Wrogowie Unii oszukują Polaków Jak to wytłumaczyć? Partie, które wołają, że są przeciwko Brukseli i Unii Europejskiej, czyli Prawo i Sprawiedliwość oraz Konfederacja, mają poparcie połowy wyborców. A jednocześnie zdecydowana większość Polaków jest za Unią Europejską. Nie chce, żebyśmy z niej wychodzili, o żadnym polexicie nie ma mowy. Gdzie tu jest błąd? W sondażach? Raczej nie, PiS ma w nich 33-36%, Konfederacja 13-15%. Razem to ok. 50% głosujących. Opozycja, czyli Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica, zbiera sporo poniżej 50%. Z sondażu CBOS, dotyczącego naszego stosunku do Unii, wynika, że 85% Polaków jest za naszym członkostwem w UE, a tylko 10% za jej opuszczeniem. Badania Eurobarometru wskazują natomiast, że aż 82% Polaków uważa, iż korzystamy na obecności w Unii. Jak więc to pojąć – euroentuzjaści chcą głosować na eurowrogów? A może PiS i Konfederacja nie są eurowrogami i to tylko gęba doklejona im przez przeciwników? Albo Polacy nie biorą polityków poważnie? Może ich eurofobia jest traktowana z przymrużeniem oka? Zacznijmy od punktu pierwszego – czy politycy prawicy są eurowrogami? Gdy się ich słucha, trudno mieć wątpliwości. „Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej” – to słowa Sławomira Mentzena, jeszcze z kampanii w roku 2019. „UE jako eurokołchoz i dzieło szatana” – to z kolei Grzegorz Braun, który głośno przy tym się zastanawia: „Czym ma być Unia Europejska? Czy przede wszystkim i po prostu narzędziem realizacji niemieckiej racji stanu w Europie i świecie? Czy jest to raczej odpowiedź na zapotrzebowanie imperium amerykańskiego, które tu w Europie po prostu chciałoby mieć jednego rozmówcę?”. Nie ma też żadnych wątpliwości, co sądzi Janusz Korwin-Mikke. Wielokrotnie bowiem mówił, że jest „zdecydowanym zwolennikiem wyjścia Polski z Unii Europejskiej”. Jednoznacznie wroga wobec Unii jest również Suwerenna Polska. Dwa lata temu Patryk Jaki prezentował z wielkim przytupem raport, który miał dowodzić, że Polska do Unii dopłaca. Potem się okazało, że raport był stekiem głupot, ale to już inna sprawa. Sama nazwa partii Zbigniewa Ziobry mówi o zamiarach jej liderów, zostały one zapisane w programie ugrupowania. To żądanie renegocjacji umowy z Unią, tak „by eurokraci nie mogli decydować o życiu Polaków”. Politycy PiS również uważają Unię za twór obcy i nieprzyjazny. Jarosław Kaczyński kilka lat temu sformułował tezę, że zagrożenia dla Polski płyną ze wschodu i z zachodu. „Mamy także duży kłopot na zachodzie – mówił 11 listopada 2021 r. – Wiadomo, chodzi o uznanie naszej podmiotowości, wyrok Trybunału, o nasze prawo do organizowania polskich spraw”. Natomiast w wywiadzie dla „Gazety Polskiej Codziennie” tłumaczył, że Unia jest gorsza od komunizmu. „Nawet w warunkach komunizmu pewne sfery ludzkiej wolności, możliwość wyboru, były do obronienia. (…) A dziś instytucje Unii Europejskiej (…) żądają od nas, byśmy zweryfikowali całą naszą kulturę, odrzucili wszystko, co dla nas arcyważne”. Oto wróg. Wojennego języka używają zatem podwładni prezesa. Marek Suski mówi o Unii tak: „Swego czasu Stalin pisał nam konstytucję, teraz Bruksela próbuje nam pisać regulamin Sejmu, Senatu, Rady Ministrów. Zachowują się jak Stalin. Chcą zlikwidować państwo polskie. Realizacja tego wszystkiego to tak naprawdę likwidacja suwerenności polskiej”. Ryszard Terlecki, wicemarszałek Sejmu, podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu w 2021 r. komentował spory z Brukselą o praworządność w ten sposób: „Jeżeli pójdzie tak, jak się zanosi, że pójdzie, to musimy szukać rozwiązań drastycznych. Brytyjczycy pokazali, że dyktatura brukselskiej biurokracji im nie odpowiada, i się odwrócili, i wyszli”. Gdy po tych słowach rozległ się szum, szybko się zmitygował: „My nie chcemy wychodzić, u nas poparcie dla Unii jest bardzo silne, dla uczestnictwa w Unii, ale nie możemy dać się zapędzić w coś, co ograniczy naszą wolność i co ograniczy nasz rozwój”. W imię tej „naszej wolności” (czyli ich wolności) Polska nie dostanie z Brukseli 158 mld zł należnych nam w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Już nawet o to nie walczy. Co więcej, odebrane nam zostanie 556 mln euro, czyli 2,5 mld zł, z powodu kar za sprzeczne z unijnym prawem zmiany w sądownictwie. Taki jest wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Ale te pieniądze nikogo nie bolą. Marek Suski powiedział










