Tag "Sejm"
Koniec cyrku
Ten cyrk trwał nie tylko dwa powyborcze miesiące, podczas których pisowska władza rozdała, co jeszcze mogła, i ukryła, co tylko chciała. Ten cyrk trwał długich osiem lat, w trakcie których pisowska władza zdegradowała Polskę do żałosnego pajaca, bredzącego światu o swej godności. Czy trzeba przypominać wojenki prowadzone z niemal wszystkimi naszymi sąsiadami, włączając w to wojenkę największą: z Unią Europejską – naszym domem? Możemy się cieszyć. Pisowscy sędziowie nie unieważnili wyborów, pisowska władza nie wprowadziła stanu wyjątkowego, pisowski
Tuskowi łatwo nie będzie
Miliony Polaków czekają na zmiany i rozliczenia Aleksander Kwaśniewski opowiadał, że gdy 11 grudnia w Gdyni uczestniczył w promocji książkę „Prezydent”, nagle za oknem zaczęły strzelać fajerwerki. Powód był prosty – Sejm właśnie powołał Donalda Tuska na stanowisko premiera. Więc jakaś grupa chciała to hucznie uczcić. Nie był to odruch wyjątkowy. Owszem, po 15 października nie było tańców na ulicach. Ludzie jeszcze nie do końca byli pewni, czy sondażowe wyniki potwierdzą się w rzeczywistości. Potem czas radości odebrał Polakom
Ruchome święto
Wiktor Kulerski dzwoni, że umarł jego brat Marek, siedziałem z nim w jednej celi w Białołęce. Fajny człowiek. Gdy wszedłem do celi, ujrzałem grupkę brodaczy podekscytowanych pojawieniem się nowego. On pierwszy wyciągnął do mnie rękę ze słowami: Kulerski. Spłoszyłem się, był bardzo podobny do brata, a Wiktor działał wtedy aktywnie w podziemiu. Jego wpadka byłaby katastrofą. Wszyscy w śmiech: to brat, tylko brat. W celi sami robotnicy i Marek, lekarz pediatra. Widywaliśmy się potem, pracował w szpitalu na Litewskiej,
Będzie rozróba
Nie dałem rady oglądać exposé Donalda Tuska. Chamskie pohukiwania kaczystowskiej swołoczy, przez bite dwie godziny próbującej przerywać mowę premiera, wyprowadzać go z równowagi, ten zestaw knajackich rechotów i nienawistnych min był ponad moje siły. W depresji zimowej jestem bez naskórka, najdrobniejsze zło ma moc zabójczą, pojedynczy klakson zniecierpliwionego kierowcy rani mnie do krwi, a „byle reklama zmusza do płaczu” – jakże miałbym wytrzymać ten tygiel bluzgów sejmowych. Kiedy dzień wcześniej Morawiecki bajdurzył o pisowskiej
Casus Braun
Braun z gaśnicą „nie spadł z nieba”, by posłużyć się powiedzeniem red. Mariana Turskiego, tłumaczącego niegdyś, że „Auschwitz nie spadło z nieba”. Braun z gaśnicą nie spadł do Sejmu z nieba, nie wychynął także z piekła. Brauna starannie hodowano przez lata. O jego istnieniu po raz pierwszy dowiedziałem się wiosną 2011 r. W czasie jednej z konferencji na KUL, w auli, w obecności studentów i pracowników tego szacownego arcykatolickiego uniwersytetu i przy ich aplauzie miotał on pod adresem niedawno wtedy zmarłego prof. Józefa Życińskiego, arcybiskupa lubelskiego
Fantomowe bóle po amputacji władz
Polityka zawsze była spektaklem, ale zgodnie z tym, jak definiowano krąg dostępu i uprzywilejowania związany z kapitałem materialnym, pochodzeniowym, środowiskowym, kulturowym, zmieniała się widownia. Stawała się bardziej kameralna lub ogromniała. Czym innym była do czasu dekapitacji królów i narodzin nowoczesnego, oświeceniowego państwa. Niestety, potem doszlusował ludobójczy lub choćby nienawistny wynalazek państwa narodowego (poszerzał i wykluczał). A jeszcze później umościły się wokół polityki konsekwencje elektryfikacji, czyli media, takie jak
Sejm wie lepiej
Prawdziwego rządu jeszcze nie mamy, ale politykę na całego – już tak Od 15 października, od wyborów, mamy okres interregnum, bo przecież nikt poważnie nie traktuje rządu, który 27 listopada zaprzysiągł Andrzej Duda. Rządu na dwa tygodnie. Z punktu widzenia kraju to czas stracony, bo administracja nie pracuje, wszyscy czekają na nowych, tych prawdziwych ministrów. Ale jeśli chodzi o politykę – jest inaczej. Jedni wykorzystali ten czas, drudzy stracili, a przede wszystkim mogliśmy się przekonać, kto jest
Spektakl i otchłań
Żaden publiczny spektakl nie miał takiej oglądalności jak odnowiony polski Sejm na początku swoich obrad. Innym spektaklem było powołanie na dwa tygodnie nowego rządu. Celebrował prezydent Duda, w którym aż kipiał stan zadowolenia z siebie. Pan prezydent uwielbia celebrację, nawet fikcji. Ciekawe, jak za trzy tygodnie będzie przemawiał, zaprzysięgając rząd Tuska. To całe gadanie prezydenta można określić, używając języka staropolskiego, jako duby smalone, a właściwie dudy smalone. Obrazek do zawieszenia w muzeum
Skromni i niepozorni
Jestem zadowolony – Kaczyński nie dał na razie powodów, aby zrobiło mi się go żal, Witek dała powody, aby nigdy jej nie żałować, a Ziobro wprost zachęcił do mocnego zaciskania kciuków za to, by ostatecznie wylądował w lochu. Prezes w swoim zwyczaju postanowił „zrobić wejście”, przekonany, że podobnie jak w ciągu minionych ośmiu lat nic bez niego odbyć się nie może. Tymczasem kiedy usłyszał zza drzwi sali sejmowej marszałkowskie „otwieram posiedzenie Sejmu”, pośpiesznie wszedł i podreptał
A wszystkich ich nie żal
Ten spektakl „Nie mam sobie nic do zarzucenia” trwa przez epoki, lata, rządy, systemy. Nie musi odnosić się do zbrodni ani nawet przestępstw. Wszak wielka część naszego społecznego dostosowania się oparta jest na regułach i prawach niepisanych, nieskodyfikowanych, a często nawet (co może jest niepożądane) niewyrażanych. A jak coś jest niewyrażane, to jak może być obowiązująca zasadą? Te ogólnikowe sądy towarzyszą mi, kiedy nieco z boku i dystansu przypatruję się inauguracji obrad nowego









