodlona, bo tak dewocyjnej głowy państwa jeszcze nie mieliśmy, wizyta miała bardzo skromną oprawę. Szczególnie mocno to widać, gdy porównamy ceremoniał, z jakim prezydent Bush witał prezydenta Kwaśniewskiego. Wtedy było wszystko, co amerykańskie. I jasny przekaz dla świata, że USA goszczą polityka szanowanego. I partnera, a nie petenta. Ale to był Kwaśniewski. Kraje te same, tylko prezydenci z innej półki. Dolnej. Kwaśniewski był pięć razy w Gabinecie Owalnym. I zawsze na siedząco. A Duda nawet z tym miał problem. Cały świat już wie, że w Polsce rządzi ekipa szczególnie łasa na komplementy. Za garść historycznych pochwał można drogo sprzedać gaz, a jeszcze drożej broń. I że polskie władze bezpieczeństwo państwa chcą oprzeć na bazach z odległego mocarstwa, najchętniej stacjonarnych. Taką mają fantazję, że wrogów szukają przy granicach, a przyjaciół jak najdalej. Duda zadeklarował, że Polska jest gotowa zapłacić za te bazy wiele miliardów dolarów. A skoro tak, to trzeba wrócić do początku. Czyli do pytania o uprawnienia prezydenta Dudy do decydowania o budowie w Polsce stałych baz amerykańskich. Duda nie ma takiego mandatu. Uważam, że decyzja o tak ogromnym znaczeniu dla wszystkich obywateli wykracza też poza prerogatywy rządu. Jeśli więc Polacy mają przyjąć u siebie i wziąć na utrzymanie wojska amerykańskie, powinien w tej sprawie wypowiedzieć się cały naród. W referendum. Amerykanie nie będą oponować. Bo przecież u nich od „My, naród” zaczyna się konstytucja. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 39/2018

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański