Do głosu dochodzi nowe pokolenie polskiej prawicy. Bardziej technokratyczne, lepiej znające świat, lepiej wyglądające, ale równie nieprzejednane w poglądach No to mamy zapowiadaną od lipca rekonstrukcję rządu. Nie, to nie była nudna wymiana jednego mało znanego ministra i dwóch sekretarzy stanu. To była de facto zmiana rządu. Rozwścieczyła prawe skrzydło PiS, zwolenników Antoniego Macierewicza i „Gazety Polskiej” – bo to oni zostali ograni. Prawe skrzydło, najbardziej nieprzejednane, antyeuropejskie, zostało w wyniku rekonstrukcji rozbite. To rozbijanie trwało pół roku. Najpierw, podczas kongresu PiS w pierwszych dniach lipca, Jarosław Kaczyński zapowiedział rządową rekonstrukcję. Potem całymi tygodniami trwały rozmowy Kaczyńskiego z działaczami partii i upokarzanie Beaty Szydło. To ona miała konsultować z prezesem skład nowego rządu, wskazać mu jego słabe punkty. Najwyraźniej ten egzamin oblała, bo w pewnym momencie zaczęto mówić, że to Kaczyński będzie premierem, a ona usunie się w cień. Ostatecznie na premiera wskazany został Mateusz Morawiecki, ale żeby uspokoić twarde PiS, zakochane w Beacie Szydło, zostawiono mu stary skład rady ministrów. Teraz ten skład został wywrócony do góry nogami. Kaczyński zmienił rząd na raty, taktyką salami. Łzy po Antonim Największa zmiana to dymisja Antoniego Macierewicza, szefa Ministerstwa Obrony Narodowej. Mimo że jeszcze w nocy z 8 na 9 stycznia związani z nim dziennikarze zapewniali, że w rządzie zostanie. Posadę stracili też pupil Radia Maryja minister środowiska Jan Szyszko oraz szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski – ostro stawiający w ostatnim czasie na twarde PiS. Wcześniej z fotelem premiera pożegnała się Beata Szydło. Twarde PiS utraciło więc niemal wszystkich swoich ludzi. „Służby i lewactwo ich pokonały”, płakała nad tą rzezią polityczną Krystyna Pawłowicz. „Na Dudę już nie zagłosuję. Dla mnie sprawa odwołania ministra Antoniego Macierewicza jest oczywista. Prezydent Andrzej Duda dopiął swego, wyszantażował tę dymisję, a ja obiecałem, że w takiej sytuacji na niego nie zagłosuję. I tej obietnicy dotrzymam”, deklarował z kolei Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”. A jego zastępczyni Katarzyna Gójska dopowiadała: „Nieuzasadnionymi, a bardzo często wręcz prymitywnymi atakami na ministra Antoniego Macierewicza prezydent Duda definitywnie pozbawił się szans na drugą kadencję, a przez wielu swoich wyborców zostanie zapamiętany jako polityk, który po prostu ich zdradził. A w kluczowych sprawach, jakimi są wyjaśnienie Smoleńska i oczyszczenie armii RP ze złogów i nominatów Kiszczaka, stanął po stronie, którą plastycznie można opisać: »tam, gdzie stało ZOMO«”. Z kolei współpracujący z „Gazetą Polską” Witold Gadowski w „Komentarzu Tygodnia” na swojej stronie powiedział, oceniając zmiany w rządzie: „Mam nieodparte wrażenie, że ktoś tu kogoś robi w balona. Wybraliśmy rząd PiS, a tymczasem ten rząd zmienia się w rząd PO i UW, czyli tego wszystkiego, co szkodziło Polsce i czego nie lubię”. To tylko niektóre reakcje zwolenników Antoniego Macierewicza. Dla nich odejście szefa MON to katastrofa, zdrada, zmiana polityki rządzącej prawicy. Tę złość można zrozumieć. Wyrzucenie Macierewicza, a także Szyszki, Waszczykowskiego i Beaty Szydło, to bardzo czytelny sygnał dla ludzi związanych z PiS. Cała ta czwórka, z Macierewiczem na czele, była grupą najmocniej atakowaną przez opozycję. Macierewiczowi zarzucano, że rozbija polskie wojsko i nie potrafi przeprowadzić żadnego przetargu na sprzęt dla armii. Jan Szyszko był na cenzurowanym z powodu wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej. Witolda Waszczykowskiego krytykowano za jego zupełnie niedyplomatyczne wypowiedzi. W tych potyczkach wszyscy oni mogli liczyć na część prawicowych mediów. Na „Gazetę Polską” i media związane z Tadeuszem Rydzykiem. Dziś, po rekonstrukcji, okazuje się, że nadstawianie głowy za Macierewicza było bez sensu. Nie dlatego, że nie warto bronić własnego zdania, tylko ze względu na to, że opinię krytyków podzielają premier Morawiecki, prezydent Duda i prezes Jarosław Kaczyński. Bo to oni w trójkę musieli zadecydować o nowym kształcie personalnym rządu. Dymisja Macierewicza jest więc znakiem dla polityków i dziennikarzy, ale przede wszystkim dla urzędników i funkcjonariuszy – że istnieje granica służalczości i śmieszności. Nie warto się wiązać z kontrowersyjnymi politykami, bo ich czas szybko mija, a wtedy razem z nimi można iść na dno. Po tej wolcie zdolności sprawcze PiS będą już inne. Prezesie, dlaczego? Dlaczego Kaczyński zdecydował się na odcięcie










