Jak, czym i o co walczą Ukraińcy i Rosjanie Generałowie obiecali Putinowi, że uporają się z armią Ukrainy w ciągu dwóch-trzech dób. Następnie, do połowy marca, miała potrwać akcja wyłapywania niedobitków i pacyfikacji przejawów obywatelskiego oporu. Gdy pisałem te słowa – w ósmym i dziewiątym dniu inwazji – Ukraińcy nadal się bronili, a lokalnie, zwłaszcza w okolicach Kijowa, przechodzili do kontrataków. Świat przecierał oczy, zdumiony ukraińską determinacją i skutecznością, ale przede wszystkim rosyjską nieudolnością. Objawiała się ona na tyle sposobów, że w internetowych trendach indolencja najeźdźców górowała nad ich barbarzyństwem. Internauci – a więc spora część globalnej społeczności – częściej kpili z niekompetencji Rosjan, niż oburzali się ich brutalnością. W kręgach wojskowych i analitycznych – w Polsce i na Zachodzie – zaczęto wręcz mówić o wrażeniu déjà vu. Pierwsza wojna w Zatoce Perskiej (1990-1991) pokazała światu, że sprzęt made in USSR jest w dużej mierze niskiej jakości. „Radzieccy” tłumaczyli, że to błędny wniosek i że w odpowiednich rękach (nieirackich) uzbrojenie „dałoby radę”. Dziś ich następcy dostarczają kolejnych dowodów na słabość poradzieckiej i rosyjskiej techniki, ale też rosyjskiej sztuki wojennej (na pewno w wymiarze operacyjnym i taktycznym). Dramatyczna sytuacja Ukrainy po pierwszym tygodniu zmagań nie była bowiem skutkiem kunsztu rosyjskich dowódców ani rzemiosła żołnierzy. To ilość – jak przed 70 laty – pozostawała najważniejszym rosyjskim atutem. Spuszczone spodnie generałów Nabraliśmy się na Putinowską propagandę rzekomej armii XXI w. – przyznawali nieoficjalnie moi rozmówcy ze struktur dowódczych WP. Zaraz jednak apelowali, by nie tracić z oczu całości obrazu. Ukraina to spory kraj – trudno zatem mówić o błyskawicznych postępach ofensyw lądowych. Poza tym, w odróżnieniu od nieudolnej kampanii na północy, siły rosyjskie z powodzeniem kontynuowały natarcie na południu. Składało się to na obraz de facto dwóch wojen, uprawniający do konkretnych wniosków. Po pierwsze, operację uderzenia z Krymu i uzyskania lądowego połączenia z okupowaną od 2014 r. częścią Donbasu planowano i przygotowywano od dawna. Działania z północy nosiły zaś wszelkie znamiona podjętych ad hoc. Po drugie więc, uprawnione wydają się twierdzenia, że koncentracja Rosjan wzdłuż północnych granic Ukrainy niemal do samego końca była blefem, służącym wiązaniu sił ukraińskich. Decyzja Kremla o ataku na Charków i Kijów zastała rosyjskich dowódców „ze spuszczonymi spodniami”, niegotowych. Słabe wyszkolenie, wadliwy sprzęt, niskie morale z jednej strony oraz determinacja Ukraińców z drugiej – zrobiły resztę. A trzeba zaznaczyć, że na Charków natarła 1. Gwardyjska Armia Pancerna. W jej składzie znajdują się dwie elitarne dywizje ciężkie, której czołgi możemy oglądać na paradach w Moskwie. Na najbliższej, jeśli się odbędzie, zabraknie wielu maszyn. Zwykle wypucowane, zapłonęły na podejściu do Charkowa. Albo stanęły w polu. Prezydent Wołodymyr Zełenski zaapelował do Rosjan, by porzucili ciężki sprzęt i wracali do domów; niektórzy wzięli to sobie do serca. Może nie masowo, ale licznie rosyjscy pancerniacy spuszczali paliwo z czołgów – i meldowali, że nie są w stanie dalej jechać, niektórzy zaś oddawali się do niewoli. Te szokujące sytuacje miały co najmniej kilka powodów. „Nie chcemy z wami walczyć, bo jesteście naszymi braćmi”, tłumaczył jeden z rosyjskich jeńców. Zabiedzony, młody chłopak, co przypomina, że armia imperium wciąż opiera się na rekrutach z przymusowego poboru. Traktowanych przez dowódców z pogardą i nonszalancją. Niegodnych solidnego wsparcia – na północy już po trzech dniach walk doszło do załamania się logistyki. W efekcie głodni rosyjscy żołnierze szabrowali sklepy, wymuszali jedzenie od cywilów, okradali bankomaty i mieszkania. U pancerniaków szybko pojawił się trwały efekt psychologiczny „obróbki” tanków przez ukraińskie wyrzutnie przeciwpancerne. Napisać, że załogi poczuły respekt, to jakby nic nie napisać. To ważna lekcja dla zwolenników utrzymywania w WP poradzieckich czołgów T-72 (i ich zmodernizowanej wersji PT-91). Putin wysłał do Ukrainy wozy o lepszych parametrach, a i tak okazały się trumnami na gąsienicach. W czym wydatnie pomogło… rosyjskie lotnictwo, które nawet po ośmiu dniach nie wywalczyło dominacji w powietrzu. Jego aktywność nad Ukrainą można nazwać symboliczną – na przekór ekspertom, którzy jeszcze dzień przed inwazją zapowiadali, że siły powietrzne Rosji zasypią Ukraińców pociskami balistycznymi z bombowców, rakietami z maszyn wielozadaniowych, że „zaciemnią niebo” nad polem bitwy.
Tagi:
1. Gwardyjska Armia Pancerna, armia rosyjska, Charków, czołgi, Donbas, geopolityka, Kijów, Ministerstwo Obrony Ukrainy, przemysł zbrojeniowy, PT-91, Rosja, rosyjska inwazja na Ukrainę, T-72, Turcja, Ukraina, ukraińscy partyzanci, Władimir Putin, wojna, wojna partyzancka, wojna rosyjsko-ukraińska, wojna w Donbasie, wojna w Iraku, wojna w Zatoce Perskiej, wojsko, Wołodymyr Zełenski, zbrodnie wojenne, zbrojenia, żołnierze, ZSRR










