Terror demokracji

Terror demokracji

Spotkanie autorskie w Mediatece w Tychach. Brzydkie, smutne miasto, jakby bez nadziei, dominują bloki z lat 60. i 70. Tychy powstały po wojnie, nie ma starej architektury, a to zawsze ułomność miasta. Na spotkaniu prawie same panie. Brak mężczyzn na takich wydarzeniach artystycznych to rzecz uderzająca, ale normalna. Tak samo jest wszędzie, pamiętam, mówił mi o tym przed wieloma laty Mario Vargas Llosa. Na sali trzech mężczyzn, w tym jeden wariat, który szybko się obraził i wyszedł, drugi to młody chłopak, po psychologii. Sprawił mi przyjemność, czytał moją pierwszą powieść, „Rzeka podziemna”, o depresji. Powiedział, jak ważna była dla niego. Takie spotkania budują, pokazują, że książki, które się pisze, bywają jak ziarna rozsiane po całej Polsce. Wśród uczestników także pilna czytelniczka moich felietonów w PRZEGLĄDZIE. Byłem w Tychach w przeddzień manifestacji PiS, gdy już dręczono w lochach Kamińskiego i Wąsika. W hotelu, z rozbawieniem podszytym niepokojem, śledziłem przebieg zdarzeń. Prezydent głęboko zraniony, ponieważ dwóch polityków aresztowano w jego pałacu, gdy na chwilę go opuścił. Podobno drogę powrotną zagrodził mu zepsuty autobus. PiS nie wierzy, że się zepsuł, to była akcja tajnych służb. Czyli tajne służby też przeszły na stronę wroga. Wracałem do Warszawy pociągiem, w malowniczej zadymce śnieżnej. Na Dworcu Centralnym grupka osobników z flagami szykująca się na pisowski marsz, na byle jakich kartonikach nabazgrane hasła, źle ubrani, przepite twarze. Tak naiwnie wyobrażam sobie przeciętnego wyznawcę pisowskiej sekty i to mi się spełniło. Scenki w naszym teatrzyku politycznym. Duda rozpacza, że aresztowano ludzi bliskich mu i kryształowych, porwano ich z jego pałacu, gdzie zamierzali się ukrywać, głos mu się łamie, a obok stoją dwie bidule, żony Kamińskiego i Wąsika. Teatr, od razu wiadomo, że ta niska od Kamińskiego, a wysoka, Romualda, od Wąsika, nie płaczą, ale jakby płakały. Obaj skazańcy podjęli w więzieniu głodówkę. Też by mi się coś takiego przydało. Mój przyjaciel Robert, anarchista, na skutek wydarzeń i mowy Dudy nagle przestał być anarchistą i stał się państwowcem i wrogiem PiS. Z kolei jego matka, niezdeklarowana politycznie, tak się wzruszyła obrazem żon i losem męczenników, że chociaż niewidoma, rwała się iść na manifestację. Wiele osobliwości. Żyjemy w demokratycznym kraju, gdzie grupa posłów opozycji okupuje budynek publicznej telewizji, jak tarczami zasłaniają się immunitetami. Dziwny kraj. Ale coraz bardziej go lubię. Prezydent – te jego wzdęcia godnościowe są podręcznikowe. Marsowa mina, jakby siedział na koniu z szablą wyjętą z narodowego hymnu. Straszny widok. Na spotkaniu w rocznicę urodzin Witosa tak się nadął, tak się nasrożył, tak był straszny i groźny, że bałem się o jego zdrowie. Użył określenia „terror praworządności”, czyli terror demokracji. Niezwykły jest jego związek z prezesem, boi się go, ale nie spełnia wielu jego życzeń, więc prezes go nie lubi. Duda w swej małości uwierzył w swoją wielkość. Marzy mu się, że obejmie w PiS schedę po prezesie. Żadnych szans. Wąsiki go zjedzą.  Dobre wystąpienie Tuska przed kamerami trzech stacji: TVN, Polsatu i TVP. Namysł, spokój, twardość, mądrość. Wiele osób zaniepokojonych zamętem wprowadzanym przez PiS dostało mocne oparcie. Prezes liczy, że Kamiński i Wąsik dłużej posiedzą i będzie miał męczenników oraz paliwo na kolejne kampanie wyborcze, a może nawet na prezydencką wystarczy. Wcześniej mieli „zamach smoleński”, tu nie ma co marzyć, by afera więzienna miała choćby ułamek tamtej mocy.  Kończę się, mam drugie bioderko do wymiany, pewnie w marcu, i jeden ząb do wyrwania. Jak mi go szkoda. Za to w garażu stoi nowy samochód, piękne, wielkie, białe zwierzę, wszystko w ramach rozliczeń spadkowych, normalnie nie byłoby nas stać. W środku trochę pojazd kosmiczny, sam trzyma się pasa ruchu, zwalnia przed przeszkodą, ale ja czuję się wobec jego obsługi bezradny. I tak mi się porobiło z latami, że coraz mocniej czuję swoją małość wobec ogromu i grozy wszechświata. A pomyśleć, że był czas, gdy bez lęku jechałem małym fiatem do Paryża, jeździłem nim po Amsterdamie, Kopenhadze i Berlinie. Stany przemierzyłem samochodem wszerz i wzdłuż. A teraz strach wsiąść do tej bestii. I zaraz zacznie się lęk, że ukradną, że zarysuje się jego delikatną lśniącą skórę. Dolegliwości posiadania. Im mniej się ma, tym mniej się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2024, 2024

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun