Nieprawidłowości w pracy sędziów, syndyków, komorników i windykatorów staną się paliwem wyborczym Suwerennej Polski Pan Witold i pani Maria mają ponad 70 lat. Dziś cały ich majątek to książki, trochę ubrań, spakowana w kartonowych pudłach zastawa stołowa, dokumenty, pamiątki. Mieszkają w wynajętym mieszkaniu, gdyż ich dom został w majestacie prawa przejęty przez komornika sądowego przy Sądzie Rejonowym dla Warszawy Pragi-Południe. Pan Witold odwołuje się, gdzie tylko może. Twierdzi, że wierzytelność stanowiąca o tytule wykonawczym nie istniała. Początek tej historii sięga roku 1993 i pożyczki 800 mln ówczesnych złotych (po denominacji w 1995 r. – 80 tys. zł), którą pan Witold jakoby zaciągnął. Dziś stroną sporu egzekwującą zobowiązania jest spółka AK-Partner, której właścicielem jest m.in. Andrzej Klewiński. Sprawą zajmują się kolejne sądy i prokuratury. I jak się wydaje – wszystko jest zgodne z prawem. Także smutny los pana Witolda i pani Marii. Co prawda, w sierpniu 2022 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uchylił nakaz zapłaty na rzecz Andrzeja Klewińskiego 268 tys. zł ustawowych odsetek naliczonych od 1 maja 1994 r., lecz niewiele to zmieniło. Droga do odzyskania domu nadal jest długa i niepewna. Sprawa będzie miała ciąg dalszy i jest jednym z wielu przykładów problemów, z jakimi stykają się ludzie, którzy wpadli w tryby wymiaru sprawiedliwości. A ponieważ podobnych sytuacji było więcej, zainteresowały one kierownictwo resortu sprawiedliwości z liderem do niedawna Solidarnej a dziś Suwerennej Polski, Zbigniewem Ziobrą, na czele. Nieprawidłowościami w działalności sędziów, syndyków, komorników i firm windykacyjnych zajął się wiceminister Marcin Warchoł. Słusznie zakładając, że ludzkie nieszczęścia, do których mogli się przyczynić funkcjonariusze państwowi, to polityczne złoto. 27 lutego 2018 r. w trakcie debaty sejmowej nad rządowym projektem ustawy o kosztach komorniczych mówił on: „Nie ma powodu, aby komornik – tak jak do tej pory bywało – za zajęcie rachunku szpitala brał 120 tys. zł. Po prostu to jest nieuzasadnione z punktu widzenia aksjologicznego i ekonomicznego”. W lutym 2020 r. wiceminister Warchoł dowodził, że „zaciągnięte zobowiązania należy spłacać. Zarazem jednak państwo nie może akceptować dorabiania się przez lichwiarzy na ubogich osobach. A odebranie komukolwiek jego mieszkania powinno być ostatecznością, do czego na pewno nie może dojść z powodu niespłaconej kilkusetzłotowej pożyczki”. W lutym ub.r. w wywiadzie udzielonym „Dziennikowi Gazecie Prawnej” wiceminister grzmiał: „Obecnie działalność windykacyjna nie jest objęta żadną regulacją. Osoby, wobec których jest ona prowadzona, pozbawione są jakichkolwiek możliwości obrony i przeciwdziałania ewentualnej nielegalnej aktywności windykatora. W tej chwili w Polsce w obszarze windykacji panuje Dziki Zachód. Windykatorzy np. często wchodzą w buty komorników, tymczasem są to prywatne firmy, które nie ponoszą odpowiedzialności. A przecież przymus ma prawo stosować tylko państwo. Jeżeli ktoś ma wyrok i klauzulę wykonalności – powinien iść do komornika, bo to on jest jedynym podmiotem uprawnionym do egzekucji”. Należy zaznaczyć, że PiS wprowadziło kilka zmian w Kodeksie postępowania cywilnego. Jedną z nich jest nakaz nagrywania egzekucji komorniczych, a także zakaz sprzedaży zajętego przedmiotu przed wyczerpaniem sądowego trybu odwoławczego. Zdaniem prawników największe znaczenie ma wprowadzone w 2019 r. obarczenie powoda obowiązkiem dostarczenia dłużnikowi pozwu. Jeśli Poczta Polska nie jest w stanie tego zrobić, obowiązek ten spada na komorników, którzy po pobraniu niewielkiej opłaty starają się doręczyć korespondencję sądową. Jeśli to się nie powiedzie, sąd zawiesza postępowanie, co w przypadku przedawnienia się roszczeń oznacza, że dłużnik wychodzi ze sprawy czysty. Rodzi się pytanie, czy minister Warchoł aprobuje ten kierunek zmian. Komornicy na celowniku W czasach PRL komornicy zajmowali się głównie ściganiem alimenciarzy, a syndyków prawie nie było, bo upadłości firm były czymś wyjątkowym i dotyczyły wyłącznie prywaciarzy. Wraz ze zmianą ustroju obie te prawnicze profesje nabrały blasku. W latach 90. XX w. państwowe przedsiębiorstwa, które często dysponowały sporym majątkiem w postaci gruntów i nieruchomości, bankrutowały jedne po drugich. Wtedy do akcji wkraczali działający pod nadzorem sędziów syndycy i komornicy, którzy na upadłościach zarabiali krocie. W Warszawie na przełomie XX i XXI w. wielką sławę zyskał sędzia nadzorujący upadłość m.in. Mody Polskiej czy Zakładów Radiowych im. Marcina Kasprzaka, które posiadały










