Smoleński hochsztapler

Smoleński hochsztapler

11.04.2018 Warszawa Prezentacja raportu technicznego podkomisji badajacej katastrofe smolenska n/z Antoni Macierewicz , Piotr Witakowski fot. Stefan Maszewski/REPORTER

Jak długo będzie trwało panoszenie się oszusta? W 11. rocznicę katastrofy w Smoleńsku będzie jak zawsze. Kaczyński będzie pokazywał, jak cierpi. A Macierewicz zapowie publikację raportu, który „pokaże prawdę”. Albo pokaże byle co i będzie wołał – klasyczny hochsztapler! – że pokazuje wszystko. Odegrane zostanie stare przedstawienie. Tylko publiczności będzie mniej. Smoleńskie trumny dały Kaczyńskiemu władzę. Najpierw nad polską prawicą – bo był tym bratem bliźniakiem, który przeżywa największe cierpienie, więc choćby z tego powodu należy mu się pierwszeństwo. Obok niego wyrósł Antoni Macierewicz – ten, który miał dotrzeć do „prawdy”. Teoria zamachu, spisku, zdrady potrzebowała cierpiętnika, ale i tego, kto będzie drążył, by „prawda” wyszła na jaw. Trzecim elementem byli twórcy kolejnych wersji zamachu, nieważne, że wykluczających się wzajemnie. Czyli pisowskie media i różne powoływane ad hoc organizacje. Religia smoleńska pozwoliła Kaczyńskiemu przejąć rząd dusz nad znaczną częścią społeczeństwa, a potem ułatwiła wygranie wyborów. Ale zdobycie władzy oznaczało też – tak rozumieli to wyznawcy – że ziści się obietnica, że „prawda” zostanie ujawniona. Dlatego od ponad pięciu lat obserwujemy następną falę skandalicznych działań i kłamstw ze strony obozu władzy. Defekt religii smoleńskiej – zapowiedź, że za chwilę „prawda” wyjdzie na jaw – zaczął Kaczyńskiemu doskwierać. W chrześcijaństwie sąd ostateczny, koniec świata, niebo, piekło – to wszystko jest obietnicą przyszłości. Nie wiemy, kiedy nastąpi, ale wiadomo, że nie za chwilę, że nie można tego się domagać. W religii smoleńskiej owo „za chwilę” obiecał sam Jarosław Kaczyński, a za nim Antoni Macierewicz. Lud czeka, więc co mu dać? I to jest powód kolejnych kłamstw i schizm w obozie smoleńskim. Cofnijmy się do momentu, gdy PiS zdobyło władzę. Wtedy oczekiwania wyznawców religii smoleńskiej sięgały zenitu. Wiara miała stać się ciałem. Do pracy przystąpiła prokuratura – zarządziła ekshumacje, nie licząc się ze sprzeciwem rodzin. To było działanie sadystyczne. Pobrano próbki ze szczątków wszystkich ofiar i wysłano je do trzech laboratoriów za granicą. Jednego we Włoszech i dwóch w Wielkiej Brytanii. W przekonaniu, że badania wykażą to, co każdy wyznawca religii smoleńskiej wiedział – ślady materiałów wybuchowych. No i do pracy przystąpił Antoni Macierewicz, który swoją wcześniejszą sejmową komisję przekształcił w nowe ciało – podkomisję ds. ponownego zbadania przyczyn i okoliczności wypadku samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem. Pierwsze jej posiedzenie odbyło się 7 marca 2016 r. To ona miała ujawnić „prawdę”. Jaki był efekt tych działań? Jako pierwsza musiała się rozczarować prokuratura. Próbki ciał miały być zbadane w ciągu pół roku, potem te terminy się przedłużały. W każdym razie wiadomo, że prokuratura ma wyniki od dwóch lat i ich nie udostępnia, trzyma w tajemnicy. Śledztwo smoleńskie jest przez nią sztucznie przedłużane. A podkomisja Macierewicza? Żaden jej członek nie badał wcześniej katastrof lotniczych. Była więc ciałem złożonym z dyletantów. Pierwszym przewodniczącym komisji był Wacław Berczyński, absolwent Politechniki Łódzkiej i Uniwersytetu Południowej Kalifornii, potem pracownik Boeinga. Twierdził, że kadłub takiej maszyny jak Tu-154M powinien zderzenie z ziemią wytrzymać, poza tym katastrofa nastąpiła w wyniku wybuchu bomby termobarycznej. Macierewicz mówił o Berczyńskim, że „badał dziesiątki katastrof lotnictwa wojskowego” w USA. Ale nie ma żadnych dokumentów, które by to potwierdzały. Wiadomo jedynie, że był w Boeingu informatykiem. A już po przejęciu władzy przez PiS mocno się zaangażował w storpedowanie kontraktu na zakup śmigłowców Caracal, który w 2015 r. podpisał poprzedni rząd. Kontraktu o wartości 13 mld zł. Kolejnym przewodniczącym był Kazimierz Nowaczyk, który pracował jako fizyk doświadczalny na Wydziale Biochemii i Biologii Molekularnej Szkoły Medycznej University of Maryland. On z kolei był autorem koncepcji, że tupolew ominął feralną brzozę, a potem rozpadł się w wyniku „dwóch wstrząsów”, czyli wybuchów. 11 stycznia 2018 r. na stanowisku przewodniczącego podkomisji zastąpił go Antoni Macierewicz. Inną gwiazdą podkomisji był Wiesław Binienda. Przedstawiano go jako tego, który uczestniczył w badaniach katastrofy promu Columbia. Jednakże w raporcie na temat Columbii nie został wymieniony, choć podane są nazwiska nawet sekretarek i kierowców. Binienda jest absolwentem Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej. W 1982 r. wyjechał do USA

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2021, 2021

Kategorie: Kraj