Immanuel Kant, wielki filozof, dopatrzył się w człowieku dwu rozumów – czystego teoretycznego i praktycznego. Rozum czysty służy do badania, jak się rzeczy naprawdę mają w świecie, czy to materialnym, czy duchowym. Rozum praktyczny orzeka natomiast, jak być powinno. Rozum czysty, na przykład, prowadzi do wniosku, że nie można udowodnić istnienia Boga i nie można też udowodnić jego nieistnienia. W tę trudność wkracza rozum praktyczny i rozstrzyga, że z pewnych względów lepiej byłoby, gdyby Bóg istniał, należy zatem przyjąć, że istnieje. Zastosowany do kwestii społecznych rozum praktyczny mówi nam, że wszyscy ludzie są równi i powinni mieć jednakowe prawa. Jest to pogląd niewątpliwie sprawiedliwy. Prawa człowieka powinny w pełnym wymiarze obowiązywać we wszystkich krajach świata, ponieważ oczywiste jest, że wszyscy ludzie pragną wolności oraz dobrobytu, który nie smakuje bez wolności. Powagę prawa do wolności wzmacnia jeszcze ten niezbity fakt, że wszystko, co żyje, pragnie wolności i ucieka z wszelkich klatek i innych miejsc, gdzie zostało umieszczone wbrew własnej woli. Nie mają więc racji różni mędrkowie, którzy twierdzą, że wolność należy tylko do europejskiego i amerykańskiego systemu wartości, a mieszkańcom Chin czy Nepalu rzekomo na tym mniej zależy. Mylił się też w dużym stopniu polski pisarz z czasów renesansu, Łukasz Górnicki, gdy pisał, że Moskwicin żyje w jarzmie, bo gdyby mu dano wolność, to nie wiedziałby, co z nią zrobić. Na postulatach rozumu praktycznego opierają się – nie wiedząc może o tym – zwolennicy ekonomii neoliberalnej, którzy sądzą, że nieskrępowana wolność gospodarcza ze swoją tak zwaną niewidzialną ręką wszędzie przynosi takie same zbawienne skutki. Dobrobyt stałby się udziałem całej ludzkości, gdyby system wolnorynkowy zapanował w każdym kraju, i trzeba dziękować rządom Stanów Zjednoczonych, że się tego od wszystkich domagają, grożąc opornym wpisaniem na listę państw zbójeckich. Rozum czysty ma w tej sprawie trochę inne zdanie. Jeżeli na chwilę zawiesić pytanie, co być powinno, i zapytać, jak jest, to zauważy się, że na terenie całych Stanów Zjednoczonych panuje jeden system, właśnie wolnorynkowy (do jakiego stopnia jest on wolny od interwencji rządowej, to pytanie odłóżmy sobie na inną okazję). Mimo że system jest ten sam w całym tym wielkim kraju, skutki, jakie on daje, nie wszędzie są takie same. Wskutek powodzi miasto Nowy Orlean stało się przez pewien czas przedmiotem zainteresowania mediów i cały świat mógł zobaczyć, że pod pewnymi ważnymi względami, i właśnie też gospodarczymi, bardziej ono przypomina niektóre miasta Afryki Środkowej niż północne miasta amerykańskie. Sami Amerykanie byli tym zdziwieni. Dla uproszczenia zawęźmy pole obserwacji do jednego wielkiego miasta i niech nim będzie Nowy Jork. Ta sama demokracja, to samo prawo i te same reguły gospodarki rynkowej w całym mieście, a mimo to kolosalne różnice zamożności i zachowań ekonomicznych między różnymi dzielnicami, a zwłaszcza różnymi skupiskami etnicznymi! Inaczej z systemu wolnorynkowego korzystają tak zwani WASP-owie (biali protestanci pochodzenia anglosaskiego), inaczej Afroamerykanie z Harlemu i Bronksu, przeważnie bezrobotni żyjący z socjalu, inaczej Włosi, nadreprezentowani w mafiach i tworzący najprzyjemniejsze, przynajmniej na mój gust, dzielnice we wszystkich miastach, a jeśli chodzi o dzielnicę chińską, to nigdzie indziej nie widziałem takiej skrzętności i pracowitości jak w Chinatown. Kto się przypatrzył z namysłem chińskiej dzielnicy w Nowym Jorku, nie będzie się dziwił sukcesowi gospodarczemu całych Chin. Gdy innych do pracy trzeba zmuszać, Chińczykom wystarczy pozwolić. Własność prywatna, „prawdziwe” ceny, prawo do produkowania i handlu są niewątpliwie warunkami rozwoju gospodarczego, ale wielkim złudzeniem jest pogląd, że gospodarka wolnorynkowa każdemu narodowi przyniesie te same skutki, te same korzyści. W ideologicznym zacietrzewieniu zwolennicy neoliberalizmu wyprowadzają ten niesamowicie szybki wzrost produkcji, jaki zachodzi od XIX wieku, z liberalnych zasad gospodarowania. Wszystko przyjemniej jest robić w warunkach wolności, także gospodarować, ale zróbmy myślowy eksperyment: zostawmy gospodarce wszystkie wolności, a wycofajmy tylko silnik spalinowy i elektryczność. Pomoże nam to uświadomić sobie, skąd pochodzi dzisiejsze bogactwo. Gospodarka zawsze była oparta na wiedzy, nie dopiero teraz; Colbert, minister Ludwika XIV, wysyłał szpiegów do Anglii, bardziej gospodarczo i technicznie zaawansowanej wówczas od Francji, aby mu donieśli, jakie machiny i jakie sposoby gospodarowania stosują Anglicy. Mówiąc, że gospodarka
Tagi:
Bronisław Łagowski









