Społeczeństwo lepszych i gorszych – rozmowa z dr hab. Janem Sową
Nie mamy już szlachty, ale mamy gigantyczną arogancję władzy. Zgodę na pomiatanie słabszymi Dr hab. Jan Sowa – socjolog i kulturoznawca, pracownik naukowy Katedry Antropologii Literatury i Badań Kulturowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wydał zbiór esejów „Sezon w teatrze lalek” (2003) oraz monografie: „Ciesz się, późny wnuku! Kolonializm, globalizacja i demokracja radykalna” (2007) i „Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą” (2011). Redaktor i współredaktor wielu książek z zakresu teorii i krytyki społecznej. „Ktoś, kto stara się winą za dzisiejsze problemy gospodarcze obarczyć PRL lub rozbiory, nie rozumie specyfiki problemu, na którego temat się wypowiada”. To cytat z pańskiej książki „Fantomowe ciało króla”. Jeśli nie PRL i nie rozbiory, to co leży u podstaw naszej dzisiejszej sytuacji? – Powinniśmy zacząć od rozejścia się dróg rozwoju gospodarczego już w XVI w. Wtedy ustala się peryferyjna pozycja I Rzeczypospolitej i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Zajmowaliśmy jako państwo pozycję zacofania i niedorozwoju. PRL była próbą wyjścia z nich przez różnego rodzaju projekty industrializacyjne i modernizacyjne. Tłumaczenie polskiego zacofania zaborami albo tym, że to Rosjanie czy Niemcy zniszczyli nam kraj, jest błędnym myśleniem. Zabory nie były przyczyną zacofania, ale jego konsekwencją. Do zaborów doszło, ponieważ ten region był zacofany i nie odnalazł się w nowym, nowoczesnym porządku międzynarodowym, a nie na odwrót, czyli że region Europy Środkowo-Wschodniej został wypchnięty z nowoczesności. Na czym polegało to gospodarcze rozejście się Europy Środkowo-Wschodniej i Europy Zachodniej? – Było ono bardzo specyficzne, ponieważ wydarzyło się w obrębie jednego systemu. To nie jest tak, że Polska czy nasz region były na zewnątrz. Byliśmy wewnątrz kapitalizmu, tylko zajęliśmy w nim pozycję peryferyjną, czyli pozycję kraju, regionu, który eksportuje głównie niskoprzetworzone towary, takie jak produkty rolne, bogactwa naturalne oraz tanią siłę roboczą. Pogłębianie się pańszczyzny, umacnianie folwarcznego modelu gospodarki, czyli produkcji zboża na eksport, było skutkiem uzależnienia od rynków zewnętrznych. Dochody ze sprzedaży zboża, z produkcji folwarcznej stanowiły 70-90% dochodów szlachty. Pogłębianie systemu podporządkowania chłopów było materialnym interesem szlachty. Początek tego stanu rzeczy datuje się na wiek XVI, system stabilizuje się w XVII w., a w wieku XVIII mamy już jego fatalne konsekwencje. Folwark jako jądro systemu Co różniło system folwarczny na Wschodzie od rodzącego się na Zachodzie kapitalizmu? – Z dzisiejszej perspektywy kluczowe są konsekwencje społeczne. Przede wszystkim kształtowanie się ideologii agrarnej, czyli dominacji sektora produkcji rolnej opartego nie na najemnej, ale na niewolniczej sile roboczej. W różnych miejscach Europy Zachodniej – w Anglii, w północnych Włoszech czy we Francji – właśnie w rolnictwie zaczynają się pojawiać typowe dla kapitalizmu relacje pracy, czyli praca najemna. Pańszczyzna to uniemożliwia. Pańszczyzna pracę, którą wykonywali chłopi, zagospodarowuje w obrębie systemu niewolniczego. Bez jakiegokolwiek cudzysłowu. To było po prostu niewolnictwo. Wiąże się z tym również niedorozwój miast. W Europie Zachodniej mieszczaństwo wybije się na swoją pozycję, stając się burżuazją, najpierw dzięki działalności handlowej, potem dzięki rewolucji przemysłowej. U nas tego wszystkiego nie ma. Gospodarka folwarczno-pańszczyźniana jest zupełnie nieinnowacyjna. W gospodarce folwarczno-pańszczyźnianej nie wprowadzano zmian? – Wprowadzanie jakichkolwiek ulepszeń technologicznych w produkcji rolnej nie miało sensu, bo zyski można było podnosić, zwiększając wyzysk, to było bardziej opłacalne. Notabene dzisiejsza sytuacja polskiej gospodarki jest bardzo podobna. Na rynki międzynarodowe sprzedajemy przede wszystkim tanią siłę roboczą. Wystarczy spojrzeć na największe firmy, które produkują w Polsce: LG, Volkswagen, Philips. Nie można powiedzieć, że to eksport polski, co najwyżej z Polski. Technologia, kapitał – to wszystko przychodzi z zewnątrz. Gospodarka, w której dominuje tania siła robocza, nigdy nie będzie innowacyjna, to był i jest element zacofania Polski. Co znamienne, nawet w tej dziedzinie, która była podstawą egzystencji całego regionu, czyli w produkcji rolnej, byliśmy zacofani w stosunku do Zachodu. Wydajność produkcji systematycznie się obniżała w stosunku do norm zachodnich. Cały ten syndrom zacofania gospodarczego, kulturowego, technologicznego – to się kształtuje wokół folwarku. Folwark jest takim jądrem systemu, który wpływa negatywnie na całą przestrzeń społeczną. Właściciele folwarków radzili sobie z niską









