Wybrańcy i niechciani

Wybrańcy i niechciani

Rocznice wielkich Polaków wybiera się i nagłaśnia przypadkowo, często traktuje instrumentalnie, jeszcze częściej zbywa milczeniem Wielkość się narodów z wielkich ludzi rodzi – pisał zaraz po trzecim rozbiorze Polski poeta i kaznodzieja Jan Paweł Woronicz, dziś zrządzeniem losu patronujący warszawskiej ulicy, przy której mieści się siedziba Telewizji Polskiej. Pamięć zaś o tych wielkich – w kulturze, nauce, życiu społecznym – ma zasadnicze znaczenie w pielęgnowaniu narodowej tożsamości, w kreowaniu wzorców dla teraźniejszości i przyszłości. Utwierdzać zaś mogą i powinny tych wielkich w narodowej i powszechnej świadomości w sposób szczególny ich ważne jubileusze i rocznice. W wielu krajach świętuje się je w sposób bardzo przemyślany, wielostronny i okazały; u nas często wybiera się je i nagłaśnia przypadkowo, często traktuje instrumentalnie, jeszcze częściej zaś zbywa milczeniem. Takich zaniechań było sporo zwłaszcza w ciągu dwuletnich rządów PiS – choć w poszczególnych przypadkach niełatwo udowodnić, czy stały za tym tak powszechne w PiS-owskich kręgach niedokształcenie i niewiedza, czy nieudolność i lenistwo, czy też świadomy wybór. Bo przecież prymitywnie populistyczne PiS z ogromną podejrzliwością odnosiło się do wszelkich – poza jednoznacznie „swoimi” – wielkości i autorytetów, bo z równą podejrzliwością traktowało każdy sukces i triumf, czy to myśli, czy to czynu, bo było (i jest) partią apologii klęski i martyrologii, bo – obok katolicyzmu w rydzykowej odmianie oraz wulgarnego antykomunizmu – tylko w smakowaniu łańcucha męczeńskich hekatomb upatrywało źródła narodowej samoidentyfikacji. Dlatego rządy PiS upływały pod znakiem nieprzerwanego, codziennego wręcz przypominania o zbrodni katyńskiej (co dało taki m.in. efekt, że na normalnych projekcjach „Katynia” Wajdy, bez organizowanej widowni, sale świeciły pustkami – sam w jednym z najpopularniejszych warszawskich kin oglądałem go pewnego wieczoru w towarzystwie aż pięciorga innych widzów), a także o powstaniu warszawskim (z programową eliminacją jakiejkolwiek refleksji o sensie tego tragicznego zrywu, który kosztował nas bez mała 200 tys. istnień ludzkich i straszliwe zniszczenie stolicy kraju). Chwilami można było odnieść wrażenie, że rozmiłowani w narodowej martyrologii bracia Kaczyńscy najchętniej – gdyby to tylko we współczesnej Europie i współczesnym świecie było możliwe – sprokurowaliby nam dziś jakiś nowy konflikt z sąsiadami, owocujący nową krwawą ofiarą, byle tylko uczynić zadość swej psychologicznej potrzebie święcenia nieszczęść i klęsk. Już na samym początku PiS-owskich rządów, u schyłku 2005 r., wiele do myślenia w tym kontekście musiało dać niemal całkowite milczenie, jakie towarzyszyło 250-leciu urodzin dwóch wielkich ludzi polskiego Oświecenia – Stanisława Staszica i Stanisława Kostki Potockiego. Dwaj wybitni, czerpiący z najlepszych europejskich wzorów modernizatorzy polskiego myślenia, budowniczowie nowoczesnego przemysłu i nowoczesnej oświaty, mecenasi nauk i sztuk, antyklerykałowie (Potocki!) może nie mogli być mile widziani w polskim narodowym panteonie przez „typową partię ludzi intelektualnie zapóźnionych” (Jacek Wódz), której przywódcę nazywano „premierem obróconym tyłem do przodu” (Janusz Lewandowski). W 2007 r. z kolei bardzo niewiele uwagi poświęcono 250. rocznicy urodzin innego tytana naszego Oświecenia – Wojciecha Bogusławskiego; za to – by pozostać przy wieku XVIII – przedmiotem rosnącej bezkrytycznej adoracji pozostawała Konstytucja 3 maja, tak bardzo przecież w swych politycznych i społecznych regulacjach anachroniczna, tak wyraźnie rozmijająca się z duchem i praktyką swej rewolucyjnej epoki. Na rok bieżący zaś Sejm poprzedniej kadencji zaproponował nam świętowanie – dla uczczenia 10. rocznicy śmierci poety – „Roku Zbigniewa Herberta”, i tylko Herberta, gdy rok miniony miał bodaj aż trzech „sejmowych” bohaterów: Conrada, Wyspiańskiego i Szymanowskiego. W niczym nie umniejszając rangi Herberta, trudno się oprzeć wrażeniu, że i ta decyzja nie była całkowicie wolna od pozamerytorycznych motywacji – bo i rocznica to niezbyt okrągła, i zaiste nie brakowało godnych konkurentów. Jeśliby nawet pozostać przy samej tylko literaturze pięknej i samym tylko XX stuleciu, ciśnie się od razu pod pióro przypomnienie wielkiej postaci Teodora Parnickiego, dla którego rok 2008 jest nie tylko 20-leciem śmierci, lecz także 100. rocznicą urodzin, a którego wspaniałe pisarskie dzieło ani co do wymiaru intelektualnego, ani co do kunsztu formalnego na pewno Herbertowemu nie ustępuje. Wreszcie nie zapominajmy, że w bieżącym roku przypada też 125-lecie śmierci Cypriana Kamila Norwida, który w polskiej narodowej świadomości

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2008, 2008

Kategorie: Opinie