Tag "IPN"

Powrót na stronę główną
Aktualne

Bydgoska debata o IPN-ie

22 lipca w Bydgoszczy odbędzie się konferencja „IPN – inkwizycja XXI wieku?” Dzień 22 lipca dla całej polskiej lewicy – obojętnie jakiej proweniencji – winien być jeśli nie dniem celebry, świętowania bądź

Media

Specjaliści od fałszowania przeszłości

IPN zatrudnia ludzi, którzy mają niewiele wspólnego z nauką, za to dużo z brudną polityką historyczną W salonach prasowych można trafić na kwartalnik „Glaukopis”. Pisują w nim narodowcy, korporanci, katoliccy radykałowie, a nawet neopoganin. Część tego ekscentrycznego środowiska, w tym sam wydawca, to pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej. Wydawcą i redaktorem naczelnym jest dr Wojciech Muszyński. 30 stycznia 2016 r. otrzymał od prezydenta Andrzeja Dudy Złoty Krzyż Zasługi za „dokumentowanie i upamiętnianie prawdy o najnowszej historii Polski”. Kancelarii Prezydenta nie przeszkadzały jego radykalne wypowiedzi, wykorzystywanie historii do celów ideologicznych ani fakt, że dopiero co groziło mu zwolnienie z pracy za naruszenie zasad etyki urzędnika państwowego i naukowca. Poszło o udostępnienie na publicznym wówczas profilu facebookowym grafiki Narodowego Odrodzenia Polski przedstawiającej Baracka Obamę na szubienicy oraz rasistowskiego nagrania antyimigranckiego. Cytowany przez Wojciecha Czuchnowskiego na łamach „Gazety Wyborczej” absolwent UW mówi: „Chodził w mundurze wzorowanym na przedwojennym brunatnym uniformie ONR, witał się »rzymskim pozdrowieniem« i okrzykiem »Czołem Wielkiej Polsce«. Traktowaliśmy go trochę jak nieszkodliwego dziwaka”. Młodzi narodowcy urządzali w tym czasie wycieczki do Wilna, gdzie demonstrowali „polskość Wileńszczyzny”. O polskiej Wileńszczyźnie miał Muszyńskiemu dużo opowiadać dziadek, który był działaczem ruchu korporanckiego. W latach 90. Muszyński

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Nasz naród jak lawa

Jechałem kiedyś autostradą do Lille. Przede mną belgijski samochód. Na bramce kierowca wyciągnął portmonetkę i zaczął mozolnie wrzucać bilon do maszyny. Kieska wyśliznęła mu się z ręki i drobniaki posypały się na ziemię. Belg wysiadł i zaczął je zbierać. Widok faceta wyciągającego w błocie, na kolanach centówki spod samochodu serdecznie mnie rozbawił, mimo że traciłem czas, stojąc za nim. W pewnej chwili ciułacz wstał i spojrzał na moją roześmianą gębę. – No tak – wycedził – zdaje się, że odwaliłem niezły belgijski kawał. I powoli też zaczął się uśmiechać. Trzeba bowiem wiedzieć, że Belgowie są obiektem nieustannych francuskich naigrawań. Nad Sekwaną wydano już wiele książek z dowcipami o nich. Ostatni, jaki usłyszałem: „Na cmentarzu komunalnym w Brukseli rozbił się samolot pasażerski. Ratownicy odnaleźli już 40 tys. ofiar. Poszukiwania trwają”. Nie są to na ogół wice oryginalne. Niemcy opowiadają je o mieszkańcach Wysp Fryzyjskich, Amerykanie nieco złośliwsze o Polakach („Chcesz Polakowi złamać palec? Uderz go w nos”). Różnica jedynie taka, że wytykani, jak Belgowie, z reguły sami z tych kpin się śmieją, a tylko Polacy się obrażają. Wiele organizacji polonijnych w USA kierowało do miejscowych władz petycje, żeby zakazać, interweniować, karać, co oczywiście nieomylnie wskazywało, że te anegdotki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

W poszukiwaniu sensu

Studiujemy wypowiedzi wodzów IPN i tak sobie myślimy: przecież nawet u nich musi być coś powiedziane z sensem. Ale może to jest za bardzo ukryte? Albo może wszyscy widzą głębię ich myśli, a my nie? Weźmy prof. Krzysztofa Szwagrzyka, wiceprezesa IPN. Słyszymy, jak mówi, że „w Polsce nie było i nie ma przyzwolenia, żeby budować pomniki zbrodniczym formacjom”. A widzimy pomniki Józefa Kurasia „Ognia”, place i ulice „Burego” i „Łupaszki”. Czy nie mają oni na rękach krwi niewinnych ludzi, kobiet i dzieci? A może pomniki stawiają im rodziny ofiar? Bez przyzwolenia IPN?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Szarek i nowe pomysły

Mamy kolejny dowód na to, jak bardzo szkodliwa może być praca w osławionym IPN. Jarosław Szarek, bo o prezesie IPN tu mowa, podzielił się z czytelnikami „Naszego Dziennika” ciekawą propozycją. Każdy dyplomata skierowany do pracy w Polsce powinien zacząć swoją misję od wizyty w Muzeum Katyńskim. A gdyby marudził, to bilet powrotny i won z kraju, który wstał z kolan. Och Szarek, Szarek, marnujesz się pan na tej posadzie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Widmo Marksa krąży nad Polską

Od czasu, kiedy trzech policjantów (w tym jeden tajny) wkroczyło na teren ośrodka konferencyjnego Uniwersytetu Szczecińskiego w Pobierowie, żeby ustalić, czy podczas konferencji naukowej „Filozoficzne źródła nowoczesnej Europy” organizowanej w tym roku pod hasłem „Karol Marks 1818-2018” nie jest łamana konstytucja poprzez praktyki totalitarne, – nie wiadomo: bać się czy płakać. Sam pomysł, że grupka naukowców i naukowczyń, wśród których było siedmioro uniwersyteckich profesorów, doktorzy i doktoranci, może w Polsce w 2018 r. łamać konstytucję, wygłaszając referaty naukowe, które zostaną potem opublikowane w wydawanym od 25 lat piśmie, jest tak kuriozalna, że nie zasługiwałaby na jakąkolwiek reakcję. Jednak reakcja, i to mocna, jest niezbędna. To policja, na żądanie prokuratury, złamała polskie prawo, interweniując na terenie uczelni bez podjęcia nawet próby zawiadomienia czy uzyskania zgody rektora. Trudno zresztą sobie wyobrazić, w jaki sposób mieli cokolwiek ustalić, kiedy fotografowali ogólnie dostępne publikacje czy zagadywali pracownicę recepcji ośrodka. Organizatorzy zaprotestowali w stosownych oświadczeniach, rektor US takoż. Minister spraw wewnętrznych, absolwent tegoż uniwersytetu, przeprosił za wkroczenie policji. Autonomia uniwersytecka zapisana jest w art. 227 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Jego ust. 3 stanowi: „Służby państwowe odpowiedzialne za utrzymanie porządku publicznego i bezpieczeństwa wewnętrznego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W Czarnem „Łupaszce” pamiętają

Ten pan z IPN powinien się wstydzić – mówią mieszkańcy, którym Piotr Szubarczyk naubliżał, bo mieli inne zdanie na temat „żołnierzy wyklętych” Zagubione wśród lasów miasteczko Czarne w powiecie człuchowskim na rubieżach województwa pomorskiego. Przy głównej ulicy Moniuszki, którą zamyka stary, poniemiecki dworzec kolejowy, usytuowały się najważniejsze instytucje: szkoła, przedszkole, ratusz, bank. W mieście są jeszcze: zakład karny, dwa kościoły i jednostka wojskowa. Naprzeciwko ratusza stoi czołg z lufą wycelowaną w niebo, kwitną przy nim bratki. „Przechodniu – wzywa napis – czcij i szanuj to miejsce. Tu znajduje się ziemia z pól bitewnych Wałcza, Gdańska i Czarnego”. Na słupach ogłoszeniowych ciągle można znaleźć informacje o spotkaniu na temat budowy pomnika poświęconego żołnierzom podziemia niepodległościowego. Gościem specjalnym odbywającego się 7 kwietnia spotkania był pracownik Instytutu Pamięci Narodowej Piotr Szubarczyk. Zostało ono przerwane, po tym jak zaproszony naubliżał uczestnikom, którzy mieli inne zdanie na temat „żołnierzy wyklętych”, kwestionowali zwłaszcza zasługi Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. 8 kwietnia, w niedzielę, odbyły się w gminie Czarne konsultacje społeczne. Na 990 głosów ważnych 812 było przeciw powstaniu pomnika. Wy gawaritie po russkij Z inicjatywą postawienia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dąbrowszczacy wracają do Olsztyna?

