Siła białej róży

Siła białej róży

Warszawa 20.06.2017 r. Pawel Kasprzak - opozycjonista . Wspolzalozyciel i nieformalny lider ruchu Obywatele RP. fot.Krzysztof Zuczkowski

Obywatele RP: Można walczyć z PiS! Paweł Kasprzak – inicjator i lider grupy Obywatele RP, działacz opozycji demokratycznej i Solidarności w czasach PRL, członek Pomarańczowej Alternatywy oraz grupy Wolność i Pokój. Miał nadzieję, że w III RP nie będzie musiał zajmować się polityką, ale nic z tego. Co panu przyszło do głowy z tymi Obywatelami RP? Spokojny człowiek, spokojna praca i nagle… – To był banalny przypadek. Dostrzegłem najpierw potok bezprzykładnych łgarstw i nienawiści w kampanii wyborczej, a potem, kiedy już PiS wygrało i powstał rząd, jak kilkadziesiąt tysięcy innych przerażonych ludzi zapisałem się do facebookowej grupy KOD. I? – Patrzyłem na ten potok lamentów o tym, co wyprawia nowa władza, i wśród nich przewijały się co jakiś czas pytania: zrobimy coś czy będziemy tylko biadolić? Tworzono rząd, trafił do niego cudownie ułaskawiony Mariusz Kamiński. No, pomyślałem sobie, utrącenie Kamińskiego chyba nie powinno być czymś nierealnym. Do dzisiaj sądzę, że wtedy było to możliwe. Skoro Kamiński wielokrotnie zapowiadał, że pozwie do sądu każdego, kto nazywa go przestępcą, to nic prostszego – należy nazwać go przestępcą i ten proces sprowokować. Samo to jest natychmiastową realizacją postulatów społecznych – drań ma trafić właśnie pod sąd, tego żądaliśmy. Co prawda, oskarżony jestem ja, a nie on, ale na takie poświęcenie mnie akurat stać, a przedmiotem rozprawy będą jego czyny i jego sytuacja prawna. I mimo domniemania niewinności w zasadzie nie powinno być kłopotów, powinienem przed sądem sobie poradzić, cytując akta sprawy, w której był oskarżony i skazany. Zaczęliśmy od Kamińskiego O tej akcji nie słyszałem. – Bo jej nie było – KOD tego nie chciał. Nie życzono tam sobie, żeby jakiś facet, którego nie znają, wymyślał im akcje. Uważano coś takiego za niedopuszczalne łamanie prawa. Sądzono, że to niepotrzebna radykalizacja. I nie chciano wtedy w KOD żadnych konkretnych postulatów, bo formułowano hasła akceptowalne dla jak największej grupy ludzi i obawiano się, że każdy konkret tę grupę zawęzi. Czyli to Kamiński was stworzył. – Pośrednio. Nasz los w KOD był krótki. Próbowaliśmy tłumaczyć i apelować, że sprawą Kamińskiego trzeba się zająć. Że da się zamienić ogólne hasło obrony konstytucji na zestaw niekontrowersyjnych politycznie postulatów, których realizacja oznaczałaby po prostu konstytucyjną praworządność. Że Kamińskiego naprawdę da się utrącić, jeśli się przy tym uprzemy. Że nacisk mobilizacji społecznej, tych wielkich marszów, zbiorowych petycji, oraz interpelacji poselskich w połączeniu z radykalnymi wystąpieniami obywatelskiego nieposłuszeństwa, które Kamińskiego kompromitują najbardziej – albo przed sądem, albo w opinii publicznej, kiedy on stchórzy i nas nie pozwie – to wszystko naprawdę może zrobić wyłom w startującej pisowskiej ofensywie. Wskazują na to wszystkie nasze doświadczenia z czasów komuny, kiedy te metody okazywały się skuteczne. Nic! KOD był rzeczywiście sparaliżowany strachem przed prowokatorami, trollami, manipulatorami… Rozmowy trwały dwa miesiące, niczego nie przyniosły, a potem mówiono, że o Kamińskim już nikt nie pamięta. Wzięliście się więc do innych spraw. – Tak. Pomyśleliśmy, że jeśli się zelży Andrzeja Dudę, zadziała automatyzm Kodeksu karnego – art. 135 nie wymaga, żeby ktokolwiek nas pozywał za zniewagę prezydenta, to jest przestępstwo ścigane publicznie. Stanęliśmy więc w czwórkę przed Pałacem Prezydenckim z takim dużym transparentem, on rósł, skończyło się na rozmiarze 10 x 4 m. Był na nim napis – cytuję z pamięci – że my, niżej podpisani, obywatele RP, w trosce o godność urzędu prezydenta, mając świadomość art. 135 kk, oświadczamy, że Andrzej Duda jest łgarzem i krzywoprzysięzcą. W pierwszej wersji był jeszcze dopisek, że Mariusz Kamiński powinien trafić pod sąd, a nie do Rady Ministrów. Z tym staliśmy. Zabawnie było patrzeć na ludzi i reakcje, kiedy to czytali, próbując zrozumieć niełatwy przecież sens – w trosce o godność prezydenta lżymy prezydenta. A łatwo było czekać na interwencję policji? – Wydawało mi się, że muszą nas stamtąd zgarnąć. Nic takiego nie nastąpiło. Za pierwszym razem musiałem sam pokazywać policjantom: tutaj, panowie, jest napisane, że popełniamy przestępstwo, zaraportujcie. I zaczęli raportować, rozmawiali z prokuraturą, parę godzin to trwało, zanim się zdecydowali, że nas pospisują i puszczą – nie rekwirując transparentu. Okazało się, że liczenie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 26/2017

Kategorie: Wywiady