45/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Każdy naród ma prawo do państwa

W procesie rozpadu państwa jugosłowiańskiego Czarnogóra uniknęła wojny ze wszystkimi jej dramatami oraz zniszczeniami. Filip Vujanović, prezydent Czarnogóry, ma 57 lat. Z wykształcenia jest prawnikiem. Przez wiele lat prowadził prywatną praktykę. W 1993 r. został ministrem sprawiedliwości Czarnogóry, która wchodziła w skład Federalnej Republiki Jugosławii wraz z Serbią. W latach 1995-1998 był ministrem spraw wewnętrznych. Potem, do listopada 2002 r., kierował rządem. Następnie przewodniczył parlamentowi do czasu wyboru na prezydenta Czarnogóry w maju 2003 r. W 2008 r. został wybrany na drugą kadencję. Ma żonę Swetlanę, również prawniczkę i sędzię, syna Daniłę oraz dwie córki: Tatianę i Ninę. Na hobby nie ma zbyt wiele czasu, ale na pewno jest to piłka nożna. Rozmawia Waldemar Piasecki Dlaczego Czarnogóra tak długo nie mogła wybić się na niepodległość? – Czarnogóra ze względu na swoje położenie geograficzne zawsze była interesująca dla innych. To rozdroże, na którym spotykają się Wschód i Zachód, mające także bardzo duże znaczenie strategiczne i handlowe, stanowiło obszar wielkich wojen, a później zaciętych walk dyplomatycznych. Podczas jednych i drugich było wielu chętnych do instrumentalnego wykorzystania Czarnogóry czy wręcz do jej zagarnięcia. Rzadko panowała zgoda wielkich mocarstw czy naszych sąsiadów co do tego, że własne państwo nam się po prostu należy. Każdy bowiem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czego chcą ateiści?

W polskim prawie nie przewiduje się obrazy uczuć niewierzących. Prawo do obrażania się mają wyłącznie wierzący, z czego fundamentaliści katoliccy skwapliwie korzystają. Formalnie Polska jest krajem demokracji liberalnej, w którym podstawowe prawa mniejszości, a zwłaszcza równoprawność obywatelstwa, są respektowane. W praktyce daleko nam do tego ideału. W polskiej obyczajowości wszystko to, co nie mieści się w głównym nurcie postaw i przekonań, nie zasługuje na równoprawne traktowanie. Przykładem mogą być ateiści, których roszczenia u wielu ludzi budzą bądź wyniosłą niecierpliwość, bądź gniew i zgorszenie. Ta pierwsza wyraża się w poglądzie, prezentowanym m.in. przez premiera, że są ważniejsze sprawy niż spór o krzyż w sali sejmowej. Zwolennicy tego stanowiska nie traktują zatem godności człowieka jako sprawy priorytetowej. Te drugie zaś wynikają z przekonania, że większość ma prawo narzucać swój światopogląd mniejszości, co jest typowym przejawem mentalności totalitarnej. Fundamentaliści religijni odniszą się do ateistów i agnostyków na trzy sposoby. Pierwszy to współczucie, bo niewierzący uważany jest za człowieka niepełnego, pozbawionego ważnej dyspozycji, jaką jest dar wiary. Trzeba się nad nim litować i życzyć mu, aby kiedyś go otrzymał. Druga forma to lekceważenie. Ta stosowana jest najczęściej przez księży, którzy zwykli traktować swe owieczki protekcjonalnie. Ateista to ktoś, kto w swoim zadufaniu zanadto

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Samotność sprzyja zapominaniu – rozmowa z prof. dr hab. n. med. Marią Barcikowską-Kotowicz

