Szafa
Znajoma, osoba publiczna, która właśnie wróciła z Paryża, opowiada, że pytaniami, jakimi zarzucili ją tubylcy, były wyłącznie pytania o szafę: co to za szafa? O co chodzi z tą szafą? Po co wam ta szafa? Po prostu nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego prawie 40-milionowy naród, jego politycy i media z takim zapałem zajmują się jakąś szafą. Inna znajoma z kolei, prawniczka, podejrzewa, że temat szafy długo jeszcze nie zniknie z naszych debat, ponieważ nie można wykluczyć, że szafa – należąca pierwotnie do pułkownika Lesiaka, funkcjonariusza UOP – od czasu, kiedy stała się szafą narodową, po prostu nie ma pleców i można do niej po cichu wkładać od tyłu to, co potem z wielkim wrzaskiem wyjmuje się od przodu. Szafa będzie więc niewyczerpana i wieczna. Tak czy owak powszechne zainteresowanie narodu szafą, tzn. dokumentami wywiadu i kontrwywiadu, które zawiera ten mebel, jest fenomenem rzadko notowanym w historii. Być może podobne zainteresowanie tajnymi dokumentami oraz działalnością tajnych służb panowało we Francji w roku 1904, podczas słynnej sprawy Dreyfusa; coś podobnego, chociaż przez chwilę tylko, pojawiło się w Wielkiej Brytanii, gdy odkryto, że jeden z głównych szefów brytyjskiego wywiadu, Philby, był od lat szpiegiem radzieckim. W normalnym jednak świecie działalność służb tajnych, jak sama nazwa wskazuje, otoczona jest tajemnicą, zajmują się nią fachowcy od wywiadu i kontrwywiadu, natomiast ogół społeczeństwa nie zaprząta sobie tym głowy. Normalny obywatel chce, aby służby tajne skutecznie ścigały przestępców, dbały o jego bezpieczeństwo, a także wykrywały obcych szpiegów, co należy już raczej do wewnętrznych kłopotów służb specjalnych niż do rozrywek ogółu. Co ciekawe także wszystkie normalne państwa dbają, aby ich służby specjalne i metody ich pracy były jak najdyskretniejsze, gdyż stanowi to warunek ich skuteczności. We Francji na przykład, gdzie napoleoński minister policji Fouché stworzył jeden z pierwszych nowoczesnych systemów policyjnych, do dzisiaj nie można się dowiedzieć, kto 200 lat temu należał do jego agentów i informatorów. W Rosji zaś po rewolucji bolszewickiej Czeka, a potem NKWD przejęły na swoje usługi wielu agentów carskiej ochrany, uważając, że szpiegowanie i śledzenie jest zajęciem wymagającym profesjonalizmu niezależnie od nastawień politycznych. Wielu takich i podobnych rzeczy dowiedzieć się można z wydanej niedawno przez Iskry opasłej książki francuskich autorów Rogera Faligota i Remi Kauffera „Służby tajne – historia wywiadu i kontrwywiadu na świecie”, gdzie nie brakuje zresztą ciekawych wzmianek na tematy polskie. Autorzy twierdzą na przykład, że słynny Światło był od dawna agentem amerykańskim, a nie stał się nim dopiero w momencie ucieczki z kraju, piszą też, że w 1979 r. „CIA udało się zwerbować agenta pośród najwyższych sfer hierarchii wojskowej, pułkownika Ryszarda Kuklińskiego”, a związany z CIA związkowiec amerykański, Irving Brown, „za pośrednictwem kleru zaczął przekazywać działaczom KOR środki finansowe, co stanowiło jedynie preludium tajnych operacji wsparcia „Solidarności” ze strony AFL-CIO, których skuteczność dorównywała operacjom CIA”. Są to jednak wiadomości, które przekazują autorom emerytowani lub odtajnieni agenci, dawno po wygaśnięciu ich związków ze służbami tajnymi i często za zgodą owych służb. Otóż na tle tych wszystkich obyczajów obecna sytuacja w Polsce stanowi nienotowany w dziejach fenomen. Po pierwsze więc wraz ze zmianą ustroju, w ramach tzw. lustracji prowadzonej przy pomocy IPN, przystąpiono u nas do intensywnego ujawniania informatorów dawnych służb specjalnych, zyskując przez to pewność, że nowe służby będą miały duże trudności z pozyskaniem następnych współpracowników, przekonanych już teraz, że każda zmiana polityczna może z łatwością ujawnić ich tożsamość. Następnym krokiem stało się zastąpienie amatorskiej masówki IPN demaskowaniem nowych, już własnych, powstałych po zmianie ustroju służb tajnych, a więc UOP, który miał zastąpić SB, a także wywiadu wojskowego, WSI. To ostatnie zresztą może mieć opłakane skutki w postaci ujawnienia polskich kontaktów wywiadowczych za granicą, czego nie należy życzyć polskim żołnierzom wysyłanym właśnie na wojnę do Iraku czy Afganistanu. W kategoriach, którymi operują opisywane przez Faligota i Kauffera światowe służby specjalne, wszystko to ma znamiona samobójczego obłędu. Skąd on się bierze? Otóż bierze się z podniesionej do entej potęgi tzw. spiskowej









