Solidarność skończyła się 4 czerwca ‘89

Solidarność skończyła się 4 czerwca ‘89

Fotografii z Wałęsą nie miało przeszło 20 osób, w tym jeden z jego najbliższych u schyłku lat 80. współpracowników – Lech Kaczyński. Do zdjęcia pozował natomiast kandydujący podobnie jak brat do Senatu Jarosław Kaczyński, któremu nie przeszkadzała wówczas – w przeciwieństwie m.in. do Anny Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy i innych działaczy dawnych Wolnych Związków Zawodowych – wiedza o uwikłaniu Lecha Wałęsy we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 70. Nie przywiązywał do niej większej wagi. „Sprawa »Bolka« była zbyt znana, aby stanowić czyjkolwiek element nacisku”, powiedział Jackowi Kurskiemu i Piotrowi Semce w wywiadzie opublikowanym w wydanej w 1992 r. książce „Lewy czerwcowy”.

W skład „drużyny Lecha” ze znaczkiem Solidarności weszli ludzie wywodzący się z bardzo różnych środowisk, mający krańcowo różne poglądy na politykę, gospodarkę i prawa obywatelskie, wyznający różne wartości – w warunkach demokracji parlamentarnej w jednej partii by się nie zmieścili. Na pomysł nazwania niezależnego związku Solidarnością wpadł Karol Modzelewski, który swój rozbrat z władzą PRL rozpoczął od napisania w 1965 r. z innym ówczesnym członkiem PZPR, Jackiem Kuroniem (w 1989 r. kandydatem do Sejmu), manifestu rewolucyjnego w duchu marksistowsko-trockistowskim. Najpoważniejszym konkurentem Tadeusza Mazowieckiego – działacza organizacji katolickich, posła na Sejm w PRL – był ocalony z Holokaustu, związany do 1968 r. z PZPR Bronisław Geremek. Obok ówczesnego apologety niewidzialnej ręki rynku Andrzeja Zawiślaka o miejsce w parlamencie z ramienia Solidarności ubiegał się orędownik samorządności pracowniczej Andrzej Miłkowski. Z tej samej listy do Sejmu startowały takie osoby jak Hanna Suchocka i Barbara Labuda, Marek Jurek i Adam Michnik, Andrzej Celiński i Gabriel Janowski. Na podziały światopoglądowe, ideowe, polityczne nakładały się animozje środowiskowe i osobista niechęć. Jarosław Kaczyński, żaląc się Teresie Torańskiej, że Jacek Kuroń w 1977 r. przez 15 minut nie podał mu krzesła w swoim mieszkaniu, wyznał, co jego – człowieka wywodzącego się z tradycji niepodległościowo-akowskiej – łączyło z korowcami: „Gdyby nie silna motywacja, że ja muszę z tym komunizmem walczyć, a więc muszę być w opozycji, to ja bym ją w jasną cholerę rzucił, bo tego towarzystwa nie akceptowałem” (w książce „My” wydanej w 1994 r.).

Splantować czerwonych

Głównym spoiwem „drużyny Lecha” była niechęć do PRL – wynik wyborów 4 czerwca, który przesądził o upadku ustroju, był zarazem wyrokiem śmierci dla Solidarności jako ruchu protestu i kontestacji. Ogromna większość wybranych z list Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” posłów i senatorów bardzo szybko utraciła jakikolwiek związek z tą organizacją, a w działalności politycznej nie kierowała się programem NSZZ Solidarność ani postulatami strony solidarnościowej przy Okrągłym Stole (indeksacji wynagrodzeń, przeciwdziałania bezrobociu poprzez tworzenie przez państwo miejsc pracy, rozbudowy pakietów socjalnych rozmaitych grup zawodowych, rozszerzenia roli samorządów pracowniczych itp.).

Rzucone przez Adama Michnika na początku lipca hasło „Wasz prezydent, nasz premier” było sygnałem do przejmowania przez Solidarność władzy, a wraz z nią odpowiedzialności za Polskę. We wrześniu powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego. Choć prezydentem pozostawał Wojciech Jaruzelski, a na czele MSW stał Czesław Kiszczak, przedstawiciele starego porządku zdawali sobie sprawę, że to sytuacja tymczasowa, mająca na celu ewolucyjne przekazanie pełni władzy obozowi Solidarności, przeciwdziałanie ewentualnym próbom rewanżyzmu i prowokacjom ze strony funkcjonariuszy resortów siłowych, aparatu partyjnego, urzędniczego. Ich lojalność wobec zwycięzców wyborów 4 czerwca podkreślał brak jakiegokolwiek sprzeciwu wobec pakietu ustaw wprowadzających reformę Balcerowicza. Prezydent podpisał je bez czytania.

Wybrany na sześcioletnią kadencję Wojciech Jaruzelski już po roku ogłosił rezygnację z urzędu szefa państwa, otwierając drogę do prezydentury Lechowi Wałęsie. Jeszcze wcześniej z rządu odeszli Czesław Kiszczak i Florian Siwicki. Ci, którzy w grudniu 1981 r. nie zawahali się użyć czołgów, by bronić porządku opartego na planowej gospodarce państwowej, hegemonii politycznej PZPR i sojuszu z ZSRR, nie zrobili nic, by przeszkodzić przemianie ustrojowej, ściśle przestrzegali znowelizowanej konstytucji.

To zachowanie zostało odczytane przez część zwycięskiego obozu jako słabość. Jarosław Kaczyński na początku 1990 r. oskarżył rząd Tadeusza Mazowieckiego o opóźnianie zmian ustrojowych i rzucił hasło przyspieszenia: jak najszybszego wprowadzenia kapitalizmu oraz dekomunizacji. Od początku lat 90. obecny prezes PiS powtarzał, że Okrągły Stół był potrzebny jedynie dlatego, że opozycja nie miała siły, by zdobyć władzę w walce. Jednak gdy to zadanie zostało wykonane, należało wypowiedzieć wszystkie porozumienia, doprowadzić do „zburzenia pozostałości układu komunistycznego, swego rodzaju plantowania terenu pod budowę nowego państwa” („Lewy czerwcowy”). Te założenia legły u podstaw powołania w maju 1990 r. Porozumienia Centrum, które łączyło skrajny antykomunizm z neoliberalizmem.

Ten drugi element programu był tak wiarygodny, że do marca 1991 r. częścią PC był Kongres Liberalno-Demokratyczny Jana Krzysztofa Bieleckiego, Donalda Tuska i Janusza Lewandowskiego. „Na początku lat 90. Tusk i Kaczyński grali w jednej drużynie”, przypomniał kilka lat temu Michał Krzymowski we „Wprost”, podkreślając: „W PC panowała jednak jasna hierarchia. Kaczyński był kapitanem zespołu, liderem całej struktury. Tusk to w tamtym czasie rezerwowy. Jeśli w ogóle grał, to tylko w końcówkach”. Wspólne hasła PiS i PO przed wyborami w 2005 r.: budowy IV RP, dekomunizacji i lustracji, nie były dziełem przypadku. Do tej pory w Platformie jest wielu zwolenników rozliczenia się z PRL. W lutym senatorowie PO i PiS solidarnie poparli skierowanie do Sejmu projektu ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 11/2016, 2016

Kategorie: Publicystyka

Komentarze

  1. Jacek Nadzin
    Jacek Nadzin 19 marca, 2016, 06:16

    Solidarność porwała nas wszystkich. Miala walczyć o lepszy byt dla polskich robotników i innych najemnych pracowników. Ale wywalczyła kapitalizm , NATO, zależność od polityki imperium ISA i władze kleru. Ja czuję się przez Solidarność oszukany.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • ireneusz50
      ireneusz50 9 lipca, 2019, 16:46

      nigdy nie było żadnej solidarności, był pijany motłoch prowadzony przez agentów niemieckich rewizjonistów i żydowski kapitał, nigdy żaden uczciwy człowiek nie należał do solidarności, to potomki, leniwych sanacyjnych bezrobotnych łudzili sie ze nastał ich czas. Przykładem moze być Lech Walesa; głupi, leniwy i niewykształcony, za to cwany jak koń który potrafi kopytem zwalić orczyk zaczepiony do wozu.

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy