Terror nad Wołgą

Terror nad Wołgą

Po zamachach w Wołgogradzie w Rosji porównano terroryzm do bitwy stalingradzkiej W niedzielne południe 29 grudnia eksplozja wstrząsnęła socrealistycznym gmachem dworca kolejowego Wołgograd-1, z którego odjeżdżają pociągi w kierunku Moskwy, Rostowa nad Donem, Krasnodaru, Saratowa i Astrachania. Następnego dnia, w czasie porannego szczytu, bomba wybuchła w trolejbusie linii 15 w dzielnicy Dzierżyńskiej, przy przystanku Bazar Kaczyński. W obu zamachach zginęły co najmniej 34 osoby. Śmiercionośny ładunek Bomba na dworcu została zdetonowana obok głównego wejścia, w strefie kontroli pasażerów i bagażu. Takie strefy urządzono na dworcach kolejowych po zamachu na moskiewskim lotnisku Domodiedowo w styczniu 2011 r. – zginęło wówczas 37 osób. To zabezpieczenie uratowało życie wielu pasażerom w Wołgogradzie. Gdyby terrorystom udało się przenieść ładunek do zatłoczonej poczekalni, ofiar byłoby znacznie więcej. Już w pierwszych godzinach po zamachu pojawiła się informacja, że dokonała go szahidka – islamska terrorystka samobójczyni. Miała nią być 26-letnia mieszkanka Dagestanu Oksana Asłanowa, podejrzewana o udział w zamachach terrorystycznych wdowa po zlikwidowanym przez służby specjalne bojowniku. Po kilku godzinach podejrzenie padło także na Rosjanina Pawła Pieczonkina. Od rodziców młodego mężczyzny pobrano próbki DNA mogące pomóc w ustaleniu tożsamości terrorysty. Pieczonkin był sanitariuszem w pogotowiu w Kazaniu (stolicy Tatarstanu). Na początku 2012 r. przeszedł na islam. Mieszkający w Wołżsku (w republice Mari Eł) rodzice zaakceptowali jego decyzję. Ojciec dostrzegł w nim nawet pozytywne zmiany – syn przestał pić i kłócić się z nim. W końcu lipca 2012 r. Pieczonkin wyjechał do Moskwy i zerwał kontakty z rodziną. Po jakimś czasie rodzice dowiedzieli się, że dołączył do tzw. oddziału bujnakskiego bojowników w Dagestanie i przybrał nowe imię – Ansar ar-Rusi. Umieszczali w internecie dramatyczne apele wzywające go do powrotu, a gdy to nie pomogło, sami pojechali do Bujnakska, organizując nagłośnioną przez media akcję poszukiwania syna. Zakończyła się ona fiaskiem. W nagraniu zamieszczonym m.in. na YouTube Pieczonkin wyraził rozczarowanie postawą rodziców, tłumaczył, że przyjechał do Dagestanu, bo znalazł prawdziwą wiarę i chce zasłużyć sobie na raj. Terroryzm nie ma narodowości Zamachu w trolejbusie miał się dopuścić mężczyzna „o słowiańskim wyglądzie”, a więc prawdopodobnie niebędący przedstawicielem żadnego z północnokaukaskich narodów. Udział w zamachach terrorystycznych Rosjan, którzy stali się wahabitami, nie jest zjawiskiem nowym. Osoby „o słowiańskim wyglądzie” nie wzbudzają takich podejrzeń jak „osoby narodowości kaukaskiej”, nie są narażone na kontrole policyjne, język rosyjski jest ich mową ojczystą, lepiej też odnajdują się w dużych miastach, mogących stać się celem ataku. Zlikwidowany w 2010 r. w Inguszetii Aleksandr Tichomirow rok wcześniej był jednym z organizatorów wykolejenia pociągu Newski Ekspres – zginęło wówczas 28 osób. W sierpniu 2012 r. Ałła Saprykina dokonała samobójczego zamachu w Dagestanie, poza nią śmierć poniosło jeszcze siedem osób, m.in. największy autorytet muzułmański w tej republice, Said Afandi. W lutym 2011 r. w dagestańskiej wsi Gurben wysadziło się w powietrze małżeństwo – Witalij Razdobudźko i Maria Choroszewa; w wyniku dokonanego przez nich zamachu zginęło trzech policjantów. 21 października ub.r. w autobusie w Wołgogradzie wysadziła się pochodząca z Dagestanu 31-letnia Naida Asijałowa. Zabitych zostało siedmiu pasażerów. Kobieta przez kilka lat pracowała w prywatnych firmach w Moskwie. Tam, na kursach języka arabskiego, poznała młodszego o 10 lat Dmitrija Sokołowa, syna zawodowego wojskowego, studenta Uniwersytetu Gospodarki Leśnej. Sokołow przeszedł na islam i jeszcze w rosyjskiej stolicy nawiązał kontakt z wahabitami. Razem z partnerką wyjechał do Dagestanu, zrywając kontakt z bliskimi. Zdesperowani rodzice bezskutecznie szukali syna m.in. za pośrednictwem popularnego programu telewizyjnego „Czekaj na mnie”. Sokołow został pirotechnikiem tzw. machaczkalińskiego oddziału bojowników. Jedną z pierwszych bomb skonstruował dla szahidki, która wysadziła się w maju ub.r. w centrum Machaczkały. Prawdopodobnie ostatnią – dla swojej partnerki. W połowie listopada przebywający w domu we wsi na przedmieściach Machaczkały Sokołow wraz z czterema innymi bojownikami został otoczony przez funkcjonariuszy służb specjalnych. Nawet matka w rozmowie telefonicznej nie zdołała go przekonać do poddania się. Twierdził, że trafi do raju, ona zaś – jeśli nie pozna prawdziwej wiary – będzie się smażyć w piekle. Sokołow i wszyscy przebywający z nim bojownicy po odmowie złożenia broni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2014, 2014

Kategorie: Publicystyka