Teatr Telewizji czeka reset

Teatr Telewizji czeka reset

Wszystko wskazuje na to, że telewizyjna scena przeprosi się z „niesfornymi aktorami” i reżyserami

Nie pierwszy raz w historii Teatr Telewizji ma przed sobą drogę feniksa. Przechył propagandowy i gorset kontrolny narzucony telewizji przez PiS udzieliły się też teatrowi małego ekranu, zawłaszczanemu na użytek bieżących potrzeb politycznych. Tylko reset może uchronić scenę telewizyjną przed ostateczną katastrofą.

Nie ma już powrotu do dawnej potęgi, do czasów, kiedy podczas emisji czwartkowych spektakli „Kobry” pustoszały ulice, a sąsiedzi zbierali się na wspólne oglądanie „Dam i huzarów” Fredry. Czasy się zmieniły, ale i w nowych okolicznościach Teatr Telewizji może mieć niemało do zaoferowania jako przestrzeń odsłaniania kondycji człowieka, jego miejsca w świecie i historii, a choćby „tylko” rozrywki na możliwie najwyższym poziomie. To wciąż warte zachodu.

Nie wdając się w przydługie wywody historyczne, dość przypomnieć, że narodziny polskiej telewizji wiążą się z teatrem, że od teatru się zaczynała, z widowisk parateatralnych wylęgała się jej oryginalność i przyszłość, a potem, odklejając się od „matki”, powoli spychała Teatr Telewizji na plan dalszy. W szczytowym okresie bywało tych widowisk (premierowych) rocznie ponad 150, w najgorszych latach – po kilka.

Rzecz poniekąd osobliwa, bo na pierwszy rzut oka tak być nie powinno, skoro wszyscy bez wyjątku prezesi TVP, niezależnie od sympatii politycznych, lubili chwalić się dorobkiem telewizyjnego teatru, a przy uroczystych okazjach to właśnie ten rodzaj produkcji windowali na szczyt misyjnych dokonań. Z drugiej wszak strony teatr spychany był do coraz mniej uczęszczanych pasm, zwłaszcza od czasu, gdy przychody z reklam zaczęły brać górę nad zobowiązaniami misyjnymi.

Najbardziej jednak szkodziły Teatrowi Telewizji – i to zawsze – polityka i ideologia. Uwikłanie projektów programowych w kampanie polityczne, edukację historyczną, sławienie żołnierzy „wyklętych”, pouczanie i przestrzeganie przed odszczepieńcami, zawsze na koniec od teatru telewizji odstręczało i w zasadzie wszystkich rozczarowywało: i widzów, i politycznych mocodawców. Stąd podejmowane w schyłkowym okresie TVPiS nerwowe próby reaktywacji za pomocą m.in. powrotu do tzw. żywego planu, czyli realizacji spektakli na żywo, czy szukania niszowych pasm w TVP Kultura dla spektakli mniej wygodnych ideologicznie, ale mających dawać świadectwo niezależności. Gołym okiem widać było jednak prawicowy przechył repertuaru i skłonność do produkcji o bogoojczyźnianej wymowie.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 11/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Fot. TVP

Wydanie: 11/2024, 2024

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy