Wszystkie kłopoty Trumpa i co z nimi zrobi

Wszystkie kłopoty Trumpa i co z nimi zrobi

Powrót do Białego Domu może być jedyną szansą, by eksprezydent nie poszedł za kratki

Korespondencja z USA

Wystartuje czy nie wystartuje? Pytania o plany Trumpa na rok 2024 towarzyszą nam już od prawie dwóch lat. Nie wykluczam, nie potwierdzam, a kto pyta? – Trump z właściwą sobie dezynwolturą do tej pory raczej wszystkich zwodził. Dopiero 22 października podczas wiecu w Robstown w Teksasie oświadczył: „Startowałem dwa razy. Wygrałem dwa razy. Za drugim razem poszło mi lepiej niż za pierwszym. A teraz, by znów uczynić nasz kraj pięknym, bezpiecznym i szczęśliwym, prawdopodobnie będę musiał zrobić to ponownie”.

Brzmi to jak konkretna deklaracja, ale dlaczego Trump mówi o tym właśnie teraz? Pierwsza odpowiedź – chce pomóc republikanom w midterms, połówkowych wyborach parlamentarnych (8 listopada Amerykanie wybiorą cały 435-osobowy skład Izby Reprezentantów, 34 członków 100-osobowego Senatu i 36 gubernatorów stanów – przyp. red.) – nasuwa się niemal automatycznie. Tyle że jest niewłaściwa. Kto uważnie śledzi życie byłego prezydenta, w mig połączy Robstown z wydarzeniami z tygodnia poprzedzającego wiec. I równie szybko zrozumie, że w oświadczeniu Trumpa wcale nie słowa o prezydenturze były najważniejsze, lecz fraza „a teraz”.

Trump gwałciciel

Co się stało? 19 października Trump składał zeznania w sądzie w toczącej się przeciw niemu sprawie o zniesławienie dziennikarki E. Jean Carroll. Carroll w 2019 r. oskarżyła Trumpa o gwałt, którego miał się dopuścić wobec niej w połowie lat 90. XX w. Ale Trump, wtedy jeszcze prezydent, w odpowiedzi oskarżył Carroll o kłamstwo motywowane politycznie. Od tego czasu sprawa tkwiła w martwym punkcie, gdyż prawnicy Trumpa zasłonili go nader pomysłowo skonstruowaną tarczą: odpowiadając na oskarżenie Carroll, Trump w istocie udzielał odpowiedzi dziennikarzowi, na konferencji prasowej występował zaś jako urzędnik państwowy, w związku z czym można uznać, że pozwanym jest tu cały rząd federalny. A że rządu pozywać o zniesławienie nie wolno, sprawa automatycznie nie istnieje.

Pech chciał, że stan Nowy Jork zmienił w maju br. przepisy odnośnie do ścigania przestępstw na tle seksualnym i zezwolił ich ofiarom na wnoszenie pozwów niezależnie od tego, jak dawno temu doszło do przestępstwa. Carroll zapowiedziała, że ma zamiar ponownie oskarżyć Trumpa – możliwe, że jeszcze przed końcem tego roku – a sędzia zajmujący się poprzednią sprawą też postanowił do niej wrócić, przypominając, że przecież jeszcze się nie skończyła. Wezwał Trumpa do złożenia zeznań i przestrzegł, że ponowna odmowa (do tej pory Trump nie odpowiedział na ani jedno wezwanie) będzie użyta przeciwko niemu w nowym procesie, jeżeli Carroll go zainicjuje.

Trump oszust i naciągacz

A to niejedyne „nowe kłopoty prawne”, które przyniósł Trumpowi tegoroczny październik. Trudno nie przywołać tu pewnej amerykańskiej tradycji związanej z wyborami, znanej jako „październikowa niespodzianka”. Ponieważ wybory w USA, i prezydenckie, i parlamentarne, zawsze odbywają się w pierwszych dniach listopada, walczące strony zwykle chowają asa w rękawie aż do ostatnich tygodni kampanii. Bywa, że taki as faktycznie zmienia bieg wydarzeń. W 1980 r. „październikową niespodzianką” był kryzys zakładników w Iranie. Ronald Reagan wykorzystał go w kampanii przeciwko Jimmy’emu Carterowi, twierdząc, że Carter celowo opóźnia komunikat o uwolnieniu zakładników, by zrobić to w przeddzień wyborów. W październiku 2016 r. wyborcy dowiedzieli się o aferze mejlowej, której niechlubną bohaterką była Hillary Clinton (chodziło o przechowywanie rządowych mejli na prywatnych urządzeniach). „Te rewelacje kosztowały i Cartera, i Clinton przegrane wybory”, przypomina Devlin Barrett, autor książki „October Surprise”.

Również 19 października br. sąd oddalił wniosek Trumpa, by przenieść postępowanie przeciwko jego flagowemu biznesowi The Trump Organization o oszustwa podatkowe i nieuczciwe praktyki biznesowe. Trump usilnie zabiegał, by zamiast przed Sądem Najwyższym Nowego Jorku toczyło się ono w stanowym sądzie gospodarczym. Wówczas, nawet gdyby przegrał, nikt nie mógłby w przyszłości wytaczać firmie żadnych spraw podobnych do tej, która trwa, a co najważniejsze – pociągać do odpowiedzialności karnej jego samego ani żadnego z jego dzieci.

Trump wyzyskiwacz Polaków

Wyjaśnijmy dokładniej: to, że Trump dorobił się majątku w sposób niekoniecznie uczciwy i etyczny, było tajemnicą poliszynela na długo, zanim nowojorski biznesmen zainteresował się polityką. Polacy pamiętają zapewne skandal z udziałem nielegalnie pracujących rodaków, o którym zrobiło się głośno w kampanii prezydenckiej Trumpa.

W 1980 r., szykując teren pod budowę Trump Tower, aby zaoszczędzić, Trump zatrudniał setki Polaków, którym płacił głodowe stawki, poniżej płacy minimalnej, a często nie płacił w ogóle. Nie zaopatrywał też pracowników w odzież ochronną, kaski i maski. Sprawa wylądowała w sądzie, Trump nie miał najmniejszych szans na wygraną i w efekcie poszedł z Polakami na ugodę (ponad 1,3 mln dol. zadośćuczynienia), czyli zrobił coś, czego rzekomo nigdy nie robi jako człowiek odnoszący wyłącznie sukcesy.

Trump śmiertelnie ranny drapieżnik

Księgowość i praktyki biznesowe The Trump Organization od dawna interesują nowojorski wydział sprawiedliwości i w chwili obecnej toczą się w związku z tym dwa postępowania. Cywilne przed Sądem Najwyższym Nowego Jorku z prokurator generalną stanu Nowy Jork Letitią James jako stroną skarżącą oraz kryminalne prowadzone przez Alvina Bragga, prokuratora okręgowego na Manhattanie. Ważniejsze w tej chwili jest dochodzenie prokurator James, bo opiera się w dużej mierze na już potwierdzonych informacjach o przekrętach finansowych firmy uzyskanych w czasie śledztwa prokuratora Roberta Muellera od byłego prawnika Trumpa Michaela Cohena. Cohen został za nie osądzony i skazany na więzienie w 2018 r. Letitia James oskarża firmę Trumpa o to, że w latach 2011-2021 przedstawiała instytucjom finansowym i skarbówce fałszywe, zawyżone o miliardy dolarów, dane na temat wartości swoich nieruchomości, by w ten sposób otrzymywać dostęp do lukratywnych kredytów i niższych stóp podatkowych. Wzbogaciła się dzięki temu o co najmniej 250 mln dol. Prokurator domaga się wysokich kar finansowych, uniemożliwienia firmie dalszej działalności w jej obecnej formie, a także dożywotniego zakazu prowadzenia w stanie Nowy Jork jakiejkolwiek działalności gospodarczej przez Trumpa i rodzinną spółkę. Co jednak najistotniejsze, przegrana firmy w tej sprawie niemal na pewno pociągnie za sobą nowe pozwy kryminalne, wymierzone tym razem konkretnie w Trumpa i jego dzieci.

Eksperci, wśród nich Allan Lichtman z Uniwersytetu Amerykańskiego w Waszyngtonie, politolog i biograf prezydencki, który od 1984 r. prawidłowo przewidział wyniki każdych wyborów prezydenckich, nie widzą przyszłości Trumpa w różowych kolorach. „Jest pogrzebany. Za dużo kłopotów, by był w stanie startować ponownie w wyborach, zakładając nawet, że jakimś cudem nie trafi za kratki i uniknie bankructwa”, uważa prof. Lichtman.