Sąd podważył prawo IPN do wskazywania dekomunizowanych miejsc oraz wartość merytoryczną jego opinii Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie uchylił decyzję wojewody w sprawie zmiany nazwy ulicy Dąbrowszczaków, a do tego podważył opinię IPN w sprawie formacji walczącej w Hiszpanii. Wcześniej podobne orzeczenie zapadło w Gdańsku, ale tamtejszy WSA uchylił zarządzenie zastępcze wojewody o zmianie nazwy ulicy Dąbrowszczaków na ulicę Lecha Kaczyńskiego (i sześciu innych) ze względów prawnych. Gdański sąd uznał, że nie można ustawą odbierać podmiotowości samorządowi terytorialnemu i „deptać godności wspólnoty samorządowej”. Natomiast olsztyński WSA w składzie trojga sędziów wprost podważył opinię IPN, na podstawie której wojewoda warmińsko-mazurski uznał XIII Brygadę Międzynarodową im. Jarosława Dąbrowskiego za symbol propagujący ustrój komunistyczny. Jak stwierdziła w uzasadnieniu wyroku sędzia Katarzyna Matczak, IPN nie jest instytucją władczą, która decyduje, czy daną ulicę, plac albo budowlę publiczną trzeba dekomunizować. To wojewoda ma bezwzględny obowiązek dokładnie zbadać sprawę przed podjęciem decyzji. Tymczasem wojewoda Artur Chojecki wziął pod uwagę jedynie część ustaleń historyków na temat formacji walczącej w wojnie domowej w Hiszpanii w latach 1936-1939. Jak pisaliśmy w tekście „Mazurem w Dąbrowszczaków” (PRZEGLĄD nr 52/2017), zarządzeniem zastępczym „wyręczył” on radnych olsztyńskich i zmienił nazwę ulicy Dąbrowszczaków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Zbiera się masa krytyczna?

Nadzieja wstąpiła w liczne serca w ostatnim tygodniu. PiS straciło w sondażach w ciągu miesiąca prawie 12%. Platforma zyskała 6%. Po kilku latach przerwy SLD regularnie lokuje się ponad progiem, a w ostatnim sondażu uzyskał nawet 9% poparcia. PiS od dwóch lat robi wszystko, aby stracić w sondażach, ale dotąd nie traciło. Nawet okresowo zyskiwało. Poparcie dla tej partii sięgało niemal 50%. Nie miały znaczenia kolejne wpadki rządu i poszczególnych ministrów, afery z Misiewiczem, wariactwa Macierewicza, wypadki rządowych kolumn i zwalanie winy na młodego kierowcę „pancernego seicento”. Nie zaszkodziło niszczenie Trybunału Konstytucyjnego i sądownictwa. Nie zaszkodziło, bo opozycja poza krytyką PiS w kwestiach dla przeciętnego Polaka niezrozumiałych nie potrafiła zaproponować nic sensownego. Nie umiała nawet przekonać ludzi, że protestuje w obronie nie sądów i sędziów, ale praw i wolności ludzi. Że chodzi tu nie o prof. Rzeplińskiego czy prof. Gersdorf, ale o obronę praw przeciętnego Kowalskiego. Czy Platforma razem z Nowoczesną, PSL albo też SLD naprawdę nie potrafi przedstawić projektu sensownej reformy wymiaru sprawiedliwości, eliminującej jego słabości i patologie? Których niewątpliwe istnienie jest dla PiS pretekstem do podporządkowania sobie władzy sądowniczej. Ostatnio ludzie uświadomili sobie, że szalona polityka zagraniczna (a może raczej jej brak) za sprawą bezmyślnej nowelizacji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

MSZ: czas tropicieli

List 59 amerykańskich senatorów w sprawie ustawy reprywatyzacyjnej stał się w MSZ kolejnym narzędziem intryg personalnych. Kolejnym strzałem. Trzeba bowiem zinterpretować to wydarzenie – otóż przez wiele lat polska dyplomacja potrafiła blokować zbieranie podpisów pod takim listem, pękło to wszystko teraz, za czasów Trumpa i ustawy o IPN. W obozie władzy trwa poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, czyja to wina. Ministra Jakiego, który bezrozumnie wypuścił ustawę o IPN w świat, w ogóle nie rozumiejąc, co do niego mówiła np. ambasador Izraela, i naszej placówki w Waszyngtonie (obsadzonej przez „dobrą zmianę”), która nie potrafiła tym razem zatrzymać niekorzystnej dla Polski inicjatywy? Wobec tego na dywaniku powinni się znaleźć i ministrowie Ziobro z Jakim, i minister Waszczykowski, no i ten, kto do zmian na amerykańskiej placówce go przymusił. Ale winą obarczyć można też inną grupę. Szefa MSZ, który nie przekazał ministrowi Jakiemu na czas ostrzeżeń z Departamentu Stanu, no i MSZ-etowską centralę, która zlekceważyła to, co się działo w Kongresie USA. Czyli ministra Czaputowicza i jego współpracowników. Na razie górą jest ta druga wersja i to ona rozprzestrzenia się w prawicowej blogosferze. Warto więc ją opisać. Przede wszystkim MSZ zawiniło, przetrzymując notatkę ze spotkania z 19 stycznia br. w gmachu resortu z Thomasem Yazdgerdim, który w amerykańskim Departamencie Stanu odpowiada za kwestie dotyczące

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.