SLD-owski kompleks kundla

SLD-owski kompleks kundla

Dlaczego Sojusz zakneblował sobie usta, nie pokazywał prawdziwego oblicza PO, jej braku programu dla Polski Jesienią tego roku Polacy mieli okazję aż trzykrotnie dać wyraz swoim preferencjom politycznym, wrzucając kartkę do urny wyborczej. W wyborach do Sejmu prawie dwie trzecie spośród uprawnionych wolało ominąć lokal wyborczy w dniu wyborów, czego skutkiem była najniższa w historii Trzeciej Rzeczypospolitej frekwencja. Wybory prezydenckie, w których, subiektywnie, nośność pojedynczego głosu jest znacznie wyższa niż w wyborach parlamentarnych, cieszyły się frekwencją lepszą zaledwie o 10%. Prawie wszystkie konsekwencje tych ćwiczeń z demokracji są negatywne. Polacy znów dali się nabrać, a większość wybory zlekceważyła. Sama kampania wyborcza była lekcją antydemokracji. Polska klasa polityczna zdążyła przyswoić sobie wszystkie najgorsze cechy rozwiniętych systemów politycznych Zachodu, włączając „negatywną kampanię”, „czarny PR” i „marketing polityczny”, zanim zdołała się nauczyć abecadła demokracji oraz elementarza kultury i przyzwoitości politycznej. Szkodliwa obecność mediów działała zniechęcająco na społeczeństwo, które i bez tego destruktywnego wpływu jest aż nadto bierne. W konsekwencji znów nastąpią cztery zmarnowane lata; lata złych rządów, lata naznaczone brakiem tak oczekiwanych i koniecznych reform, brakiem troski o realne problemy, brakiem dbałości o Polskę i jej pozycję na arenie międzynarodowej. Szkodliwość tych rządów nie ograniczy się zapewne do tego, czego w nich zabraknie, co pozostanie w sferze zaniechania i lekceważenia. Powstaną też szkody wynikające z zamierzonych działań opartych na błędnych przesłankach i ocenach. Można się spodziewać zepsucia gospodarki, zubożenia społeczeństwa, przedłużenia powszechnej bylejakości, cofania się cywilizacyjnego, a nadto jeszcze krzywdzenia ludzi, wypaczania praworządności, upartyjniania państwa, wywoływania niepotrzebnych konfliktów i zaostrzania podziałów w społeczeństwie. Na arenie zagranicznej zwycięska ekipa na pewno nie podniesie autorytetu Polski, choć być może nie doprowadzi do takich szkód, na jakie naraziłaby kraj ekipa PO. Obecność Polski w Unii Europejskiej jest marnym pocieszeniem, bo Unia nie uchroni nas niestety przed złymi następstwami złego rządzenia; już dawno umyła ręce od odpowiedzialności za nasze sprawy. Można w tym wypadku nad tym ubolewać, ale wbrew kasandrycznym proroctwom ugrupowań ekstremistycznych, ograniczenie naszej suwerenności przez przynależność do Unii nie posunęło się aż tak daleko, by chronić nas przed nami samymi. Widzę jeden pozytywny rezultat ostatnich wyborów. Otóż pomimo nachalnych prób wyręczenia społeczeństwa w jego decyzji, mimo potężnej i wyraźnej chęci rozstrzygnięcia wyborów za naród i wbrew jego woli poprzez manipulacje medialne, desygnowani przez media zwycięzcy nie zatriumfowali ani w wyborach parlamentarnych, ani w prezydenckich. Okazuje się zatem, że marketing i merchandising polityczny nie ma takiej mocy sprawczej, jaką przypisywali mu „eksperci” od wizerunku, spece od reklamy politycznej, architekci mniemanych sukcesów partyjnych kampanii wyborczych i nasi głupawi dziennikarze telewizyjni. Byle jaki produkt, towar wybrakowany czy zwykły bubel nie zostanie kupiony w politycznym hipermarkecie tylko dlatego, że po jego odświeżeniu i przepakowaniu „profesjonalista” od przestawiania towarów na półkach postawił go na najwyższej półce czy też na poziomie wzroku kupującego. Być może ten kit można było jakoś wcisnąć naiwnym, gdyby nie robiono tego tak nachalnie i bezczelnie. Parę milionów ludzi, podobno wykształconych, dało się przecież nabić w butelkę. Mimo wszystko, zwycięstwo PiS w wyborach, odniesione pomimo wyraźnej wrogości i przeciwdziałania tendencyjnych mediów, zwłaszcza najważniejszych telewizji, jest osiągnięciem wartym odnotowania i znajdzie swoje miejsce w historii wzajemnych relacji świata polityki ze światem mediów w okresach kampanii wyborczych oraz stanie się tematem badań analityków mediów i polityki, podobnie jak przegrana faworyzowanej w mediach Platformy, której niepodważalny sukces media odtrąbiły na długo przed oficjalnym finałem. Z tym pozytywnym rezultatem wiąże się pewien negatyw. Nie dotyczy on jednak desygnowanych przez media na zwycięzców, a odrzuconych przez społeczeństwo polityków z partii pseudoliberalnej, lecz ich obecnych sytuacyjnych (i – przyznajmy – niechcianych) sojuszników z sejmowej opozycji wobec koalicji PiS-Samoobrona-LPR. Otóż SLD, bo o nim mowa, nie potrafił w trakcie kampanii powiedzieć o swoich postsolidarnościowych konkurentach tego, czego nie wahało się powiedzieć postsolidarnościowe PiS. Nie mam na myśli najbardziej ekstremalnych wybryków PiS w dziedzinie czarnego PR, lecz prawdę, której SLD bał się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 49/2005

Kategorie: Opinie