Trump zdaje sobie sprawę z zagrożenia i pewnie dlatego, po latach uników, w maju br. posłusznie stawił się na zeznania w związku z pozwem Letitii James. Tyle że nic z tego nie wynikło, bo odmówił odpowiedzi na każde z ponad 450 pytań, zasłaniając się 5. poprawką do konstytucji, stanowiącą o prawie obywatela do niezeznawania na swoją niekorzyść. I zapewne dlatego w odpowiedzi na październikową decyzję sądu o nieodbieraniu prokurator James jego sprawy zachowuje się jak zraniony drapieżnik. Wykorzystuje każdą okazję, by publicznie nazywać Letitię James rasistką (jest czarnoskóra), a jej pozew motywowanym politycznie polowaniem na czarownice.

Trump osaczony z każdej strony

By nie przytłaczać szczegółami pozostałych spraw, jakie Trump ma na głowie, wymienię pokrótce tylko najważniejsze. Po znalezieniu przez FBI w sierpniu br. ponad setki ściśle tajnych dokumentów państwowych, ukrytych, choć niezabezpieczonych, w posiadłości Trumpa Mar-a-Lago na Florydzie, prokurator generalny USA Merrick Garland sprawdza, czy Trump jest w posiadaniu innych ważnych dokumentów i czy nie zostały one wywiezione z Waszyngtonu w celu osiągnięcia prywatnych lub politycznych korzyści.

Ten sam prokurator bada udział Trumpa w wydarzeniach z 6 stycznia 2021 r. Niezależnie zaś od Departamentu Sprawiedliwości śledztwa w tej samej sprawie prowadzą specjalna komisja kongresowa pod przewodnictwem Liz Cheney oraz policja. Policyjna akcja jest największą w historii tych służb i zaowocowała już kilkudziesięcioma wyrokami skazującymi. O ile komisja nie może nałożyć na nikogo żadnych kar, o tyle jej raport, w zależności od tego, co w nim się znajdzie, może stać się podstawą do wszczęcia dodatkowego postępowania kryminalnego przeciwko Trumpowi. Przed oblicze komisji wzywani są ludzie z coraz bliższego kręgu Trumpa, a po czerwcowym wystąpieniu w komisji Cassidy Hutchinson, byłej pracownicy Białego Domu, która zeznała, że Trump doskonale wiedział, iż tłum maszerujący na Kapitol jest uzbrojony, nakaz stawienia się na zeznania samego eksprezydenta wydaje się tylko kwestią czasu.

Wreszcie prokurator okręgowa hrabstwa Fulton w stanie Georgia, Fani Willis, prowadzi przeciwko Trumpowi sprawę o próbę obalenia stanowych wyników wyborów prezydenckich w 2020 r. Dowodem jest m.in. nagranie prawie godzinnej rozmowy telefonicznej Trumpa z republikańskim sekretarzem stanu Bradem Raffenspergerem z 2 stycznia 2021 r., w której Trump naciska na urzędnika, by ten „znalazł mu” 11 780 głosów, a słysząc odmowę, zaczyna Raffenspergera szantażować. Eksperci prawni są zdania, że Trump złamał w ten sposób stanowe i federalne przepisy odnośnie do postępowania wobec urzędnika państwowego.

Trump w kole ratunkowym immunitetu

Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić, dlaczego słowa „a teraz” są kluczowe w quasi-deklaracji Trumpa o zamiarze ponownego startu w wyborach prezydenckich. Świetnie ujął to George Conway, mąż byłej doradczyni Trumpa w Białym Domu Kellyanne Conway, od dawna zagorzały krytyk byłego prezydenta. „Zapędzony w kozi róg Trump wystartuje w wyborach, by tarcza immunitetu uchroniła go przed wyrokami, choć nie wiadomo, czy zdoła, bo będzie ich zbyt wiele. Tak czy inaczej, nawet jeśli otrzyma nominację, będziemy świadkami jego furii i publicznych wybuchów, jakich jeszcze nie oglądaliśmy”, ocenił 20 października w wywiadzie dla CNN. Przypomniał też, że już samo prowadzenie kampanii będzie dla Trumpa korzystne. Prawo zapewnia bowiem immunitet nie tylko już urzędującym notablom, ale także kandydatom na stanowiska publiczne. Sędziowie wydający wyroki mogą być oskarżani o umyślne utrudnianie politykom prowadzenia kampanii.

Trump intrygant

Pozostaje pytanie, dlaczego Trump wciąż nie złożył ostatecznej deklaracji. Znając styl jego działania, można jednak się pokusić o odpowiedź. Otóż czeka na wyniki wyborów midterms, bo ma w związku z nimi plan.

Republikańscy kandydaci, szczególnie ci, którzy skradli mu pomysł i w swoich kampaniach jadą na przesłaniu, że wybory na pewno będą sfałszowane, radzą sobie zatrważająco dobrze. Za dobrą passą republikanów stoi sporo innych czynników, przede wszystkim inflacja i drożyzna, ale nie można nie zauważyć, że sierpniowa rewizja FBI w Mar-a-Lago i podkręcenie przez prawicowe media przekazu, że Trump jest ofiarą politycznej wendety zmobilizowały republikański elektorat, a prawicowych polityków nieoczekiwanie zjednoczyły wokół nowego, nośnego hasła o krucjacie przeciwko „korupcji w instytucjach państwowych”. Jak wyjaśnił już w sierpniu Scott Jennings, doradca szefa senackiej mniejszości Mitcha McConnella, „dla kandydata, który nie chce odnosić się do teorii spiskowych, ale i nie chce ich zupełnie lekceważyć, hasło o korupcji w naczelnych instytucjach państwowych jest idealne. Czy lubi się Trumpa, czy nie, połowa Amerykanów uwierzy przecież, że sprawa jest motywowana politycznie”.

W chwili gdy powstaje ten tekst, tydzień przed wyborami, Nate Silver z prestiżowego ośrodka analitycznego FiveThirtyEight.com donosi: „Fala złości, która dodała demokratom siły po czerwcowej decyzji Sądu Najwyższego o obaleniu federalnego prawa do aborcji, nie wystarczy im do zwycięstwa. Badania pokazują, że republikanie prawie na pewno przejmą Izbę Reprezentantów, demokratom być może uda się zachować Senat”.

Jeśli republikanie rzeczywiście wygrają wybory, co zrobi Trump? To, co zawsze – przypisze to osiągnięcie sobie i sprzeda jako koronny dowód, że w oczach wyborców nic go nie obciąża i tylko on może za dwa lata znów wprowadzić republikanów do Białego Domu. Tak wzmocniony dopiero wtedy wyda oficjalny komunikat o swoich planach prezydenckich. Eksperci sądzą, że może to nastąpić jeszcze w listopadzie, na pewno zaś nie później niż do końca tego roku.

Powstrzymać ten plan mógłby wyrok skazujący w którymś z procesów, o ile wydano by go w miarę szybko. Najszybszą ścieżką byłby proces o szpiegostwo. Prokurator Garland podobno zgromadził już wystarczająco dużo dowodów, by postawić Trumpa w stan oskarżenia, a wówczas sprawa musiałaby trafić do sądu najdalej po 70 dniach, choć Trump na pewno próbowałby to opóźnić. Jest niestety jeden problem: żyjemy w przedziwnych czasach, gdy nawet w państwie zbudowanym na idei bezwarunkowej równości wszystkich wobec prawa wartość tej idei zaczyna być determinowana przez interes publiczny. W państwie tak podzielonym politycznie i zafiksowanym na teoriach spiskowych jak współczesna Ameryka nie można wykluczyć, że wsadzenie Trumpa za kratki wywoła nową wojnę domową. Wie to Garland i wiedzą to wszyscy demokraci. Nie wiadomo oczywiście, czy nie czeka nas dokładnie ten sam scenariusz, gdyby Trumpowi udało się ponownie zasiąść w fotelu prezydenta, ale to już temat na inną okazję. Jedno jest pewne – przyszłość rysuje się tak ciekawie, że aż strach o niej myśleć.

Fot. AP/East News

Wydanie: 2022, 46/2022

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy