Gdzie są twoje zęby? – spytałam. Mama miała złote koronki. Niemcy wyrwali jej zęby za życia dla tych kilku gramów złota Miała wtedy 20 lat. Przywieziono ją tu razem z mamą, która wkrótce zmarła. Była bardzo zaskoczona, gdy okazało się, że wśród obozowych władz jest Polka. Była ona wyjątkowo brutalna i okrutna. Seweryna nie mogła zrozumieć, jak Polka może Polce wyrządzać krzywdę. Rozdzieleni Zanim wybuchła wojna, Polacy ze Śląska żyli z Niemcami w dobrych relacjach. Chodziłam do gimnazjum w Chorzowie, a naprzeciwko znajdowała się Eichendorffschule1 i wszyscy się tolerowaliśmy. Nawet kamienica, w której mieszkaliśmy, należała do Niemca. Na początku II wojna światowa nie wpłynęła na te relacje. Kiedy Niemcy aresztowali mojego tatę Józefa Sokołowskiego, nie wiedziałam jeszcze, że działania wojenne rozdzielą nas bezpowrotnie. Już pół roku późnej gestapowcy z Żywca zabrali mnie i moją mamę Ludmiłę na posterunek do Bielska, aby nas przesłuchać. – Dlaczego? Za co nas aresztowaliście? – dopytywała mama. – Przez waszych kochanych Polaków – odpowiedział jeden z niemieckich funkcjonariuszy. Był 20 lipca 1943 r. Pamiętam tę datę, bo z samego rana poszłyśmy do kościoła na mszę za duszę mojego szwagra, a zięcia mamy, Czesława – na ten dzień przypadały jego imieniny. Czesław zginął w Katyniu, był mężem mojej siostry. Po mszy mama wróciła do domu, a ja udałam się do pracy do zakładu fotograficznego, którego właścicielem był pan Jankowski. Lubiłam tę pracę. Dzięki temu, że znałam język niemiecki, mogłam obsługiwać nie tylko Polaków, co cenił sobie mój szef. Mnie aresztowali właśnie w zakładzie fotograficznym, a mamę w domu. Spotkałyśmy się dopiero na miejscu przesłuchania. Nie trzymali nas tam długo. Niemal natychmiast przewieźli nas furgonetką do Oświęcimia. Na Śląsku słyszało się o obozie Auschwitz-Birkenau i co robią tam z ludźmi. Wiedzieliśmy, że jest to obóz zagłady. Nikt nie domyśli się nawet, co poczułam, gdy się dowiedziałam, gdzie mnie zabierają! Strach mieszał się z niedowierzaniem, że to naprawdę mnie spotyka! Miałam wtedy 20 lat, więc doskonale rozumiałam, że podróż ta niesie śmiertelne niebezpieczeństwo. W końcu o Oświęcimiu wiele osób mówiło, że wchodzi się tam przez bramę, a wychodzi kominem. Dla nas było to więc jak wyrok śmierci. Zanim mnie aresztowali, zdążyłam jeszcze spotkać miłego chłopca, Jerzego. Zaprzyjaźniliśmy się do tego stopnia, że poznałam jego matkę, Joannę Podbioł. Myślałam wtedy, że gdyby nie wojna, może nasze losy potoczyłyby się inaczej i mielibyśmy szansę na wspólne życie. Będąc w obozie, byłam jednak przekonana, że żadna przyszłość mnie nie czeka. Przyjęcie nas do obozu odbywało się w Brzezince. Tym, co w obozie zagłady było najgorsze i czego nie mogę zapomnieć, był rozkaz Niemców, aby rozebrać się do naga, co sprawiło, że poczułam się całkowicie odarta z honoru i godności. Nie tylko jako kobieta, ale przede wszystkim jako człowiek. Szokiem dla mnie było także ścięcie włosów i wytatuowanie numeru obozowego. Tatuaż robiła mi Żydówka. Nakłuwając skórę, wielokrotnie sprawiała mi ogromny ból. Później w miejscu wytatuowanego numeru zrobiły się wrzody, a następnie strupy. Numer obozowy na moim przedramieniu pozostał do dziś, tak jak wszystkie tragiczne wspomnienia. Ani one, ani tatuaż nie chcą zblaknąć. Do ubrania dostałyśmy pasiaki i drewniane trepy. Ironią było, że tak umęczone i wychudzone nosiłyśmy drewniaki kilkakrotnie większe od naszych stóp. Niektóre kobiety nie miały siły podnosić nóg, aby chodzić. A co dopiero pracować. Praca była typowo fizyczna. Przynajmniej ta, do której mnie skierowano. Najpierw noszenie kamieni – z jednego miejsca na drugie, tylko po to, aby nas zmęczyć i czymś zająć. Niczemu więcej to nie służyło. Innym razem była to fizyczna praca przy burakach cukrowych. Kilka gramów złota Do Oświęcimia trafiłam razem z mamą i z nią byłam na jednym bloku, na wspólnej koi przez długi czas. Nie mogę powiedzieć, że dzięki jej obecności było mi lżej w obozie, bo te warunki ciężko było znieść zarówno wspólnie, jak i w pojedynkę. Było mi na pewno łatwiej psychicznie, ponieważ miałam przy sobie kogoś bliskiego, z kim można dzielić smutek i strach przed kolejnym dniem. To poczucie bliskości z mamą i jednocześnie komfort obcowania z nią zniknęły w 1944 r. Nie wiem dokładnie, kiedy mama zachorowała, bo w obozie ciężko było liczyć dni.









