W stolicy Austrii działa 7 tysięcy agentów Korespondencja z Wiednia Wiedeń jest od lat ukochanym miastem szpiegów. Co drugi rezydujący tu dyplomata ma powiązania z tajnymi służbami. Zdaniem ekspertów, w naddunajskiej metropolii, zwanej światowym centrum szpiegostwa, działa 7 tys. agentów. Działalności obcych agentur sprzyja prawo. W neutralnej Austrii w odróżnieniu od neutralnej Szwajcarii działalność obcych szpiegów nie jest karalna, dopóki nie narusza interesów gospodarza i nie łamie prawa. Nie przypadkiem w Wiedniu umocowało się wiele międzynarodowych organizacji, mieści się tu europejska siedziba ONZ, działa też Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. Nad Dunajem odbywają się negocjacje finansowe i pokojowe, takie jak niedawne irańsko-amerykańskie. Służby dyplomatyczne poszczególnych ambasad są najsilniej reprezentowane właśnie w Wiedniu – doliczono się ok. 17 tys. „dyplomatów”, co stanowi 1% populacji miasta. To tu agenci USA, Rosji czy Iranu cieszą się wolnością nieporównywalną z innymi miejscami na świecie. Liczba zatrudnionych współpracowników ambasad znacznie przewyższa liczbę stanowisk. Dla Urzędu Ochrony Konstytucji i Zwalczania Terroryzmu (BVT) jest oczywiste, że szpiedzy są mocowani pod przykrywką legalnych placówek: konsulatów, organizacji i przedstawicielstw. Prof. Siegfried Beer, szef Austriackiego Centrum Studiów nad Wywiadem, Propagandą i Bezpieczeństwem (ACIPSS), potwierdza, że Austria to ulubione miejsce agentów, którzy są dobrze znani urzędnikom, ale rzadko napotykają problemy. – Wszystko załatwia się grzecznie i dyplomatycznie – mówi Beer. W połowie lipca wykryto współpracowników niemieckiego wywiadu (BND) „sterowanych” z ambasady USA w Wiedniu. Agenci BND spotykali się bez przeszkód z amerykańskimi mocodawcami m.in. w Salzburgu. Rozmowa na ten temat między austriackim ministrem spraw zagranicznych, 28-letnim Sebastianem Kurzem, a doświadczonym szefem amerykańskiej dyplomacji Johnem Kerrym odbyła się na lotnisku, po rozmowach amerykańsko-irańskich, i trwała, jak skwapliwie policzono, 72 sekundy. Znawcy tematu zaznaczają jednak, że dzięki amerykańskim informacjom uniknięto w ostatnich latach wielu zamachów, głównie w Niemczech, ale i w Austrii. Prawo do poprawki W 2002 r. zaczęła się w Austrii modernizacja Urzędu Ochrony Konstytucji i Zwalczania Terroryzmu. Jego ówczesny szef, Gert-René Polli, starał się o zmniejszenie wpływów amerykańskich i na własną rękę podejmował kontakty z Iranem. W 2008 r. odszedł z państwowej służby, obecnie ma firmę i działa na rzecz zmiany prawa. Stara się o wprowadzenie wysokich kar za szpiegostwo. Austriackie prawo dotyczące przeciwdziałania szpiegostwu na tle Europy jest bardzo liberalnie. – Jest w ogóle najsłabsze. Prowadzenie operacji na terenie Austrii przez współpracowników zagranicznych służb wywiadowczych jest niemal bezpieczne – mówił Polli w magazynie informacyjnym „ZIB 2”. – To czyni państwo atrakcyjnym centrum dla służb, nie tylko amerykańskich – podkreśla były szef BVT, przekonany, że wiedeńskie negocjacje z Iranem w sprawie programu atomowego również były podsłuchiwane. Spodziewa się odkrycia kolejnych powiązań szpiegowskich, które będą sięgać Austrii. Polli nie uniknął oczerniającej go kampanii, za to jego następca Peter Gridling ma gładkie relacje z Amerykanami. Zdaniem Petera Pilza, eksperta Zielonych ds. obronności, najgorsze, co może czekać agentów amerykańskich ze strony BVT, to „zaproszenie na lampkę wina”. Na jednej z konferencji prasowych Pilz powiedział, że zamiast chronić narodowe interesy i przeciwdziałać aktywności obcych agentur, służby austriackie zajmują się obserwacją i podsłuchiwaniem własnych obywateli, co pokazał skandaliczny, ciągnący się osiem lat proces przeciw obrońcom praw zwierząt. Schemat siatki Pilz przytoczył sprawozdanie agenta dla Departamentu Stanu USA z 31 lipca 2009 r., które pozwala odtworzyć strukturę amerykańskiej siatki w Austrii. Dzieli się ona na zespoły terenowe (country teams) z państwowymi funkcjonariuszami odpowiedzialnymi za przygotowywanie raportów (state reporting officers) oraz współpracowników niebędących członkami państwowych służb (non state members). Pewna grupa, w tym szef placówki CIA, ma status dyplomatyczny i pełni wysokie funkcje w ambasadzie bądź przy ONZ. Menedżerowie przedstawicielstw amerykańskich firm w Austrii zwani są non official cover, czyli bez statusu dyplomaty. Zadania agentom zlecają różni decydenci, od prezydenta – te mają najwyższy priorytet – po ministrów i pomniejszych urzędników. Wskazane „obiekty” mogą być poddawane całkowitej obserwacji przez NSA (amerykańską National Security Agency) lub CIA – członkowie rządu, partii, personel ONZ,
Tagi:
Beata Dżon