Być może badania nad komórkami macierzystymi dadzą nadzieję cierpiącym na chorobę Alzheimera   Z prof. dr hab. n. med. Marią Barcikowską-Kotowicz – kierownik Kliniki Neurologii Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA rozmawia Agata Grabau Liczba pacjentów z chorobą Alzheimera rośnie z roku na rok. – To zjawisko związane ze starzeniem się społeczeństwa. W tej chwili w Polsce żyje ok. 250 tys. osób z alzheimerem, drugie tyle to ludzie otępiali z różnych innych powodów. Łącznie – około pół miliona osób. Ta liczba rośnie, bo rośnie liczba ludzi starszych, po 65. roku życia. Kiedy 20 lat temu zaczynałam badania nad chorobą, osoby w tym wieku stanowiły ok. 10% populacji kraju, dziś stanowią prawie 15%. To oczywiście wielki sukces medycyny, edukacji, propagowania zdrowego stylu życia, rozsądniejszego odżywiania – ale oznacza również wzrost liczby chorych, bo w tej grupie zawsze ok. 10% osób cierpi z powodu różnych form otępienia. Dawniej wiele osób umierało, zanim choroba Alzheimera zaczęła dawać pierwsze objawy. A jeśli nawet one się pojawiały, choroby nie diagnozowano. Kiedy wypytuję chorych, u których podejrzewam mutację jednogenową, o historię rodziny, zwykle okazuje się, że faktycznie gdzieś na wsi był szalony wujek,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Jaki będzie nowy Sejm?

Obserwatorzy polskiej sceny politycznej dość zgodnie twierdzą, że najlepszy po 1989 r. był Sejm kontraktowy. Każdy następny był już gorszy. Nie wiem, czy to prawda, ale takie są odczucia. Nie ma jednej, oczywistej miary, wedle której można mierzyć jakość Sejmu czy poszczególnych posłów. No bo jak mierzyć jakość Sejmu? Liczbą uchwalonych ustaw? Toż już starożytni wiedzieli, że wielość praw świadczy o chorobie państwa. A współcześni, osłuchani z ekonomią, mówią o inflacji prawa. Może jakość uchwalonego prawa mierzyć liczbą ustaw, które dłużej niż rok nie wymagały nowelizacji? Nawiasem mówiąc, takich ustaw było w ostatnich latach bardzo mało. Zdarzało się, że ustawa jeszcze przed wejściem w życie była nowelizowana. A może jakość prawa mierzyć liczbą ustaw uznanych przez Trybunał Konstytucyjny za sprzeczne z konstytucją? Trzeba brać pod uwagę wszystkie funkcje Sejmu. Jak kontrolował władzę wykonawczą, jakich dokonywał wyborów sędziów TK, jakiego powołał prezesa NIK, rzecznika praw obywatelskich, prezesa NBP. Jaka była merytoryczna wartość debat, jak większość sejmowa traktowała opozycję… Tych elementów, na których powinna się opierać ocena Sejmu, jest bardzo wiele, a wszystkie są niewymierne. Obiektywnej miary nie ma i nie będzie. Pozostają odczucia obserwatorów sceny politycznej, z czasem dojdą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Koniec pewnej epoki

Na naszych oczach kończy się pewien porządek, który miał trwać wiecznie i, jak na początku lat 90. głosili ideolodzy nowego systemu, miał być jedynym, który okazał się skuteczny i pokazał historyczną wyższość nad lewicową alternatywą. Neoliberalny kapitalizm, pozbawiony przez Margaret Thatcher korekty związków zawodowych i likwidujący zabezpieczenia socjalne, w ciągu niespełna 30 lat zaczął zjadać własny ogon i doprowadził świat do kompletnego chaosu społecznego, politycznego i ekonomicznego. Powojenny konsensus zbudowany przez europejską socjaldemokrację został zburzony na początku lat 80. przez prawicowych konserwatystów spod znaku Reagana i Thatcher, którzy głosili konieczność tzw. deregulacji, prywatyzacji sektora publicznego i pomniejszenia kontroli państwa nad gospodarką. Wiara w to, że niewidzialna ręka rynku sama zadba o ład społeczny, była skrajnie naiwną i dogmatyczną mantrą neoliberalnych szamanów. Ci inteligentniejsi porzucili szeregi fundamentalistów rynkowych. Na polu walki zostali nieliczni, odporni na wszelkie zewnętrzne informacje, niereformowalni dogmatycy w stylu Balcerowicza. Niewidzialna ręka rynku okazała się ślepą protezą pozbawioną mózgu, który mógłby uchronić ją przed katastrofą. Brak obywatelskiego i politycznego nadzoru nad polityką gospodarczą tak zdemoralizował sektor finansowy i duży biznes, że jakiekolwiek pytanie społeczeństwa o opinię w sprawach decyzji ekonomicznych tzw. rynki światowe uznają za nieodpowiedzialność.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

N jak (nie)przyjaciel

Afgańscy talibowie rzadko stają do walki z Polakami twarzą w twarz – Dlaczego podkładałeś bomby? – Bo mułła mi kazał. – Dlaczego go posłuchałeś? Przecież wiesz, że dla ciebie też to jest niebezpieczne? – Ale mułła powiedział, że gdy to robię, jestem niewidzialny… Oto fragment rozmowy taliba schwytanego przez afgańskie siły bezpieczeństwa z szefem jednego z dystryktów prowincji Ghazni. Zrelacjonował mi ją świadek, dowódca polskiego PRT [Provincial Reconstruction Team, Zespołu Odbudowy Prowincji, cywilno-wojskowej komórki ds. nadzoru nad odbudową danej prowincji], ilustrując w ten sposób motywy działania części bojowników. „Najgłupszych zabiliśmy na początku, teraz walczymy z najmądrzejszymi”, mówią o swoich działaniach w Afganistanie Amerykanie. Jak wyjaśnić tę pozorną sprzeczność? Łatwo – największym wrogiem koalicji nie są zwykli bojownicy ani tym bardziej najmowani do kopania min chłopi, lecz dowódcy oddziałów. Oni doskonale wiedzą, że wiszące nad bazami balony czeszą teren wokół, przekazując obraz do centrów operacyjnych. Że to samo robią samoloty bezzałogowe, tyle że na dużo większym obszarze. I że dostrzeżeni z powietrza kopacze raczej prędzej niż później mogą się spodziewać ataku. A mimo to nieustannie posyłają ludzi na wykopki. W tej uporczywości widzą swoją szansę. A ich mądrość wynika z faktu, że większość Afgańczyków nie potrafi czytać ani

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

ABC BANKOWOŚCI część II

Co będzie z euro i Unią?

Europejska Północ ma coraz mniej zapału do finansowania sąsiadów z Południa Wyjście z kryzysu finansowego, który dotknął znaczną część rozwiniętego świata, ze strefą euro na czele, nie będzie łatwe ani przyjemne. Uczestnicy zorganizowanej pod koniec października przez Narodowy Bank Polski międzynarodowej konferencji „W kierunku bardziej zintegrowanej i stabilnej Europy” byli zgodni, że wspomniana integracja i stabilność jest wystawiona na ciężką próbę, a osiągnięcie skutecznych sposobów naprawy sytuacji to kwestia długiego czasu. – Nie ma szybkich rozwiązań, jesteśmy przygotowani na bolesną i burzliwą podróż. Sądzę, że gospodarki zachodnie w wyniku reform strukturalnych zdołają jednak wyzwolić drzemiący w nich potencjał gospodarczy – powiedział Marek Belka, prezes NBP. Szef naszego banku centralnego podkreślił, że kończy się model biznesowy oparty na uzależnianiu się od napływu obcego kapitału i wykorzystywaniu go do stymulowania wzrostu gospodarczego. Trzeba w większym stopniu polegać na własnych, wewnętrznych oszczędnościach, co oczywiście nie jest łatwe. Jedna prędkość wystarczy W konferencji będącej ważnym elementem polskiej prezydencji w UE wzięli udział naukowcy, szefowie banków centralnych, przedstawiciele instytucji finansowych, politycy. Nasz kraj odebrał przy okazji zasłużoną porcję komplementów za realizowanie polityki stabilności i rozwoju. – W ostatnich latach dały o sobie znać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

ABC BANKOWOŚCI część II

Zasiądźmy do klawiatury

Nie doszło jeszcze do żadnego udanego włamania na konto internetowe Według badań przeprowadzonych w Departamencie Systemu Płatniczego NBP 45% spośród Polaków posiadających konto osobiste ma dostęp do bankowości internetowej i korzysta z niej. Natomiast ok. 25% osób posiadających konto osobiste ma także dostęp do bankowości internetowej, ale z niej nie korzysta. Ciekawostką jest to, że 5% osób nie wie, czy ma dostęp do konta przez internet. W Polsce znacznie mniej osób korzysta z bankowości internetowej niż na północy Europy, gdzie bankowość elektroniczna jest codziennością dla ponad dwóch trzecich mieszkańców. Jednak liczba Polaków załatwiających sprawy finansowe przez internet rośnie właściwie z miesiąca na miesiąc. Liczba aktywnych klientów bankowości elektronicznej (osób fizycznych i prawnych) sięga już 10 mln. Za aktywnego uważa się klienta, który – jeśli jest osobą fizyczną – wykonuje co najmniej cztery przelewy elektroniczne miesięcznie lub 19 przelewów w przypadku firm i instytucji. Kont bankowych z dostępem do internetu mamy zaś ponad 16 mln. Jesteśmy wśród najlepszych Mówi dyr. Remigiusz Kaszubski, szef Zespołu ds. Systemu Płatniczego i Bankowości Elektronicznej Związku Banków Polskich: Mogę tylko zachęcić do korzystania z bankowości internetowej, zwłaszcza w Polsce, bo nasza bankowość elektroniczna zalicza się do najdoskonalszych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

ABC BANKOWOŚCI część II

Sam sobie jesteś kasjerem – Internetowy bank bez okienek

Dzięki bankowości internetowej klient oszczędza czas i pieniądze, a bank potrzebuje mniej osób do obsługi kont Bankowość internetowa to jedna z najszybciej rozwijających się dziedzin usług bankowych. Z bankowości internetowej w Polsce aktywnie korzysta ok. 10 mln Polaków spośród 16 mln, którzy mają dostęp do konta bankowego przez internet. Według badania Departamentu Systemu Płatniczego NBP z 2009 r. z bankowości internetowej korzystało ok. 45% Polaków. Opłaca się to obu stronom. Klient oszczędza czas i pieniądze (bo usługi bankowości elektronicznej są z reguły tańsze niż operacje dokonywane w placówkach banków), banki zaś potrzebują mniej osób do obsługi kont. Oferta informacyjna bankowości internetowej najczęściej sprowadza się do kilku podstawowych czynności, które umożliwiają klientowi kontrolę swojego rachunku bankowego bez konieczności wychodzenia z domu. Są to: • sprawdzanie stanu rachunku, • sprawdzanie historii operacji wykonywanych na koncie, • sprawdzanie listy przelewów odroczonych. Klienci mający karty kredytowe mogą uzyskiwać analogiczne informacje dotyczące karty. Możliwe jest: • sprawdzanie salda oraz środków dostępnych na karcie, • sprawdzanie historii karty kredytowej, • sprawdzanie statusu spłat zadłużenia karty kredytowej. Są to czynności kontrolno-informacyjne, bardzo ważne, bo pozwalające szybko dostrzec

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Siła komedii – rozmowa z Tadeuszem Chmielewskim

Mam pomysł na kontynuację przygód Franka Dolasa. Młody człowiek inteligencją i sprytem doprowadza do krachu wielu bankierów i fałszywych polityków Tadeusz Chmielewski – (ur. w 1927 r.) reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Filmową w Łodzi. Był działaczem i wiceprezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich i członkiem Komitetu Kinematografii. Od 1984 r. jest szefem Zespołu Filmowego „OKO”. Zrealizował m.in. filmy „Ewa chce spać” (Złota Muszla na festiwalu w San Sebastian), „Gdzie jest generał”, „Dwaj panowie N”, „Jak rozpętałem II wojnę światową”, „Nie lubię poniedziałku”, „Wiosna, panie sierżancie”, „Wśród nocnej ciszy”, „Wierna rzeka”. Pod pseudonimem napisał scenariusz do filmu „U Pana Boga za piecem”. Rozmawia Bronisław Tumiłowicz Mówi się, że najsilniejszym doświadczeniem całego pańskiego pokolenia była wojna. W pańskich filmach jest ona obecna, ale inaczej pokazana, nie martyrologicznie ani patetycznie, tylko komediowo. Czy to świadomy wybór? – Jako filmowiec tego pokolenia uważałem nawet za swój obowiązek zmierzenie się z tematyką wojenną. Wajda był już po „Kanale”. Piękna legenda podziemia AK znalazła swoje miejsce w polskim kinie. Przede mną, chcącym zrealizować film o zwykłym żołnierzu na froncie wielkiej wojny, wyrastała przeszkoda, na której łamało sobie zęby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.