Władza chce, by sędziowie, którzy podejmują decyzje nie po jej myśli lub krytykują nowe przepisy, wiedzieli, że nie ujdzie im to na sucho Podpaść można np. za obronę konstytucji czy choćby za przypominanie, że istnieje taki akt prawny. Sędzia Sądu Okręgowego w Olsztynie Dorota Lutostańska z okazji stulecia niepodległości założyła koszulkę z napisem „Konstytucja” i z grupą ok. 40 sędziów zrobiła sobie zdjęcie przed gmachem sądu. Władza nie mogła puścić tego płazem, ale potrzebowała pretekstu. Zdarzyło się, że dwie panie ubrały w koszulki z napisem „Konstytucja, Jędrek” rzeźby stojące na olsztyńskiej Starówce. W pierwszej instancji sąd odmówił wszczęcia postępowania, ale policja miała przykazane, by takich spraw nie odpuszczać, więc się odwołała do sądu okręgowego. Tam przewinieniem zajęła się sędzia Lutostańska, która także nie wszczęła postępowania, bo jej zdaniem ubranie rzeźb w koszulki „Konstytucja” nie stanowiło zakłócenia porządku publicznego. To był właśnie ten pretekst. Zastępca rzecznika dyscyplinarnego uznał, że sędzia Lutostańska mogła nie być bezstronna, i wezwał ją do złożenia wyjaśnień. Chodziło o to, że powinna wyłączyć się ze sprawy. Myślenie było takie: skoro sama założyła koszulkę „Konstytucja”, to przecież jasne, że nie chciała ścigać osób, które podobne koszulki założyły na rzeźby. Sędzia, uznając, że w tej sprawie zachowała bezstronność, napisała w wyjaśnieniu, że nie istniały żadne podstawy, by się wyłączyła. Wezwanie do złożenia wyjaśnień to wstęp do postępowania dyscyplinarnego przeciw sędzi. Decyzja jeszcze nie zapadła, rzecznik może też uznać, że nie ma podstaw do dyscyplinarki. Taki sędzia jest już jednak na cenzurowanym, nie może liczyć na awans, a jego praca będzie kontrolowana przez władzę. Zawsze przecież jest nadzieja, że znajdzie się na niego jakiegoś haka. W podobnej sprawie ścigany był Dominik Czeszkiewicz, sędzia Sądu Rejonowego w Suwałkach. Uniewinnił on aktywistów Komitetu Obrony Demokracji obwinionych o zakłócenie (okrzykami) otwarcia wystawy poświęconej gen. Andersowi, z udziałem ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka, jego zastępcy Jarosława Zielińskiego i Anny M. Anders. Zdaniem zakłócających był to w istocie wiec córki generała przed wyborami uzupełniającymi do Senatu, w dodatku już w okresie ciszy wyborczej. Szefowie resortu spraw wewnętrznych nie zamierzali tolerować uniewinnienia, więc podległa im policja się odwołała, a wiceminister Zieliński oświadczył, że sędzia Czeszkiewicz „zachęca do łamania prawa i czegoś takiego nie może być w polskim sądownictwie”. W drugiej instancji sędzia Jacek Sowul uchylił wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia, a kilka miesięcy później, decyzją ministra Ziobry, został prezesem suwalskiego sądu okręgowego. Sędzia Sowul, trzeba trafu, zna się z wiceministrem Zielińskim, był np. na spotkaniu opłatkowym z jego udziałem. Sprawa kodowców przeszła przez obie instancje, żaden sąd nie znalazł podstaw do ich ukarania. Poszukano jednak powodu, by ukarać sędziego Czeszkiewicza. Przeanalizowano jego orzecznictwo i znaleziono sprawę, w której młody mężczyzna postraszył 14-letnią dziewczynę niesprawną wiatrówką i kazał jej iść ze sobą. Napastnika spłoszono, zajęła się nim policja, prokurator zakazał mu kontaktowania się z dziewczyną. Sędzia Czeszkiewicz wyznaczył termin przesłuchania 14-latki jako pokrzywdzonej. Miało ono nastąpić po dziewięciu dniach od podjęcia decyzji o jego terminie. Przepis mówi zaś, że małoletnich należy przesłuchiwać jak najszybciej. W rzeczywistości do zwłoki nie doszło, przesłuchanie odbyło się już dzień po wyznaczeniu terminu. Kolegium Sądu Okręgowego w Suwałkach, kierowane przez prezesa Jacka Sowula, uznało jednak, że opieszałością sędziego Czeszkiewicza powinien się zająć zastępca rzecznika dyscyplinarnego. Zajął się – i wszczął postępowanie dyscyplinarne, zarzucając nieuzasadnioną zwłokę w przesłuchaniu małoletniej oraz wyznaczenie rażąco odległego terminu. Po zbadaniu czterech lat pracy sędziego pojawił się również zarzut obniżenia jego kwalifikacji zawodowych, w wyniku czego miał wydać zły wyrok łączny w kilku sprawach. Dorzucono też wykonywanie czynności prywatnych w czasie służbowym. Postępowanie dyscyplinarne skończyło się na razie klapą. Zajmowanie się sprawami prywatnymi podczas pracy nie miało miejsca, podobnie jak zwłoka w przesłuchaniu. Wyznaczenie odległego terminu okazało się winą ówczesnego prokuratora oraz złej organizacji pracy w suwalskim sądzie. Wydawanie wyroków łącznych jest zaś w świetle polskiego prawa tak skomplikowane, że zdaniem zastępcy rzecznika dyscyplinarnego sam ustawodawca ma kłopoty z interpretacją przepisów. Sędzia Czeszkiewicz nie został więc ukarany,