W cieniu wędrowców

W cieniu wędrowców

Pytam, ilu mieszkańców ma Šentilj. – Jakieś 1,5 tys. – mówi kelnerka po chwili namysłu. Uchodźców w obozie jest teraz ok. 500, ale ciągnie kolejna fala. Żartuję, że jak Austria zamknie granice, wielkość miejscowości skokowo wzrośnie. Dziewczyny się nie śmieją, patrzą na mnie z mieszanką politowania i strachu. Dopijam kawę i wychodzę.

Obóz

W stronę granicy idę pieszo. Ulicą Słoweńską przechodzę całą wieś. Panika nie udzieliła się wszystkim mieszkańcom, bo garaże przy samej drodze są pootwierane na oścież. Wnętrza kuszą zawartością. Jednak oprócz mnie we wsi nie ma nikogo podejrzanego. Przy skromnym kościele w austriackim stylu wisi ogłoszenie o zbiórce darów dla uchodźców. Blondynek w kawiarni powiedział, że nic nie da. Bo jest biedny, a ONI bogaci. Jednak w całej Słowenii ludzie chętnie uczestniczą w zbiórkach artykułów. Kavčeji (kanapowcy, tak w Słowenii nazywają tych, którzy całą prawdę czerpią z mediów elektronicznych) są niezadowoleni. Argumentują, że lepiej pomagać Słoweńcom w potrzebie. Publikują w mediach społecznościowych fotografie bezdomnych i zestawiają z wypełnionymi darami centrami pomocy dla uchodźców. Sami jednak dla bezdomnych i ubogich Słoweńców niczego nie organizują. To zadanie państwa, argumentują trzeźwo.

Zachodzę do tradycyjnej słoweńskiej gostilni. Zamawiam kawę i pytam o drogę do granicy. – Musi pan iść w stronę koś­cioła, potem skręcić w prawo i przejść przez kładkę nad torami – wyjaśnia kelnerka wieku ok. 50 lat. Częstuje mnie jeszcze wiśniówką domowej roboty. Pytam o zamieszanie z uchodźcami. – Mnie nie przeszkadzają. Tyle że przez ten chaos na granicy mamy mały ruch. 90% naszych klientów to Austriacy, a teraz boją się przyjechać. Nie wiedzą, jak długo będą czekać na granicy.

Wychodzę z lokalu, gdy słońce zaczyna się chować za wzgórza. Mijam kościół, przechodzę nad torami i szybko znajduję się na drodze do granicy. Teraz doskonale widać obóz po drugiej stronie drogi. Policjanci i wojskowi stoją w grupie oparci o barierki. Tymi barierkami metrowej wysokości ogrodzone są olbrzymie namioty wynajęte od firm cateringowych. Ogrodzenie stoi luźno, poszczególne barierki można podnieść i przestawić w inne miejsce. Mimo to uchodźcy siedzą w tym minizoo, bo dokąd mieliby iść? Tutaj przynajmniej mają zaimprowizowane toalety i dach nad głową. Dookoła obozu kręcą się fotoreporterzy, dziennikarze telewizyjni szukają dramatycznych ujęć, wolontariusze Czerwonego Krzyża plączą się w organizacyjnym chaosie. Pośrodku tego wszystkiego na ogrodzonym trawniku tysiące zmęczonych ludzi. Chodnikiem idę sam. Dochodzę do policjantów pilnujących granicy. Pytam o przejście piesze. Okazuje się, że przejście graniczne jest tylko samochodowe. Radzą mi iść skrajem drogi i zapytać austriackich policjantów. Co jakiś czas grupki uchodźców próbują przejść na naszą stronę ulicy do sklepiku. Policjanci starają się ich zatrzymać. Mimo to najbardziej zdesperowanym się udaje.

Idę dalej w stronę Austrii. Dwóch austriackich policjantów „kontroluje” wjeżdżających i wyjeżdżających. Nikogo nie zatrzymują, nawet nie biorą do ręki dokumentów. Jednak na mój widok się ożywiają. Pytam, gdzie mogę przejść pieszo. – Dokąd? – policjant szeroko otwiera zmęczone oczy. Ma koło pięćdziesiątki, bródkę i łagodne spojrzenie. Drugi jest nieco młodszy, ma bardziej zdecydowane ruchy i ostrzejszy wzrok. Tłumaczę, że idę na dworzec kolejowy do Spielfeldu, żeby dostać się do Grazu. Pociągi nie kursują przez granicę, a nie ma komunikacji zastępczej. Patrzą na mnie z jeszcze większym zdziwieniem. Poproszony o dokumenty podaję dowód osobisty. Policjant podnosi dokument na wysokość mojej twarzy i przeskakuje wzrokiem ze zdjęcia na oryginał. – Urodzony? Podaję datę i odbieram dokument. – Mogę również to przeczytać: BURACZEWSKI, a pan potrafi? Oczywiście nie potrafi. Śmiejemy się, bo okazało się, że nie jestem terrorystą. Pytam, czy Austria przyjmie tylu ludzi. – Mówią, że chcą do Niemiec – policjant wzrusza ramionami. Dostaję jeszcze instrukcję, jak dojść na dworzec, i odchodzę. Za plecami słyszę, jak młodszy pyta głośnym szeptem: – Skąd był? – Z Polski.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 48/2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy