Stanisław Ciosek – polityk przez duże P

Stanisław Ciosek – polityk przez duże P

Warszawa 06.08.1981. W dniach 3 -6 sierpnia w Urzêdzie Rady Ministrów w Alejach Ujazdowskich toczy³y siê rozmowy pomiêdzy Komitetem Rady Ministrów ds. Zwi¹zków Zawodowych pod przewodnictwem wicepremiera Mieczys³awa Rakowskiego a Komisj¹ Krajow¹ (KK) Niezale¿nego Samorz¹dnego Zwi¹zku Zawodowego (NSZZ) Solidarnoœæ pod przewodnictwem Lecha Wa³êsy. Dyskutowano na temat zaopatrzenia w ¿ywnoœæ, reformy gospodarczej, dostêpu Zwi¹zku do œrodków masowego przekazu i projektu ustawy o zwi¹zkach zawodowych. Rozmowy zakoñczy³y siê fiaskiem. Rz¹d oskar¿a³ Solidarnoœæ o zerwanie rozmów, w prasie rozpoczyna siê kampania oskar¿aj¹ca Zwi¹zek o d¹¿enie do konfrontacji. Na zdjêciu Lech Wa³êsa (L), minister-cz³onek Rady Ministrów do spraw zwi¹zków zawodowych Stanis³aw Ciosek (2L), Mieczys³aw Rakowski (3L), wicemarsza³ek Sejmu Halina Skibniewska (4L). meg PAP/Jan Morek

Chciał się dogadywać, łagodzić konflikty, patrzeć do przodu. Dziś zupełnie inna jest polityczna moda Stanisław Ciosek. Byłem, tak przypuszczam, ostatnim dziennikarzem, który z nim rozmawiał. To było kilkanaście dni temu, po śmierci Jerzego Urbana, wspominaliśmy go. Fragmenty tej rozmowy są w PRZEGLĄDZIE. Fragmenty, bo Stanisław Ciosek zawsze mówił długo. Długo, ale bez zbędnych dłużyzn. Te rozmowy były jak arcydzieła sztuki, celne uwagi ozdabiał anegdotami, historyjkami, które mówiły więcej niż dziesiątki zdań. Bardzo sobie cenię te godziny, które z nim spędziłem. To były wywiady, rozmowy toczone w niespiesznym tempie, przy herbacie i śliwkach w czekoladzie. Ciosek różnych historii znał tysiące i przytaczał je w odpowiednich chwilach. Musiał znać, bo całe jego życie związane było z polityką, z władzą i w różnych miejscach i okolicznościach przyszło mu działać. I to jak! To nie przypadek, że był zawsze tam, gdzie było gorąco, gdzie rozgrywały się najważniejsze sprawy. W okresie Solidarności gen. Jaruzelski delegował go do współpracy ze związkami zawodowymi. To on był głównym pośrednikiem między władzą a Solidarnością, co w czasie narastającego konfliktu było jak rola sapera na polu minowym. Opowiadał o tamtych czasach w różnej tonacji, między innymi wisielczej: „Okna  naszego gabinetu w Białym Domu wychodziły na Aleje Jerozolimskie. Siedzieliśmy do nocy, praca była, latarnie się zapalały. I mówiliśmy do siebie – no, wybierz sobie latarnię, na której chcesz wisieć?”. I proszę, jako minister do spraw związków zawodowych i rozmawiania z Solidarnością zdał egzamin celująco, u Jaruzelskiego już tylko szedł w górę. Dobrze zapamiętał go też Wałęsa, który zostawił go na stanowisku ambasadora w Moskwie, gdzie przepracował do roku 1996. Ale pozostańmy w latach 80. Ciosek należał w tym czasie do grona bliskich współpracowników gen. Jaruzelskiego. I był jednym z tych, którzy zachęcali go do rozmów z opozycją. Dziś łatwo jest napisać, że był w „grupie trzech”, razem z Jerzym Urbanem i gen. Władysławem Pożogą, szefem służby wywiadu i kontrwywiadu MSW, która przygotowywała Jaruzelskiemu poufne raporty dotyczące konieczności zmian. Albo że przygotowywał obrady w Magdalence, a potem Okrągły Stół. I że podczas tych obrad odgrywał jedną z głównych ról, rysował słynne jaja, czyli kreślił obszary wspólnej odpowiedzialności, czy też godził się na senat. Łatwo to pisać, bo to wszystko już się odbyło. Ale wówczas, gdy istniał Układ Warszawski, a w Polsce stacjonowały wojska ZSRR, te działania wymagały i wyobraźni, i odwagi, i trochę… szelmostwa. Jak zaczęły się spotkania trójki Ciosek-Pożoga-Urban? – pytałem go parokrotnie. I wreszcie któregoś dnia, przyznał, że zadecydował… koniaczek. „Trzeba było zdecydować, czy jakiś film puścić do emisji. Pojechaliśmy więc do MSW go oglądać, bo tam była odpowiednia aparatura. Rozmawialiśmy u Pożogi. Oglądamy, rytualny koniaczek… Śliwki w czekoladzie… I rozpuściliśmy języki. Bez ograniczeń. Przyjechałem do domu. I przypominam to sobie wszystko… Boże, my takie rzeczy mówiliśmy! U Pożogi! Wszystkie służby ma pod sobą! Nagrał nas na pewno! Natychmiast zadzwoniłem do Urbana: »Słuchaj, ty się nie kładź, ty pisz, co było, generałowi trzeba będzie to posłać!«. On rano mi dał maszynopis, trochę złagodziłem, że w trosce o Polskę itd. I natychmiast z tym do generała, złożyłem w sekretariacie”. W tym momencie Ciosek zaczerpnął powietrza i szeroko się uśmiechnął: „I byliśmy szybsi od Pożogi”. Pasjonujące były też jego opowieści o rozmowach z ludźmi Kościoła. Mówił tak: „Stara jest zasada przetrwania Kościoła, jak w tym porzekadle: Kościół opłakuje zmarłego, ale do trumny z nim się nie kładzie itd. Zachowuje dystans. Tak samo tutaj było. Miałem masę rozmów z ludźmi Kościoła. I mogę powiedzieć, że Kościół był bardzo wstrzemięźliwy, gdy chodzi o wybory, o Okrągły Stół i podzielenie się władzą z Solidarnością. Bo nie wiedział, jaka będzie ta nowa władza. Rozmowy z Kościołem były więc kluczowe. Ile myśmy godzin w Episkopacie u bp. Bronisława Dąbrowskiego przesiedzieli! Ile razy ja tam byłem! Z przyczyn oczywistych Jaruzelski i my wszyscy bardziej ufaliśmy prymasowi i hierarchom kościelnym aniżeli ludziom nie wiadomo skąd. Mało kto na ten aspekt zwraca uwagę, ale ja byłem przy tym i wiem, komu ufałem. I dlatego tak wielką rolę przypisuję Kościołowi. Bo myśmy nie wiedzieli, jak tę Solidarność okiełznać, kto tam jest”. A potem były następne spotkania, już za aprobatą Jaruzelskiego. I kolejne raporty drążyły skałę. „Jaruzelski jest jak kot, zanim stąpnie, dobrze łapą zbada”,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 44/2022

Kategorie: Sylwetki