Rewolucja w Kurdystanie?

Rewolucja w Kurdystanie?

Zachód dostrzegł w Kurdach siłę zdolną powstrzymać ofensywę Państwa Islamskiego

Proklamowanie kalifatu przez Państwo Islamskie zwróciło uwagę świata na Kurdów. Zachód dostrzegł w nich siłę zdolną powstrzymać ofensywę dżihadystów i zaczął ich zbroić. A skonfliktowane ugrupowania kurdyjskie zawierają między sobą sojusze, o jakich do niedawna nikomu się nie śniło. Czy zmieniająca się sytuacja geopolityczna na Bliskim Wschodzie będzie dla Kurdów przełomem?
„Państwo Islamskie stanowi zagrożenie dla życia milionów ludzi, stabilności Iraku i całego regionu, a biorąc pod uwagę liczbę zagranicznych bojowników, którzy zasilili jego szeregi, również zagrożenie dla bezpieczeństwa Niemiec i Europy”, oświadczyła Angela Merkel po spotkaniu z szefami resortów obrony, spraw zagranicznych i gospodarki 31 sierpnia. Ministrowie zadecydowali, że Berlin dozbroi irackich Kurdów, którzy walczą z Państwem Islamskim. Jest to wyraźny zwrot w polityce Niemiec, które nie wysyłają broni na obszary konfliktów zbrojnych. Minister obrony Ursula von der Leyen poinformowała, że do końca września Niemcy wyposażą w broń ok. 4 tys. kurdyjskich żołnierzy.
Tego samego dnia pomoc zbrojną dla Kurdów zadeklarował premier Australii Tony Abbott. Dwa tygodnie wcześniej swój opór przed bezpośrednim dozbrojeniem kurdyjskich bojowników przełamał Londyn (dotychczas jedynie dopomagał innym krajom w tranzycie broni do północnego Iraku). Dostawy wysyłają Amerykanie i Francuzi. W ich ślady 3 września zdecydowali się pójść Włosi – szefowa resortu obrony Roberta Pinotti zapowiedziała, że rząd wyśle pomoc wojskową nie później niż w ciągu tygodnia. Uzbrojenie, głównie karabiny maszynowe, amunicja, broń przeciwpancerna oraz ręczne wyrzutnie, przekazane zostanie peszmergom – bojownikom Kurdyjskiego Rządu Regionalnego (kurdyjskiej autonomii na północy Iraku).
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Zachód dość późno zorientował się, co się dzieje. Kurdyjskie bojówki usiłowały zapobiec postępom militarnym fundamentalistów z Państwa Islamskiego w północnej Syrii już od dwóch lat. Nie otrzymały jednak zachodniego wsparcia, gdyż same, jak Partia Pracujących Kurdystanu (PKK), uznawane były za ugrupowania terrorystyczne. Teraz zaistniała szansa na zmianę tej sytuacji.

Podzieleni nie tylko granicami

„Największy naród bez państwa” – to fraza, która zazwyczaj jako pierwsza przychodzi na myśl, gdy mowa o Kurdach (ich liczebność szacuje się na 35–40 mln). Historia nie obeszła się z nimi łaskawie. Zamieszkane przez nich roponośne tereny o ogromnym znaczeniu strategicznym były łakomym kąskiem dla światowych potęg. Po okresie podległości imperium osmańskiemu skusiły Francję i Wielką Brytanię, które w 1916 r. podpisały układ Sykes-Picot, dzieląc Bliski Wschód na strefy wpływów.
Po raz pierwszy nadzieja dla Kurdów pojawiła się w 1920 r. wraz z traktatem pokojowym z Sevres, zawartym pomiędzy aliantami a imperium osmańskim. Zakładał on powstanie autonomicznego Kurdystanu, o którego ewentualnej niepodległości miał zadecydować zorganizowany w ciągu roku plebiscyt. Postanowienia te nie weszły jednak w życie – zrewidował je traktat z Lozanny z 1923 r. O Kurdystanie nie było w nim nawet wzmianki.
Kurdowie żyją głównie na terenach czterech państw – Turcji, Iraku, Syrii i Iranu, ale dzielą ich nie tylko granice państwowe. Reprezentujące ich ugrupowania polityczne ostro rywalizują o władzę, różniąc się w kwestiach tak podstawowych jak wizja przyszłości, strategia działania i światopogląd. Z całą ostrością widać to na przykładzie przywódców ruchu kurdyjskiego.
Pierwszy, Abdullah Öcalan, zaczął działać w latach 70. w Turcji. Skupił wokół siebie młodych gniewnych o marksistowskich sympatiach i w 1978 r. ogłosił powstanie Partii Pracujących Kurdystanu. Szybko zyskała ona sporą popularność. Doktrynalnie pojmowane pojęcie państwa narodowego nie tylko wykluczało uznanie Kurdów za mniejszość narodową, ale także w 1983 r. skłoniło władze tureckie do przyjęcia dekretu nr 2932, który de facto zabraniał nawet używania języka kurdyjskiego (dekret zniesiono w 1991 r.). W marcu 1984 r. PKK rozpoczęła walkę partyzancką przeciw Turcji. Do dziś konflikt ten pochłonął w sumie 40 tys. ofiar po obu stronach. W 1999 r. Öcalan został pojmany i skazany na karę śmierci. Ponieważ Turcja, dążąc do członkostwa w Unii Europejskiej, wprowadziła memorandum na jej wykonywanie, wyrok został zamieniony na dożywocie. Dotychczasowy premier, a od niedawna już prezydent, Recep Tayyip Erdoğan, w 2012 r. podjął z przebywającym w więzieniu na wyspie İmralı Öcalanem rozmowy pokojowe. Wprowadził też pewne reformy, które mają polepszyć sytuację Kurdów i zaskarbić mu ich poparcie. Jednak PKK do dziś uznawana jest zarówno przez Turcję, jak i UE oraz USA za organizację terrorystyczną.
Drugą niezwykle ważną dla Kurdów osobą jest Masud Barzani. Od 1979 r. przewodzi po ojcu, Mustafie, Demokratycznej Partii Kurdystanu (KDP), a od 2005 r. pełni funkcję prezydenta autonomii kurdyjskiej na północy Iraku. Początkowo KDP dzieliła władzę z Dżalalem Talabanim i jego ugrupowaniem, szybko jednak go zmarginalizowała. Barzani, w przeciwieństwie do Öcalana, reprezentuje konserwatywne, religijne spojrzenie na świat.

Bardziej lśniąca strona medalu

Sunnicka tożsamość Barzaniego była bardzo bliska Erdog˘anowi. Tyle że wspólne poglądy to w tym przypadku za mało. Ankara obawiała się, że współpraca z irackimi Kurdami może ich zachęcić do wysuwania postulatów niezależności od Bagdadu, a w dalszej perspektywie do proklamowania niepodległości. To z kolei mogłoby dać impuls do walki o autonomię Kurdom tureckim. Ponadto Ankara oskarżała Kurdyjski Rząd Regionalny w Irbilu, że przymyka oko na bazy PKK znajdujące się w górach Kandil na północy Iraku.
Jednocześnie Erdog˘an widział drugą stronę medalu. Zamieszkane przez Kurdów południowo-wschodnie tereny Turcji przez całe dziesięciolecia były najmniej rozwiniętym i najbiedniejszym obszarem kraju. Polepszenie sytuacji Kurdów na tych ziemiach mogło znacznie osłabić poczucie alienacji mieszkańców, zapewniając Erdoganowi ich poparcie i utrudniając PKK rekrutowanie zwolenników. Dlatego od 2007 r. Ankara zaczęła się angażować w rozmowy z Irbilem. Wymierne korzyści ekonomiczne ze współpracy szybko odczuły obie strony – obecnie iracki Kurdystan stanowi po Niemczech drugi rynek zbytu dla tureckich towarów, a od zeszłego roku zawierane są kolejne umowy energetyczne, na mocy których z irackiego Kurdystanu płynie do Turcji ropa.
Barzaniego i Erdog˘ana połączył też wspólny wróg – rywal, którego nie chcieli dopuścić do władzy. Ich niechęć do dzielenia się rządami była jednym z czynników, który pomógł Państwu Islamskiemu urosnąć w siłę.

Zasypywanie okopów

Rywalem w walce o władzę była działająca na terenie Syrii kurdyjska Partia Unii Demokratycznej (PYD). Turcja patrzyła na nią tym niechętniej, że miała ona silne powiązania z PKK. W toku wojny domowej w Syrii PYD przejęła kontrolę nad północno-wschodnią częścią kraju (tzw. Rojava, Zachodni Kurdystan). Aby zapobiec ogłoszeniu przez Rojavę autonomii, Ankara zdecydowała się popierać ugrupowania wrogie PYD, w tym Państwo Islamskie. Turcja zaczęła udzielać ich bojownikom wsparcia finansowego, militarnego i logistycznego.
Jednak ani to, ani embargo nałożone na Rojavę przez Barzaniego, nie zdołało zapobiec realizacji scenariusza, którego tak bardzo obawiały się Ankara i Irbil. Pod koniec stycznia PYD proklamowała powstanie syryjskiej autonomii, złożonej z trzech kantonów – Cizre, Kobane i Afrin. Sprawy zaszły jednak dużo dalej i przybrały bardzo niepokojący obrót, gdy w czerwcu Państwo Islamskie proklamowało kalifat. Skala okrucieństwa jego dżihadystów i ich sukcesy militarne wstrząsnęły całym światem. Również światem kurdyjskim – zwalczające się ugrupowania kurdyjskie zaczęły się jednoczyć w walce z dżihadystami. Symbolicznym znakiem zmian było zasypanie okopów, które peszmergowie wykopali między irackim Kurdystanem a kontrolowanymi przez PYD obszarami Syrii.

W stronę przełomu?

Kolejne porażki peszmergów w starciach z Państwem Islamskim skłoniły PKK oraz bojówki PYD (Ludowe Oddziały Obrony, YPG) do ruszenia im z odsieczą. Odkładając na bok narastającą przez lata wzajemną wrogość, de facto uformowano kurdyjski sojusz militarny przeciwko dżihadystom. Ocalił on życie setkom jazydów w prowincji Sindżar, zanim z pomocą przyszły im Stany Zjednoczone.
Siłę uprzedzeń obrazują spekulacje, że prawdziwym powodem pomocy udzielonej przez PKK i YPG peszmergom są plany zajęcia przez nich prowincji Sindżar i utworzenia na tym terenie kolejnego kantonu. Jednak nieufność wobec intencji Partii Pracujących Kurdystanu nie była w stanie przyćmić pozytywnego wpływu tych wydarzeń na wizerunek PKK i PYD. Ich bojownicy udowodnili, że potrafią walczyć we wspólnej kurdyjskiej sprawie. Masud Barzani osobiście podziękował im za wsparcie.
A Zachód zaczął uważnie przyglądać się Kurdom. Zainteresowali się nimi zarówno politycy, jak i media, które w ostatnich latach niemal nie poświęcały im uwagi, pozwalając, by rewolucja w Rojavie przeszła niezauważona. Obecnie komentatorzy nie tylko zaczęli mówić o wydarzeniach w Kurdystanie, ale nawet stawiać Kurdów za przykład dla regionu, podkreślając, że konstytucja trzech kantonów Rojavy, tzw. Karta Społecznego Kontraktu, stanowi demokratyczny kompromis, uwzględniający interesy mniejszości narodowych, etnicznych lub wyznaniowych. Zwrócili też uwagę na udział kobiet w kurdyjskich bojówkach i w strukturach władz – na czele kantonu Afrin stoi kobieta, Hevi Ibrahim.
Kiedy w lipcu Masud Barzani zapowiedział plany ogłoszenia referendum niepodległościowego, nikt chyba nie miał wątpliwości, jak nieprzewidywalny i dynamiczny może być rozwój wydarzeń w świecie kurdyjskim. Wiadomości ostatnich tygodni nie tylko to potwierdzają, ale także zwiastują kolejne zmiany, zarówno w układzie sił pomiędzy kurdyjskimi ugrupowaniami, jak i w postawie Zachodu. Obecnie trudno jednak określić, dokąd prowadzą kolejne ścieżki, które pojawiły się wśród splątanych kurdyjskich dróg.

Wydanie: 2014, 37/2014

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy