Schody

Kuchnia polska Skończyły się żarty, zaczynają się schody – można by powiedzieć po pierwszej turze francuskich wyborów prezydenckich. Schody, z których można spaść. Do tej pory formacje nacjonalistyczne, oparte na ksenofobii i potrącające raz po raz o struny wręcz faszystowskie należały mimo wszystko do europejskiej menażerii politycznej. Piszę „mimo wszystko”, bo przecież w Austrii mamy rząd Haidera, we Włoszech nacjonaliści Bossiego nie są całkiem obcy sercu premiera Berlusconiego, a i w Niemczech nie brakuje rozmaitych ruchów posthitlerowskich, zaś próba zdelegalizowania NPD, narodowej partii Niemiec, zakończyła się kompromitującym fiaskiem. Mimo to jednak większość europejskiej opinii nie miała ochoty zamykać się w nacjonalistycznej klatce, traktując populistycznych nacjonalistów z pogardą lub lekceważeniem. Niestety, wynik pierwszej tury wyborów francuskich, w której nacjonalista Le Pen pokonał socjalistycznego premiera Lionela Jospina, eliminując go z dalszej gry, każe zrewidować ten nazbyt optymistyczny obraz. Oczywiście, że Le Pen nie ma szans, aby zostać prezydentem. Teraz wokół Chiraca, kandydata liberalnej prawicy i dotychczasowego prezydenta, skupią się głosy większości, od liberałów po komunistów i ktoś słusznie napisał, że ta koalicja wokół Chiraca przypomina naszą koalicję wokół Wałęsy przeciw Tymińskiemu, a więc jest to koalicja jedyna, lecz smutna. Ale układ sił politycznych we Francji nie będzie już taki jak dotąd, demokracja została zachwiana, nie będzie już ona dialogiem pomiędzy globalistycznymi liberałami a reformatorskimi socjalistami – bo akurat francuscy socjaliści są jedynymi w Europie, którzy naprawdę poszukiwali nowych rozwiązań społecznych, widząc na przykład rozwiązanie problemu bezrobocia w skróconym tygodniu pracy przy niezmniejszonej płacy. Teraz jednak pomiędzy te dwie siły wszedł Le Pen, wrzeszczący „Francja dla Francuzów!”, szczujący na „obcych”, a więc przede wszystkim na imigrantów z dawnych kolonii francuskich w Afryce i Azji, powątpiewający w realność Oświęcimia. Trzeba się będzie z tym liczyć nie tylko we Francji, ale także w Unii Europejskiej. Cokolwiek by bowiem mówić o równości państw unijnych, wiadomo, że filarami Unii są od początku dwa kraje – Francja i Niemcy. Sukces Le Pena, obecność Le Pena tuż za plecami francuskiego prezydenta zmieni obraz Unii na naszą niekorzyść, bo przecież Le Pen – nacjonalista – chce zerwania Francji z Unią, a więc, praktycznie, końca Unii. I w tym właśnie miejscu oczywistą staje się potrzeba nowego spojrzenia zarówno na naszą taktykę, jak i ideologię unijną. Niedawno cytowałem w tym miejscu trafną obserwację Aleksandra Halla, że podczas gdy dla naszej nacjonalistycznej i klerykalnej prawicy sprawa integracji europejskiej, której jest ona przeciwna, jest kwestią przede wszystkim ideologiczną, dla lewicy i euroentuzjastów była ona dotąd przede wszystkim pragmatyczna. Mówiono głównie o pieniądzach, dopłatach, umowach i rozdziałach do zamknięcia, omijając starannie szersze, ideowe właśnie pryncypia. Tymczasem wybory francuskie pokazują krótkowzroczność takiej perspektywy. Jest już dzisiaj wystarczająco jasne, że wybór za albo przeciw Unii i integracji europejskiej nie oznacza tylko wyboru pomiędzy lepszym lub gorszym interesem, który w końcu można robić z każdym, lecz jest to wybór modelu społeczeństwa i sposobu życia jednostek na naszym kontynencie. Le Pen, Haider, Bossi i inni są za prymatem narodowego egoizmu i szowinizmu, co zawsze w konsekwencji musi pociągać za sobą nietolerancję, podkreślanie różnic i granic, leżących zarówno pomiędzy krajami i narodami, jak i grupami etnicznymi, religijnymi czy społecznymi wewnątrz narodów. Le Pen który mówi, że praca należy się w pierwszej kolejności rdzennym Francuzom, a potem dopiero obcym, chociaż ci „obcy” często od dwóch albo i więcej pokoleń mieszkają we Francji, przekreśla tym samym demokrację i równość praw obywatelskich. Le Pen który mówi, że Francuzem może zostać tylko ten, kto ma jedno z rodziców francuskich, jest rasistą. Unia Europejska, która oparłaby się na takich podstawach, byłaby absurdem. W ten więc sposób walka o Unię przekształca się w walkę o model społeczny i ustrojowy państw europejskich. Kto tego jeszcze i teraz nie rozumie, ten naprawdę nie rozumie niczego. Dlaczego Le Pen osiągnął swój wyborczy sukces? Jest tu wiele przyczyn, które w łatwy sposób określa się jako „populizm”. Ten „populizm” jednak, zarówno we Francji, jak i w Polsce, składa się z wielu warstw. Jego warstwą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2002, 2002

Kategorie: Felietony