Skąd wstyd u artysty – rozmowa z Arturem Żmijewskim

Skąd wstyd u artysty – rozmowa z Arturem Żmijewskim

Świat artystów znowu jest światem odmieńców, ludzi, którzy robią dziwne rzeczy Artur Żmijewski – artysta sztuk wizualnych „Pragnienie bycia aktywnym podmiotem kreującym świat społeczny i polityczny miało ukrytego przeciwnika. Był nim i jest do dzisiaj wstyd” – to pana słowa w odniesieniu do artystów. Skąd ten wstyd? – Wydawało mi się, że w artystach jest on pozostałością po różnych nieetycznych zachowaniach ich poprzedników, po wspieraniu totalitarnych reżimów. Ten wstyd jest w jakiś sposób świadectwem tego, że sztuka i zaangażowanie twórców w działania polityczne były faktycznie sprawcze. Uczestnictwo to nie było fikcją, ale autentycznym wpływem na rzeczywistość. Zdarzało się jednak, że w sposób, który trudno zaakceptować. Artyści wzmacniali autorytarną władzę, choć sami byli przez nią instrumentalizowani. Sztuka nie jest niewinna. To echo przeszłości powraca i z pana wypowiedzi wnioskuję, że ma właściwość krępującą, paraliżującą. Czy artysta jest w stanie wyzwolić się z tej spuścizny? – Prawdę mówiąc, nie wiem. Myś­lę, że większość artystów w ogóle świadomie tym się nie zajmuje. Robią swoje, ale te ukryte mechanizmy pracują, blokując różne możliwości. Co dla pana oznacza artystyczna działalność polityczna? – Trudno mi powiedzieć, czym jest polityka. Definiuję politykę jako miejsce spotkania – to chyba jej najpojemniejsze pojęcie. Widzę politykę jako bardzo szeroką dyskusję, gdzie żądania i postulaty wszystkich grup: górników, lekarzy, pracowników administracji publicznej itd., mogą się zmieścić. Jest miejscem dla artystów tak samo jak dla innych. Mogą załatwiać swoje partykularne interesy, wchodzić z kimś w sojusze, definiować i rozgrywać stawki czy znajdować wspólne sprawy i o nie zabiegać. Nie lubię redukowania polityki do walki o władzę czy partyjnej walki o miejsca w parlamencie. Zresztą do tak wąsko rozumianej polityki i tak nie mamy dostępu. Czy polityczne działanie artysty nie jest jednak próbą sił i walką o władzę, a nie tylko wyrazem troski o interesy swojego środowiska? – Nie ma szczególnie dobrych przykładów, że artyści mają instrumentalną władzę, porównywalną np. z władzą instytucji państwa. Artyści nie mają władzy w czystej postaci. To się rozgrywa gdzieś w sferze symbolicznej. Powiedział pan kiedyś, że spotkał się z opiniami polityków, jakoby polityka nie była dla artystów. Dlaczego takie opinie są wyrażane? Sam pan wspomniał, że artysta nie ma dużej władzy. Skąd zatem wśród polityków taki strach przed artystami? – Nie sądzę, żeby politycy bali się artystów, to złudzenie – przecież to nie jest przeciwnik dysponujący znaczącym wpływem. Raczej politycy w ogóle zwalczają konkurencję albo wykorzystują okazje. Skandale wokół sztuki były wiele razy cynicznie inicjowane przez polityków, parlamentarzystów. Jeśli będzie pan chciał wejść do polityki, żywiąc nadzieję, że jest ona napędzana ideami, że nie powinna się opierać na wyniszczaniu przeciwnika i zdradzie, to usłyszy pan, że jest bardzo naiwny. Liczy się wykańczanie przeciwników, zdrada itd. Czy w takim razie działanie artystyczne może się przełożyć na praktykę społeczną i polityczną? – Tak, na pewno. Na przykład Antanas Mockus, były burmistrz Bogoty, przyczynił się do znaczącej zmiany społecznej w stolicy Kolumbii, stosując w działaniach politycznych metody zaczerpnięte z praktyki artystycznej. Miał to we krwi, jego matka była rzeźbiarką i Mockus wychował się w jej pracowni. Starał się np. zmniejszyć liczbę przestępstw z użyciem broni palnej, więc robił akcje wymiany tej broni na jakieś inne dobra. Ludzie przynosili broń, a on im dawał w zamian zabawki dla dzieci czy inne prezenty. Wymieniano też zabawkowe karabiny. To miało charakter happeningu – zebraną broń demonstracyjnie rozcinano piłą tarczową. Za pomocą artystycznego myślenia redukowano skalę przemocy. A weźmy np. niskie płace w różnych sektorach gospodarki – czy sztuka może pomóc w ich podwyżce? – Na pewno może w tym pomóc aktywność związków zawodowych. Zresztą artyści też są słabo wynagradzani, często nie dostają honorariów za swoją pracę na rzecz kultury. Sami artyści tworzą komórki związkowe, żeby zabiegać o sprawiedliwość płacową. Ja to widzę tak, że sztuka może pomóc np. w nagłośnieniu działania politycznego, we wprowadzeniu jakiegoś problemu do debaty. Artyści mogą swoimi działaniami np. wspierać ambicje polityczne różnych społeczności, mogą inicjować lub wzmacniać zachodzące procesy społeczne. Rozmawiamy, jakby nie istniała tradycja politycznego zaangażowania artystów. O niej się uczy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2014, 2014

Kategorie: Kultura