Tempo życia politycznego jest tak wielkie, że tygodniowym felietonem nadążyć za nim nie sposób. Gdy ten felieton się ukaże, będzie już wiadomo, czy i kiedy będziemy mieć przedterminowe wybory. Istotną przeszkodą dla racjonalnych rozwiązań okazały się upór i konsekwencja marszałka Sejmu Dorna, który postanowił skorzystać z uchwalonego kiedyś lekkomyślnie regulaminu Sejmu, paraliżując zupełnie sejmową większość. Nie pozwolił powołać komisji śledczych ani nawet nie dał się odwołać. Raz jeszcze okazało się, że trzeba tworzyć mądre uregulowania prawne, a nie liczyć na to, że korzystająca z nich osoba będzie rozumna i szlachetna i ze złego prawa cynicznie użytku nie zrobi. W historii polskiego parlamentaryzmu to zresztą nie nowość. Zasada jednomyślności w Sejmie I Rzeczypospolitej obowiązywała długo, a mimo to nikt z niej nie korzystał. Aż nagle w 1652 r. skorzystał z niej niejaki Siciński i swoim liberum veto zerwał Sejm. Potem weszło to już w nałóg. Obowiązujący regulamin Sejmu dał marszałkowi taką władzę nad izbą, że gdy zechce, może ją zupełnie sparaliżować, zamienić w Sejm niemy, nie dopuścić do zajmowania się naprawdę istotnymi sprawami. Nawet głosowanie nad wnioskiem o wotum nieufności dla siebie może odsunąć na pół roku. Poprzednikom Dorna nawet nie przyszło do głowy, aby taki użytek robić z regulaminu. Dornowi przyszło. Kolejny tydzień w polityce polskiej upłynął pod znakiem prokuratury i służb specjalnych. Do niemal codziennych konferencji prasowych ministra Ziobry naród tak już przywykł, że chyba nie robią już na nikim większego wrażenia. Słowotok stojącego na czele prokuratury i resortu sprawiedliwości elokwentnego, aroganckiego, napastliwego chłopczyka o dużych brakach w wykształceniu prawniczym już spowszedniał, a same konferencje prasowe weszły, zdaje się, do ramówki programów telewizyjnych na równi z telenowelami. Myślę, że nawet widownia jest ta sama. Konferencja prasowa prokuratury po zatrzymaniu Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla zaskoczyła na tym tle nowością formy. Słowotok kilku wysokich rangą prokuratorów uzupełniony został materiałem audiowizualnym. Z podsłuchów i podglądów. Interpretację temu, co nagrano, podsłuchano i podglądnięto, nadawali swym komentarzem prokuratorzy. Wedle tej interpretacji Kaczmarek spotkał się z Krauzem w hotelu Marriott, choć przeczył temu w czasie przesłuchania. Prokuratorzy byli też pewni, że panowie rozmawiali o akcji CBA (bo czemu miało służyć przesłuchanie i inwigilacja?). Ten ostatni wniosek był wynikiem jedynie dedukcji godnej Sherlocka Holmesa, ponieważ obejrzane obrazki i podsłuchane teksty można by było interpretować równie dobrze na dowolnie wiele innych sposobów. Na dobrą sprawę pewne jest tylko to, że Kaczmarek był w Marriotcie, choć temu przeczył. Nawet to, że spotkał się tam z Krauzem, jest już tylko domysłem. Bardziej czy mniej prawdopodobnym, ale tylko domysłem. Dlaczego ostrzeżenie kierowane do koalicyjnego wówczas wicepremiera szło drogą przypominającą łańcuszek św. Antoniego lub zabawę w głuchy telefon, z udziałem Kaczmarka, Netzla, Krauzego, Maksymiuka i Woszczerowicza, pozostaje niewyjaśnione. Na razie też nie wyjaśniono, od kogo o akcji CBA wiedział Kaczmarek. Podobnie jak nie wyjaśniono, czy wizyta Kaczmarka u prezydenta miała z tą sprawą coś wspólnego, czy nie. Niech sobie to wyjaśniają prokuratorzy. (Inna rzecz, czy te nagrania z podsłuchów będą mogły być procesowo wykorzystane, co w świetle niedawnego orzeczenia Sądu Najwyższego jest nader wątpliwe, ale to już odrębna kwestia). Pytanie tylko, po co zatrzymywano Kaczmarka, po co go zakuwano w kajdanki? Po co, skoro wszystko było już udokumentowane, a sam Kaczmarek podsłuchiwany i inwigilowany na bieżąco? Chyba jedynie dla podniesienia nastroju grozy w tym tandetnym mimo wszystko widowisku. Opinię publiczną interesuje jednak, zdaje się, coś zupełnie innego. Jakie konkretnie przykłady łamania prawa i wykorzystywania prokuratury i służb do walki politycznej podał sejmowej komisji Kaczmarek i co jeszcze na ten temat ma do powiedzenia. Bo że takie fakty miały (mają?) miejsce w IV RP, nikt chyba nie wątpi. Z tego punktu widzenia „rewelacje” Kaczmarka nie były żadnymi rewelacjami. Oceniać ich prawdziwość trzeba w kontekście faktów ogólnie znanych, takich jak choćby „udział” prokuratury w wyborach samorządowych, w kontekście opublikowanej uchwały Stowarzyszenia Prokuratorów RP, z której jednoznacznie wynikało, że prokuratura jest wykorzystywana w celach politycznych, wreszcie w kontekście wypowiedzi byłego premiera Marcinkiewicza, że „żyjemy w państwie Orwella”. Mało tego, nawet w kontekście wypowiedzi samego Jarosława Kaczyńskiego, który przyznał, że przed próbą zatrzymania Barbary Blidy
Tagi:
Jan Widacki