Ludzie, którzy doszli do władzy dzięki zwycięstwu Solidarności i teraz rządzą, mimo dwudziestu kilku lat obecności w polityce nadal wyglądają na ludzi nie na swoim miejscu. Przypominają raczej aktywistów skrajnych ruchów ideologicznych pojawiających się w różnych krajach i różnych czasach, takich jak anarchizm, maoizm, spóźniony monarchizm, faszyzm, narodnictwo występujące pod różnymi nazwami itp. Niektóre z tych ruchów zdobywały trochę władzy, jak zieloni, lub nawet całą władzę. To wspólne, co ze sobą mają, czym jest? Pominę taką cechę jak nienawiść do państwa takiego, jakim w danym czasie ono było, i podkreślę coś, co się może wydaje mało określone, ale jest bardziej podstawowe: obok fałszywego idealizmu nieznajomość życia. Wśród aktywistów tych ruchów wygrywają Don Kichoci, co wszystko widzą w optyce swoich fantazji.
Fantazją polskich Don Kichotów trzymających władzę jest antykomunizm, tak jak komunizm był fantazją Don Kichotów, którzy po wojnie ustanawiali nowy ustrój. Jest jednak różnica: komuniści mieli realnego przeciwnika i starcie z nim było kształcące, uczyło realizmu. Teraźniejsi Don Kichoci są antykomunistami, ścierają się z czymś, czego nie ma. Ich nic nie nauczy realizmu ani nawet umiaru. Cechę marginalności zachowują do końca swego panowania.
•
Język polityczny w Polsce jest niewiarygodnie bałamutny. Słowo komunizm straciło swoją treść. Jest to ważny fakt, bo stało się ogólnikową nazwą czegoś, co jest traktowane jak przestępstwo, za które grozi kara. Można je rozciągać tak szeroko, jak się chce, a to znaczy, że Don Kichot może dowolnie wybraną grupę karać za przestępstwo komunizmu. Albo totalitaryzmu, co znaczy to samo.
Nikogo, jak widzę, nie razi wypowiedź, że państwo polskie było komunistyczne. Wolno użyć takiego zwrotu w funkcji retorycznej, ale uznaje się niemal powszechnie, że to ma sens dosłowny. Komunizm w sensie właściwym odnosi się do systemu gospodarczego, oznacza zniesienie wolnego rynku. Utopia gospodarcza narzucała system kontroli społeczeństwa odczuwany jako absurdalny, bo taki był, ale trzeba pamiętać, że w rzeczywistości był tylko skutkiem. Państwo, mówiąc ściśle, nie tylko nie było komunistyczne, ale utopia komunistyczna zakładała zniesienie państwa, jak wiadomo.
Nie ma tak roztargnionego prawnika, który nie rozróżniałby pojęć „państwa” i „prawa”, ale są profesorowie prawa, którzy nazywają państwo komunistycznym z powodu komunistycznej gospodarki i jej skutków politycznych. Języka potocznego nie zmienimy, ale szachrajstwem jest wprowadzanie słowa komunizm w sensie potocznym do terminologii prawniczej. Takie szachrajstwo dla tysięcy ludzi żyjących pod panowaniem antykomunistycznej donkichoterii skutkuje utratą środków do życia lub innymi prześladowaniami.
•
Rozmawialiśmy kiedyś, dziwując się, że polityczna cyganeria przyznała sobie prawo do osądzania i karania ludzi, którzy poprawnie, a często z oddaniem dla dobrych celów służyli państwu polskiemu w czasach komunistycznej gospodarki i innych niezawinionych utrudnień politycznych czy geopolitycznych. Jeszcze dziwniejsze nam się wydało, że ta uzurpacja sędziowska jest uznawana przez znaczną część społeczeństwa. Mniej dziwne, że przez ludzi młodych, bo w tym duchu indoktrynuje szkoła od lat dwudziestu kilku. Mój rozmówca, człowiek obyty z uniwersytetami, także zagranicznymi, więc wykształcony w zakresie nauk społecznych, poza tym mądry i myślowo niezależny, powiedział, że PRL była najbardziej udanym, najlepszym według stosownych kryteriów państwem w całej historii Polski. Najpierw się zdziwiłem, następnie usiłowałem domyślić się rozumowania mojego rozmówcy, które go do takiego wniosku doprowadziło, a w końcu przyznałem mu rację, robiąc zastrzeżenie dla samego siebie, że pewne okresy historii Polski powinienem lepiej poznać. Na pierwszy rzut oka co pozytywnie wyróżniało Polskę Ludową? Terytorium najlepsze z tych, jakie Polska kiedykolwiek zajmowała, brak powodów do wewnętrznych, rozbijających państwo od środka konfliktów etnicznych, także polityka socjalna zapewniająca równość i bezpieczeństwo socjalne, upowszechnienie kultury, dobra administracja. Długo można wyliczać, ale w jednej rozmowie i w jednym felietonie nie można tak trudnego zagadnienia sformułować, nie mówiąc o rozwiązaniu. Zwłaszcza że ma się przeciw sobie niemal całą (konformistyczną) historiografię dawną i dzisiejszą. „Trudno znaleźć w naszych dziejach – pisał Jan Nowak-Jeziorański – wydarzenie bardziej epokowe niż powrót do macierzy Śląska z Wrocławiem, Pomorza Zachodniego, Ziemi Lubuskiej i Warmińskiej. Odwrócony został tysiącletni bieg historii, który wypchnął Polskę z jej piastowskiej kolebki i przesuwał na Wschód”. A szczątki solidarnościowe uważają, że oni zrobiliby to lepiej.
Gospodarka PRL nie była komunistyczna – NIGDY. Gospodarka komunistyczna wyklucza istnienie sektora prywatnego, a ten w Polsce Ludowej istniał i dawał utrzymanie 30-50% populacji, głównie w rolnictwie. Rozrastał się też systematycznie prywatny sektor usług i wytwórczości. W 1989 roku w prywatnym przemyśle pracowało ok. 700 tys. ludzi, czyli niemal tyle, co w prywatnym przemyśle przedwojennym. To, że w przemyśle PRL dominował sektor państwowy tylko po części było wynikiem obowiązującej doktryny politycznej. Przede wszystkim, była to JEDYNA REALNA możliwość uprzemysłowienia Polski. W Polsce NIGDY nie było wystarczającego prywatnego kapitału, tak materialnego, jak i intelektualnego, który umożliwiłby stworzenie jakiejkolwiek nowoczesnej branży przemysłu. Polakom wmawia się piramidalne bzdury o rzekomo kwitnących, przedwojennych fabrykach, które komuniści ponoć odebrali prawowitym właścicielom i doprowadzili do upadku. Jeśli tak ten prywatny przemysł kwitł, to dlaczego największą przedwojenną inwestycją przemysłową był Centralny Okręg Przemysłowy, przedsięwzięcie całkowicie państwowe? W dodatku ten model uprzemysłowienia zamierzano kontynuować przez co najmniej następne 10 lat. Czy II RP była państwem komunistycznym?
Po wojnie ok. 60% przemysłu leżało w gruzach i żaden mityczny prywatny kapitał nie byłby go w stanie podnieść. Niesłychanie szczupłe środki, jakimi dysponował kraj w 1945 roku musiały zostać skoncentrowane i tylko państwo mogło tego dokonać.
„Komunistyczna” Polska w ciągu 18 lat zbudowała prawie do połowy elektrownię atomową w Żarnowcu, w dodatku w połowie siłami polskich przedsiębiorstw budowlanych czy przemysłowych. III RP w ciągu niemal 30 lat zdołała tę inwestycję utopić w błocie oraz założyć spółkę, której po kilku latach aż udało się nie ustalić lokalizacji nowej elektrowni. Za to pensje zarząd owej spółki wypłacał sobie z grubsza 10-krotnie większe, niż zarabiał dyrektor PRL-wskiego przedsiębiorstwa. Za PRL-u za taką „efektywność” zapadłoby co najmniej kilka wyroków dożywotniego więzienia, za III RP będą kolejne synekury dla „wybitnych managerow”.
Jak to jest, że po niemal 30 latach III RP czołówkę wielkich przedsiębiorstw (jeszcze polskich) tworzą zakłady post-PRL-owskie: petrochemia, energetyka itd?
Jeśli PRL-owska gospodarka miała niemało niedociągnięć, to co w takim razie powiedzieć o III RP?
To są FAKTY, których obecni zakłamani pseudo-prawnicy albo niby-historycy nie znają, albo bardzo nie chcą, żeby nie przedostały się do publicznej świadomości, bo cały mit sukcesu post-solidarnościowej Polski po prostu ległby z gruzach. A że jest takich faktów duuuuuuuużo wiecej, więc i propaganda kłamstw się intensyfikuje. I trafia na podatny grunt wśród coraz głupszej populacji, niezdolnej do prostej analizy faktów i liczb. Ogłupionemu ludkowi trzeba podsunąć kukłę „komuny” do obszczekiwania i szarpania po kostkach, fakty i liczby są bez znaczenia…
Znają, znają te prawdy, ale świadomie i z wyrachowaniem je przemilczają. Tak się rodzi tzw. częściowa prawda czyli: zakłamywanie przeszłości. Gdy do tego dodamy zakłamywanie dnia dzisiejszego wyjdzie w bilansie rząd dusz. A o to przecież obecnej większości sejmowej chodzi! Pozdrawiam -w.