Nie ma cię w sieci, to nie ma cię wcale

Nie ma cię w sieci, to nie ma cię wcale

Kim chce być polski nastolatek? Youtuberem


Dr Karolina Messyasz – doktor nauk humanistycznych, socjolożka, wykładowczyni akademicka, pracuje w Katedrze Socjologii Polityki i Moralności Uniwersytetu Łódzkiego. Zajmuje się socjologią młodzieży, problematyką subkulturowości i pokoleniowości.


  • Youtuberzy – twórcy i bohaterowie popularnych materiałów na YouTubie, największej platformie wideo internetu.
  • Influencerzy – od influence, czyli wpływać. Osobowości internetowe, które dzięki swojej popularności (mierzonej liczbą fanów, czyli followersów) zarabiają na promocji produktów, marek i usług.
  • Patoinfluencerzy/patotreści – materiały nasączone przemocą, wulgaryzmami albo obrazujące zachowania patologiczne (alkoholizm czy sadyzm wobec członków rodziny). Często przyciągają one małoletnią widownię. Patotreści pozwalają zobaczyć cudze upokorzenie lub aktywnie w nim uczestniczyć.
  • Edukatorki – twórczynie (częściej kobiety niż mężczyźni) kanałów i stron prezentujących w skrótowej formie wiedzę popularnonaukową z dziedziny m.in. psychologii, zdrowia, dietetyki czy prawa.

Mam 34 lata i w ogóle nie oglądam YouTube’a. Z trudnością wymieniłbym ksywkę więcej niż jednego influencera albo youtuberki. W jakim stopniu czyni mnie to boomerem lub dziadersem w oczach ludzi tylko trochę – nawet nie pokolenie przecież – ode mnie młodszych?
– W oczach najmłodszej generacji – w ogromnym. Podział na świat offline i online jest dziś dla najmłodszego pokolenia Polaków czymś coraz bardziej obcym. Choć dla pokolenia mojego i pańskiego, nie mówiąc już o osobach starszych od nas, był oczywisty. Różnica polega na tym, że starsze pokolenia – także te, w których życiu internet był obecny – budowały relacje na podstawie pewnych instytucji, szkoły czy pracy, i w mniejszym stopniu poprzez technologie komunikacyjne.

To znaczy?
– Młodsze pokolenie jest nie tylko zanurzone w internecie, współcześnie młody człowiek jest online bez przerwy: ze smartfonem w kieszeni, który mamy przy sobie od pierwszych minut po obudzeniu, aż nie położymy się z powrotem spać. Wyniki badań Eurostatu czy EU Kids Online pokazują, że wśród młodych użytkowników dominuje korzystanie z internetu za pomocą urządzeń mobilnych. Obecnie prawie wszystkie formy ich aktywności wiążą się z siecią. Przedstawiciele najmłodszej generacji po prostu wychowali się w świecie, gdzie nie istnieje już rozgraniczenie między tym, co się wydarzyło online, a tym, co się wydarzyło „naprawdę”. Bo ono, prawdę mówiąc, też straciło na znaczeniu. Ponieważ jeśli czegoś – lub kogoś – nie ma w sieci, to jakby nie było go wcale.

Jedna z moich czytelniczek – choć pewnie właściwsze byłoby określenie „followerek” czy „obserwujących” – napisała mi przy pewnej okazji, że nie czyta gazet, nie słucha radia, nie ogląda telewizji, portali internetowych też pewnie nie przegląda. W sumie byłem zdziwiony, że gdzieś trafiła na moje teksty. Ale może nie powinienem?
– Socjolodzy potrafią się spierać, czy pokolenia istnieją i jak funkcjonują. Ale widzimy wyraźnie, że osoby, które niekoniecznie bardzo się różnią wiekiem, potrafią żyć w zupełnie innych światach. Nawet jeśli funkcjonujemy w tym samym języku, to w innej kulturze – a na pewno przekazywanej za pomocą innych kanałów, zanurzonej w innych wartościach lub innych sposobach mówienia o nich. Osoby, które socjalizowały się dzięki gazetom, książkom czy w kinie, i osoby, dla których oknem na świat jest YouTube, należą do innych kultur.

Jeśli to różne kultury, to dlaczego?
– Generacja Z i roczniki 2000 współtworzą kulturę swojego pokolenia, a nie tylko ją odbierają. To jest podstawowa różnica. Rozgraniczenie na to, co prywatne i publiczne, ma dużo mniejsze znaczenie. Dzielimy się życiem i tym, co robimy, ze światem.

Kim w życiu osoby z generacji Z jest youtuber?
– Kimś, kim chciałoby się być (śmiech). Niekoniecznie autorytetem, ale wzorem kogoś, kto ma ciekawe, przyjemne, łatwe, kuszące życie. I je pokazuje, a my „uczestniczymy” w jego przygodach, bo jest stałym elementem naszego świata. Według różnych badań YouTube to najczęściej odwiedzany przez nastolatków serwis internetowy.

Kiedyś Dorota Masłowska zauważyła, że o ile fantazja o byciu piosenkarką czy modelką mogła się wydawać objawem próżności, o tyle w porównaniu z wymarzonym życiem influencera życie gwiazdy sceny czy wybiegu było naprawdę ciężką i wymagającą dyscypliny pracą.
– Marzenie o łatwej sławie to nic nowego. Faktycznie jednak nowych influencerek czy youtuberów mamy zalew – co również jest wynikiem demokratyzacji kultury, o której mówiłam. Media społecznościowe dają większą możliwość zaistnienia. Nie musisz mieć koniecznie czegoś ciekawego do powiedzenia, nie musisz być szczególnie utalentowany, ale i tak warto być, warto się pokazać. Ale trzeba na to spojrzeć od innej strony. Jaki stoi za tym model biznesowy i po co młodzi ludzie są potrzebni platformom cyfrowym. On jest niepokojący.

Dlaczego?
– Kapitalizm z łatwością pochłania wszystko, zagarniając nawet autentyczne i oddolne zjawiska, rozciąga reguły rynkowe na każdą przestrzeń życia. Rywalizacja, spieniężanie czy, jak się mówi językiem platform, „monetyzacja” swojej osobowości i aktywności, uczynienie ze swojego ciała i prywatności przestrzeni reklamowej dla „partnerów” korporacyjnych i sponsorów – to wszystko konsekwencja tej rynkowej logiki, której podporządkowani są ludzie w coraz młodszym wieku. Bez pieniędzy też trudno o cokolwiek w dzisiejszym świecie, więc nie można mieć pretensji do młodych ludzi, że chcą je zarabiać. A media społecznościowe wydają się przestrzenią, gdzie pieniądze i sławę można zdobyć szybko i każdy może po nie sięgnąć.

Fakt, nie można mieć pretensji do młodych ludzi, że chcą zarabiać. Ale co z modelem biznesowym platform, które mówią młodym osobom: „Nawet jeśli nie masz talentu muzycznego, nawet jeśli nie zostaniesz gwiazdą Netfliksa, zawsze jeszcze możesz sprzedać swoje rozbierane zdjęcia albo filmiki w sieci obcym, to łatwe i wygodne”?
– To z mojej perspektywy najbardziej problematyczny element internetowej rzeczywistości. Wychodzi to np. w ciekawym cyklu reporterskim o świecie influencerów, który ukazał się w Spider’s Web. Ludzie, którzy zajmują się marketingiem influencerskim – czyli promocją produktów przez tych w większości młodych influencerów i youtuberów – cieszą się, że granice upadają, nie ma tabu, a zainteresowanie jest tak wielkie. Z drugiej strony bardzo młodzi ludzie, którzy chcą wejść w ten świat, też muszą być przygotowani, że będą sprzedawać przemoc, skandal albo nagość. Dla młodych ludzi to są jakieś realne wybory życiowe…

A dla platform cyfrowych?
– Czysty zysk. I potrzeba wykreowania sobie konkretnego typu konsumenta: bardzo młodego i gotowego od najmłodszych lat kupić i sprzedać wiele. Oczywiście, że podobne obawy towarzyszyły od zawsze każdej formie kultury masowej: literaturze kieszonkowej, radiu, telewizji, grom wideo. Ale to, jak natarczywie współczesny internet domaga się handlowania intymnością, to jest nowy poziom.

Przedstawiciele platform cyfrowych, gdy zarzucić im promocję treści patologicznych – związanych z alkoholem, przemocą, naruszaniem intymnych granic, poniżaniem innych – zawsze odpowiadają podobnie. Że jest to wąski margines wszystkich treści dla nastolatków, do tego taki, z którym wszyscy walczą.
– Badania, które znam, pokazują, że treści patologiczne to rzeczywiście wąski wycinek. Różne opracowania dowodzą – a przynajmniej próbują – że media społecznościowe mają także wiele pozytywnych aspektów. Ale większym problemem niż dostęp do treści nazywanych przez nas patostreamem czy patoinfluencerstwem jest przenikanie nieco złagodzonej czy oswojonej patologii i przemocy do głównego nurtu. Na przykład walki influencerów na ringu czy w oktagonie – zorganizowane w konwencji freak fight, czyli pojedynku dziwadeł – to jest przekroczenie granicy. Dzieci – te z „dobrych domów” i z dobrym kontaktem ze swoimi rodzicami – wydają kieszonkowe na dostęp do transmisji walk i żyją tym światem.

Ale część lewicowych czy feministycznych aktywistek zaraz pani na to odpowie, że nie można krytykować influencerek walczących na ringu, bo to ich wybór i święte prawo kobiet do realizowania się w takiej branży, w jakiej tylko chcą.
– Nie spotkałam się z tego typu wypowiedziami. Nie widzę żadnej pozytywnej wartości w pokazywaniu, oswajaniu i promowaniu przemocy – szczególnie w formie, która jest skierowana do dzieci. Bo trzeba to powiedzieć: walki influencerów w MMA przyciągają przed ekrany dzieci.

A czym to się różni od oglądania boksu, karate albo zapasów?
– Walki influencerów pokazują, że sposobem na rozładowanie jakichś napięć albo rywalizację jest maksymalnie widowiskowe upokorzenie i poniżenie drugiej osoby przed kamerami i olbrzymią publicznością. W ogóle nie jestem entuzjastką sportów walki, ale różnica jest czytelna: w pojedynku dziwadeł nie ma sportowych zasad, fair play ani dyscypliny. Wracamy do rzeczywistości igrzysk i gladiatorów. Dla mnie żadna forma promowania wśród dzieci przemocy nie może być sprzedawana w kostiumie „dbałości o kulturę fizyczną” albo „pielęgnacji zdrowego ciała”. Influencerzy, którzy okładają się po twarzach i bluzgają na siebie, robią to nie dla sportu, lecz dla budowania sławy, zasięgów i swojego finansowego zysku.

Jeszcze jedna kontrowersyjna kwestia: obecność tematu zdrowia psychicznego w mediach społecznościowych. Jedni mówią, że to dobrze. Otwarcie rozmawiamy o swoim stanie zdrowia, a bariery wstydu i milczenia upadają. Drudzy przekonują, że próby budowania sławy na swoim – prawdziwym lub wymyślonym – zaburzeniu, fascynacja depresją i samookaleczaniem, a także coraz częstsze autodiagnozowanie różnych chorób, czasami zmyślonych, to realne zagrożenie. Jak jest?
– Wiemy, że przyznawanie się przez celebrytów czy influencerów do problemów może mieć pozytywny skutek. Młodzi ludzie, dla których influencerzy są wzorem do naśladowania, z większą łatwością sami otwarcie mówią o tym, z czym się borykają – skoro robią to osoby znane i podziwiane. Udzielanie fachowych porad czy udział w kampaniach na rzecz zdrowia psychicznego również może przynieść bardzo pozytywne skutki.

Moje wątpliwości dotyczą jednak udzielania porad czy tym bardziej wypowiadania się i diagnozowania zaburzeń psychicznych przez celebrytów, influencerów i inne osoby nieposiadające do tego fachowych kompetencji. Bo tę rolę powinni odgrywać specjaliści i eksperci. Influencer może powiedzieć swoim fanom, że to dobrze mówić o problemach, ale…

…ale lepiej, aby poszli z tym do specjalisty, a nie do edukatorki z Instagrama czy TikToka?
– Tak. Choć np. w pandemii, gdy dostęp do opieki zdrowotnej był bardzo ograniczony, docierały do mnie liczne historie o tym, jak konta w internecie poświęcone zdrowiu przychodziły z pomocą lub odpowiadały na trudne pytania. Ale kiedy mówimy o tak poważnych problemach jak depresja czy zaburzenia osobowości, to konieczne są wiedza i kompetencje specjalistów. Wśród influencerów, nawet jeśli chcą dobrze, nie brakuje samozwańczych ekspertów.

Ale na problem samozwańczych ekspertów reagują różne organy państwa, od Komisji Nadzoru Finansowego, przez UOKiK, po sanepid. Pytanie, czy instytucje państwa albo organizacje branżowe w ogóle mogą nadążyć z prostowaniem błędów czy zwalczaniem szarlatanów z YouTube’a.
– Prawdopodobnie organy państwa nigdy nie nadążą za kreatywnością samozwańczych ekspertów. To zadanie dla systemu edukacji. Nigdy nie wyeliminujemy zagrożeń w całości, ale zadaniem systemu edukacji jest przygotowanie dzieci i młodzieży do odpowiedzialnego korzystania z internetu. Albo przynajmniej takiego, które nie poskutkuje zrobieniem sobie krzywdy.

Ale jak babcia albo mama dzisiejszej nastolatki ma edukować swoją córkę czy wnuczkę w dziedzinie bezpieczeństwa internetowego, skoro zrozumienie działania TikToka przerasta pewnie większość 30-latków, nie mówiąc już o prawdziwych „dziadersach”.
– Nigdy autorytety ze świata dorosłych nie będą równie atrakcyjne jak te z internetu. I rzeczywiście rodzice będą tracić. Jednak rodzina nadal ma ogromną rolę do odegrania w kształtowaniu młodego człowieka. Upatruję szansę w tym, na co dzisiejszy świat jednak się otwiera, czyli w bardziej otwartym mówieniu i budowaniu relacji. Jako rodzice możemy być dla dzieci i przy nich, pokazując, co jest w życiu ważne. W okresie dojrzewania czy wchodzenia w dorosłość przez młodych ludzi to zawsze będzie trudne i nie należy się łudzić, że będzie inaczej. Ale skoro jako cywilizacja i społeczeństwo od zawsze uczymy nasze dzieci o zagrożeniach i niebezpieczeństwach, o mniej przyjemnych aspektach świata, to nie sądzę, żeby internet był odrębnym przypadkiem.

Fot. Barbara Ober-Domagalska

Wydanie: 2022, 41/2022

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy