Skąd i do kogo wypływają przecieki, czyli… Déja vu? Tym razem nie. Obrazki z posiedzenia sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, które oglądaliśmy w ubiegłym tygodniu, tylko z pozoru przypominały minione czasy. Owszem, znów mieliśmy aferę wywołaną przeciekami, dziennikarzy koczujących pod salą posiedzeń i szefów tajnych służb idących na przesłuchanie. Ale to był pozór, bo tym razem posłowie – i opinia publiczna – interesowali się nie aferą, którą ujawniły przecieki prasowe, ale samymi przeciekami, które okazały się aferą. Kto stał za przeciekiem do „Życia Warszawy”, że skruszony gangster „Masa” zeznał, iż mafia pruszkowska finansowała byłego prezydenta Warszawy, Pawła Piskorskiego? Okazało się, że była to informacja nieprawda. W zeznaniach „Masy” nazwisko Piskorskiego w ogóle nie padło. Kto stał za przeciekiem do tygodnika „Wprost”, który informował, również powołując się na zeznania „Masy”, że mafia pruszkowska prowadziła interesy z politykami, m.in. z SLD? Artykuł we „Wprost” wymienia też nazwisko Siemiątkowskiego – ta osoba miała załatwiać dla mafii lokale w Warszawie. „Wprost” spekuluje, że może chodzi o obecnego szefa Agencji Wywiadu. Tymczasem od dawna wiadomo – wiedział o tym m.in. Zbigniew Wasserman, poseł PiS, zastępca prokuratora generalnego w czasach Lecha Kaczyńskiego – że „Masa” mówił o innej osobie, a zbieżność nazwisk jest tu przypadkowa. Dlaczego więc tygodnik „Wprost” udał, że tego nie wie? Zygmunt Kapusta, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, nazwał „Wprost” „wybiórczą kompilacją faktów” pochodzących z zeznań skruszonego gangstera. Czy ta kompilacja to dzieło dziennikarza, czy też jego informatora? Czwarta władza By się bronić przed tego typu pytaniami, „Wprost” opublikowało nawet wielki artykuł zatytułowany „Demokracja dziennikarska”, w którym próbuje udowodnić, że media to czwarta władza, na równi z ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Oraz że stoją na straży „kultury jawności”, co jest niezbędnym elementem demokracji. To banały. Tej samej wartości co słowa, że sądy stoją na straży praworządności, a parlament stanowi prawo. Bo tak jak mamy polityków dobrych i złych, ustawy udane i nadające się do kosza, tak samo mamy dziennikarskie arcydzieła i knoty. I jeżeli media, które aspirują do roli czwartej władzy, chcą ją wypełniać, muszą mieć świadomość, że knoty (tak jak w polityce) bezlitośnie uderzają w jej autorów. I „Życie Warszawy”, i dziennikarka, która podała nieprawdziwą informację, zostały ośmieszone. „Wprost” po raz kolejny pokazało, ile jest warte. Niezweryfikowane przecieki, często podawane ze złej woli, z zamiarem gry, czynią szkodę mediom. Bo w tym scenariuszu dziennikarz jest bezwolnym narzędziem, przy pomocy którego ukrywające się w cieniu osoby lub grupy prowadzą swoją grę. Już po artykule „Wprost” świadek koronny „Masa” powiedział, że za przeciekami do mediów z jego zeznań stoją adwokaci osądzonego zarządu grupy pruszkowskiej. Oni zainteresowani są tym, żeby skompromitować i „Masę”, i instytucję świadka koronnego. Jest też inna teoria – że przeciek wyszedł od prokuratora krajowego Blajerskiego. Pisała o tym „Trybuna”. Przypomnijmy też, że dwa tygodnie przed publikacją „Wprost” dziennikarz „Polityki”, Piotr Pytlakowski, napisał, że krążą po Warszawie zeznania „Masy”, ktoś chce je sprzedać. „Polityka”, o czym świadczy artykuł Pytlakowskiego, podziękowała oferentom, jak wieść niesie, nie znaleźli oni również zrozumienia w „Rzeczpospolitej”. I tak trafili do „Wprost”. Gry wielkich, gry mniejszych Tytuły, które chcą być szanowane, nie mogą sobie pozwolić na bycie narzędziem w czyichś rękach. Bo na publikowaniu przecieków korzystają przede wszystkim ci, którzy je puścili. W demokracjach, w świecie mass mediów kształtujących opinię publiczną informacja jest najskuteczniejszą bronią. Właśnie teraz zachodni świat odkrywa, w jak wielkim stopniu manipulowano opinią publiczną Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, by zyskać jej akceptację dla inwazji na Irak. Tony Blair opowiadał, że Irak może uruchomić broń chemiczną w ciągu 45 minut, George Bush, że agenci Saddama kupili uran w Afryce. Były to informacje nieprawdziwe. Oszustwa na wielką skalę robią wielcy tego świata, mniejsi realizują mniejsze operacje. Zawsze próbując wykorzystać media. Bo cóż po świetnej informacji, skoro nikt nie będzie chciał jej opublikować? Te dojścia to też jest sztuka. Media mają swoje sympatie, niechętnie zatem publikują informacje kompromitujące osoby, które lubią. Są też takie osoby czy instytucje, z którymi









