Mnie interesuje funkcjonowanie pamięci utajnionej, nieujawnionej obcym, co szczególnie obserwujemy wśród mieszkańców Śląska Dr hab. Janina Hajduk-Nijakowska – profesor w Instytucie Polonistyki i Kulturoznawstwa Uniwersytetu Opolskiego. Zajmuje się zagadnieniami pamięci społecznej i potocznej świadomości historycznej, genologią folklorystyczną, funkcjonowaniem folkloru w dobie rozwoju środków masowego przekazu i nowych mediów. Czy pamięć społeczna w czasach globalizacji nie traci na znaczeniu? – Nie, nie sądzę. Zawsze była, jest i będzie pamięć społeczna, lokalna, rodzinna. Może przybierać różne formy, ale człowiek zawsze będzie poszukiwał tego, co jest mu bliskie, co jest przeszłością jego i jego rodziny czy też terenu, na którym mieszka. Tego, co nazywamy małą ojczyzną, przestrzenią, którą sobie oswoił, która jest mu droga i w której czuje się bezpiecznie. To chyba kłóci się z wymogami współczesnego świata, z oczekiwaniem od człowieka mobilności, przemieszczania się, choćby w poszukiwaniu lepszej pracy. – Gdziekolwiek człowiek się znajdzie, musi sobie znaleźć taką przyjazną przestrzeń, a jeśli nie będzie mógł lub potrafił, to ucieknie w inne miejsce. Zawsze bowiem czuje potrzebę bycia tam, gdzie czuje się bezpiecznie, swojsko, dobrze i gdzie ma z kim porozmawiać. My tutejsi Czy to, co uchwycił Edward Redliński w „Konopielce” w słowach „My tutejsi”, jest jeszcze obserwowane, czy też zostało zupełnie wyparte ze świadomości ludzi, bo przyznają się już do szerszej kategorii, narodowościowej? – Podejrzewam, że nie zanikło. Redliński świetnie ujął reprezentowane przez chłopów silne poczucie własnej tożsamości, wynikające z przywiązania do konkretnego miejsca. Są grupą zintegrowaną kulturowo, społecznością o specyficznej mentalności, zamkniętą, a urzędnik, który przygotowywał wieś do elektryfikacji, był dla niej zagrożeniem. Mieszkańcy wsi dobrze się czuli, a tu ktoś przychodzi i wygłasza wielkie hasła. Wtedy padło to pytanie-zarzut: „A wy kto, nie Polak?”. Nikt wcześniej nie odczuwał tam potrzeby takiej identyfikacji. I stąd ta odpowiedź: „My tutejsi”. To wiele znaczyło i miało istotną wartość. Dziś do „tutejszych” przychodzi nie urzędnik, tylko globalizacja, skomercjalizowane media… – Globalizacja, dokładniej treści przekazywane przez media wcale nie osłabiają procesu kształtowania się świadomości narodowej. Oczywiście to jest proces, który może być przyspieszany lub opóźniany przez wydarzenia historyczne. Na Śląsku np. ludzie bardzo wcześnie musieli się deklarować, odpowiadać na pytanie, kto ty jesteś, po której jesteś stronie. W wielu innych miejscach Polski nie wymagano takiej jasnej i jednoznacznej deklaracji przynależności narodowej. Ale wróćmy do skutków globalizacji. Kiedy człowiek poznaje świat, przede wszystkim przez telewizję i internet, to wydaje mu się, że gdzie indziej jest piękniej. Przyglądanie się światu na ekranie telewizora powoduje, że stwarzamy sobie jakąś wizję. Chcemy skorzystać z możliwości jej urzeczywistnienia, często wyjeżdżając. Ale to nie znaczy, że nie potrzebujemy lokalności. Co więcej, to poprzez lokalność pojmujemy globalność. Te same treści przecież nie znaczą wszędzie tego samego. Nie jest tak, że globalność przychodzi jako coś narzuconego i rozrzuca ludzi po świecie. Jakie elementy zatem decydują o przywiązaniu do lokalności? – Człowiek żyje w określonym środowisku, w określonej rodzinie, w określonym miejscu. W procesie socjalizacji przyjmuje konkretny system wartości, postrzegania i analizowania świata. Może w pełni z nim się identyfikować, ale kiedy pojawią się inne, konkurencyjne światy, może go przemodelować, a nawet porzucić, poszukując czegoś innego. Cały proces przekazu treści kulturowych w gruncie rzeczy przebiega w nieustannym weryfikowaniu, reinterpretowaniu tego, co przekazują nam poprzednie pokolenia. Nic nie trwa niezmiennie, każde następne pokolenie wnosi coś nowego. I ta lokalność też będzie się zmieniała? – Oczywiście, bo człowiek nie postrzega jej jedynie jako miejsca w przestrzeni, w której funkcjonuje. To jest również sposób postrzegania własnej kultury, własnego środowiska, sposób „wytwarzania lokalności”, na co ma wpływ m.in. owa globalna wyobraźnia kształtowana przez media. Człowiek postrzega treści globalne, jak już wspomniałam, właśnie przez pryzmat tak rozumianej lokalności, przez przeżycia i sytuacje życiowe, których doświadcza w swojej lokalnej, małej ojczyźnie. Przeżycia dziadków Kultura masowa, z którą się styka w telewizji, kinie itd., nie niszczy tej lokalności? – Dlaczego ma niszczyć? Bo foruje i nierzadko narzuca inne wzorce zachowań, osobowości. – Nie narzuca, tylko wpływa na zmiany. Kultura masowa, owszem, proponuje nowe treści, ale tylko od człowieka zależy, czy pozwoli jej bezmyślnie się wchłonąć, czy spróbuje
Tagi:
Paweł Dybicz