Wołowina zaświeciła na niebiesko

Wołowina zaświeciła na niebiesko

Krakowskie laboratorium, gdzie wykryto przypadek choroby szalonych krów, nie różni się niczym od zachodnich placówek Kilka wygodnych stopni w dół, drzwi, biurko i komputer. Na półkach setki protokołów badań. Każdy ma numer i jest do znalezienia w ciągu kilku minut. Tak wygląda pomieszczenie, w którym przyjmuje się próbki krowich mózgów przywożone z ubojni czterech województw: małopolskiego, świętokrzyskiego, śląskiego i podkarpackiego. Po prawej stronie, za oszklonymi drzwiami, widać laboratorium. Jest popielato i czysto. Z lewej strony ustawiono lodówki i komputery z czytnikami, na środku lady, na nich pojemniki pełne małych strzykawek jednorazowych i homogenizatory. Pod ścianą, jedna za drugą, stoją komory laminarne, które laikowi przypominają solaria. – Nasze laboratorium nie różni się niczym od tych, które działają w krajach Unii Europejskiej – mówi Ewa Kruczkowska, kierowniczka Pracowni Diagnostyki Gąbczastej Encefalopatii Bydła w Zakładzie Higieny Weterynaryjnej w Krakowie. – Używamy takich samych testów i stosujemy identyczne kryteria kwalifikujące mięso ubijanych sztuk do badania. I u nas, i tam, po uboju trzeba poddać testom wszystkie krowy powyżej 30. miesiąca życia, a także te ubite z konieczności, jeśli żyły dłużej niż 24 miesiące, oraz wszystkie inne, jeśli padły lub gdy zachodzi podejrzenie występowania u nich chorób neurologicznych. A zatem od momentu, gdy nadzór nad krową przejmuje lekarz weterynarii, wiadomo o niej wszystko. Jednakże kompletowanie wcześniejszej dokumentacji, czyli papierów potwierdzających miejsce pochodzenia krowy, nie należy do kompetencji służb weterynaryjnych. Laboratorium działa od października ubiegłego roku. Przebadano tu już ponad 27 tys. próbek mózgów krów. Do 2 maja wyniki podawane przez komputerowy czytnik były negatywne. Nie można popełnić pomyłki Jest środa, 8 maja, godzina 13.30. Właśnie dostarczono próbki mózgów pięciu krów z okolic Brzeska. Plastikowe pojemniki z krwawą masą na dnie są szczelnie zamknięte i oznakowane. Ewa Kruczkowska przystępuje do skomplikowanej procedury ewidencjonowania próbek. – Jak pani widzi, na każdym pojemniku jest numer rzeźni, numer próbki i data. Nie można popełnić pomyłki. Próbkę otrzymujemy z protokołem jej pobrania, czyli pismem przewodnim. Każda z nas – jak ja teraz – nadaje kubeczkom kolejne, tym razem nasze numery. Jednocześnie przykleja je na probówki, do których wkłada się zważony materiał do badań. Pozostała część próbki przechowywana jest w lodówce aż do otrzymania wyniku, co trwa od siedmiu do ośmiu godzin. Potem podlega utylizacji. Przez szklane drzwi dokładnie widać, jak dwie pracownice w zielonych fartuchach, czepkach, okularach, ochraniaczach na obuwie i podwójnych rękawicach pobierają za pomocą strzykawki fragmenty – zwykle od 320 do 380 miligramów – mózgu, przeznaczonego do badania. Agata Policht włącza rybolajzer, czyli homogenizator. Po chwili rozdrobniony krowi mózg, jakieś 500 mikrolitrów, wpuszcza do maleńkiej szklanej probówki. – Pierwszy etap badania to tzw. oczyszczanie białka prionowego – mówi Kruczkowska. – Próbki poddawane są działaniu enzymu, który ma wyodrębnić ewentualne priony. Potem dodaje się kolejny odczynnik i tak przygotowany preparat odwirowuje się. Zostaje osad, który po osuszeniu podgrzewa się do 100 stopni. Potem jeszcze jeden odczynnik i materiał jest gotowy do kolejnego etapu badania. To tak zwany test Elisa. Przygotowany materiał nakłada się na wykonane z tworzywa płytki z 90 dołkami. Dzięki temu można jednocześnie badać mózgi wielu krów. Potem płytka trafia do komputerowego czytnika, który mierzy jej gęstość optyczną i porównuje z materiałem kontrolnym. Wydruk z czytnika jest wysyłany faksem do powiatowych lekarzy weterynarii. Była inna 2 maja, gdy badano „tę” właśnie próbkę, miały dyżur Agata Policht i Ewa Kruczkowska. – Na pewnym etapie wykonywania testu próbka, o której mówimy, zachowała się inaczej niż wszystkie inne. Po dodaniu odczynników szybko zrobiła się ciemnoniebieska, a potem granatowa, co normalnie się nie zdarza. Wiedziałyśmy, że coś jest nie w porządku. Wreszcie na wydruku czytnika pojawił się napis „over”, a nie „neg”, czyli negatywny. Oznaczało to, że w mózgu krowy są nie tylko priony, ale także, że jest ich znacznie więcej niż wynosi średnia wartość, na którą nastawione jest urządzenie. – Byłam zaskoczona – opowiada pani Ewa – ale wiedziałam, co trzeba robić w takiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2002, 2002

Kategorie: Kraj