2013

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony Tomasz Jastrun

Nie tylko anegdota

Uciekam, jak mogę, od naszej sceny politycznej, a wcale nie jest łatwo z niej zeskoczyć, coraz wyżej lewituje w nierzeczywistości. W tej willi byłem ponad 40 lat temu, nie do wiary, jak dawno. Wyprawa ze szkoły do Muzeum Broniewskiego. Poeta mieszkał tu po wojnie. Zmarł w roku 1962 na raka krtani. Piewca komunizmu pił i palił ponad miarę. W jego dawnym domu nie zmieniło się nic. I jest to też niezwykłe świadectwo tamtej epoki. Patrzę na grzbiety książek. Takie same tytuły były w moim domu rodzinnym. W każdym inteligenckim domu stał podobny zestaw. Identyczne widuję u naszych starych emigrantów rozsianych po świecie, obsiadły półki jak zmęczone ptaki podróżne. Przed laty wdziałem pożar mieszkania w bloku. Pękły szyby. Wywiane żarem wyfrunęły nagle płonące książki. Pożar w mieszkaniu współczesnych młodych wyglądałby inaczej. Miałem na pieńku z Polską Ludową i nie lubiłem poety, którego patetyczne wiersze dręczyły nas nadużywane na szkolnych akademiach. W stanie wojennym, gdy ukrywałem się przed służbami „tajnymi, jawnymi i dwupłciowymi”, napisałem wiersz publikowany w wielu pismach podziemnych. W stylu patetycznym, pożyczonym od Broniewskiego, opisałem, jak funkcjonariusze proletariackim kopniakiem wrzucają do celi studentów i robotników z ulicy Broniewskiego, a poeta tego nie widzi zapatrzony w płonące piece

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Coś optymistycznego na święta?

Żalą mi się moi Czytelnicy, że wpędzam ich w pesymizm, że wciąż na coś narzekam. No to pomyślałem sobie, że przynajmniej na święta muszę napisać coś bardziej optymistycznego. Piszę więc. Oto dobra wiadomość: jeszcze w Polsce nie rządzi PiS i nic nie wskazuje, żeby miało rządzić w ciągu dwóch najbliższych lat. A za dwa lata? Co tam za dwa lata! Przypomina mi się taka opowieść o okrutnym kalifie i jego mądrym wezyrze. Pewnego razu okrutny kalif wezwał wezyra, pokazał mu osła i rozkazał: – Masz go nauczyć mówić! Jeśli nie nauczysz, każę ściąć ci głowę. – Dobrze – powiedział spokojnie mądry wezyr – ale potrzebuję na to roku. – Niech będzie rok – odrzekł kalif – ale jak za rok osioł nie będzie jeszcze mówił, stracisz głowę! – Tak jest, wasza wysokość – potwierdził wezyr i pogodny udał się do swoich zajęć. – Coś ty taki spokojny, przecież tego osła nie nauczysz mówić i za rok stracisz głowę – zamartwiali się bliscy wezyra. – Co się martwicie? Przecież mam rok, a przez ten czas albo osioł zdechnie, albo kalif umrze. Po co się martwić na zapas? My też się nie martwmy. Mamy przecież jeszcze dwa lata, a za te dwa lata… Po co się martwić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

W dobrym towarzystwie

Jak ocenić mijający rok? Tygodnikowi opinii, który jest w grupie najwyższego ryzyka wydawniczego, za ocenę wystarcza, że ciągle jest na rynku. I to, że ma licznych i wiernych Czytelników. Nie tylko czytających, ale też wspierających nas listami, opiniami i uwagami. Często krytycznymi i wytykającymi zdarzające się wpadki, ale trudno ich za to nie kochać, bo tymi listami dowodzą, jak bardzo im na nas zależy. Rywalizowanie na informacje z mediami elektronicznymi byłoby dziś absurdalne. Szukanie sensacji i epatowanie tym, co i komu jakiś polityk chciał pokazać po większym spożyciu, pozostawiamy konkurencji. Co więc zostaje? Budowanie pisma wspólnotowego. Takiego, gdzie jest miejsce na pogłębione wywiady, opinie ekspertów i analizy wychodzące poza oklepane formułki. Pisma dla ludzi lubiących czytać i myśleć, krytycznych, ale uznających argumenty, intelektualnie niezależnych. Ludzi, dla których świat wartości to nie jest tylko puste hasło. Jest ich w Polsce wcale niemało. Co może zaskakiwać smakoszy telewizji śniadaniowych i prymitywnych produktów koncernów medialnych. Psujących rynek dla doraźnych zysków i traktujących Polskę jak kolonię. A odbiorców ich produktów jak kretynów, którym można wcisnąć każdą głupotę. I jeszcze na nich zarobić. Takich wydawców jest wystarczająco wielu, by warto było się z tego kręgu wyłamać. Nasz tygodnik wybrał własną drogę. Będziemy nią

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Rok 2013 w krzywym zwierciadle

czyli najbardziej niesamowite, niewiarygodne, makabryczne, zadziwiające, śmieszne i głupie wydarzenia ostatnich 12 miesięcy Zebrane jak co roku przez Marka Karolkiewicza Demonstracja roku Urządziły ją w czerwcu w Rzymie zwolenniczki byłego premiera Silvia Berlusconiego, którego trzy panie sędzie skazały w Mediolanie na siedem lat więzienia, m.in. za to, że płacił nieletnim dziewczynom za seks, wspierając w ten sposób prostytucję. Fanki Berlusconiego demonstrowały w jego obronie pod hasłem: „Wszystkie jesteśmy dziwkami!”. Teolog roku 33-letni Douglas Yim z Oakland w Kalifornii, który zaprosił do domu dwóch kolegów na wspólne gry wideo, zażywanie narkotyków i picie alkoholu. W pewnym momencie mężczyźni rozpoczęli gorącą dyskusję na temat Boga. 25-letni Dzuy Duhn Phan podał w wątpliwość istnienie Najwyższego, pytając gospodarza, gdzie był Bóg, gdy ten przegrał w grze wideo i gdy umierał jego ojciec. Rozgniewany Douglas rozstrzygnął spór za pomocą karabinu. Przeszyty sześcioma kulami ateista zginął na miejscu, a jego towarzysz został ranny. We wrześniu sąd w hrabstwie Alameda uznał sprawcę za winnego morderstwa pierwszego stopnia. W listopadzie zapadł wyrok dożywotniego więzienia. Łowca duchów roku Niejaki Paul, mieszkaniec należącej do Australii Tasmanii, bał się, że jego dom nawiedziły złe duchy. Zainstalował więc kamerę do rejestrowania nocnych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Solskim nie jestem i do stówy orał nie będę! – rozmowa z Wojciechem Łazarkiem

Zwyciężać mogą tylko ci, którzy wierzą, że mogą WOJCIECH ŁAZAREK – (ur. 4 października 1937 r. w Łodzi) były napastnik Metalowca Łódź, Startu Łódź, ŁKS Łódź oraz Lechii Gdańsk. Trener reprezentacji juniorów Łodzi i Wybrzeża oraz czołowych polskich klubów, m.in. Trójmiasta, Łodzi, Wisły Kraków, Śląska Wrocław, Jagiellonii Białystok, Zawiszy Bydgoszcz (1978-1979, awans do I ligi), Lecha Poznań (1980-1984, mistrzostwo Polski w 1983 i 1984 r., Puchar Polski w 1982 i 1984 r.). Trener klubów zagranicznych, m.in.: szwedzkiego Trelleborgs FF i izraelskiego Hapoelu Taibe. Selekcjoner reprezentacji Polski od 25 sierpnia 1986 r. do 15 czerwca 1989 r. (32 mecze: 18 wygranych, 5 remisów, 9 przegranych). W latach 2002-2004 selekcjoner reprezentacji Sudanu. Od 1980 r. do 2013 r. członek pionu trenerów Wydziału Szkolenia PZPN oraz przewodniczący Komisji Kształcenia i Licencjonowania Trenerów. Najserdeczniejsze gratulacje z okazji otrzymania niedawno tytułu najlepszego trenera 100-lecia Wielkopolski. Przypuszczam, że poczuł się pan niczym biblijny Matuzalem. – To piękne i wzruszające i nie wiem, jak wyrazić moją wdzięczność piłkarskiej społeczności i kapitule, gdyż żadne słowa nie są w stanie tego uczynić. Wielkopolskie społeczeństwo piłkarskie sercem odbiera wydarzenia i potrafi docenić pracę trenera oraz umiejętności zawodników. Prowadziłem świetny zespół z dużymi umiejętnościami.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Iść czy nie iść ku chadecji?

PSL nie powinno być partią chrześcijańsko-demokratyczną Bieg spraw publicznych i państwowych w dużej mierze zależy od oblicza i jakości partii politycznych. Dlatego nie może być nam obojętne, co się w nich dzieje, jak toczą się poszukiwania programowe. Wyjście poza wieś W Polskim Stronnictwie Ludowym nie od dziś trwają rozważania, jak poszerzyć wpływy na nowe środowiska i grupy społeczne, jak sprawić, aby w powszechnym odbiorze formacja nie kojarzyła się tylko czy głównie ze środowiskiem rolniczym i wiejskim, ale z ogólnonarodowym. Poważnie rozważa się więc koncepcję przekształcenia i stopniowej transformacji PSL w partię ludowo-chadecką, a nawet chadecką. W takiej ewolucji, a nawet zmianie nazwy (nie ludowe, ale demokratyczne) widzi się szansę na znaczny wzrost poparcia wyborców i zdobycie większej liczby mandatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a także do samorządów oraz Sejmu i Senatu. Ostatnio na łamach „Zielonego Sztandaru” w tym duchu wypowiedzieli się m.in.: Jan Bury, Adam Jarubas, Alfred Domagalski i Józef Szczepańczyk. Dowodzili, że należy utworzyć ludowo-chadeckie centrum oraz osiągnąć w Brukseli spójność z grupą Europejskiej Partii Ludowej, w której większość stanowią chrześcijańscy demokraci. Jedynie prof. Jan Jachymek, powołując się na doświadczenia i tradycje działania w Polsce ludowców i chrześcijańskich demokratów, opowiedział się zdecydowanie przeciw takim zamiarom. Jego wypowiedź nosiła jednoznaczny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Jaki tam ze mnie bohater

Teresa Banach, matka, która oddając do przeszczepu organy syna, uratowała dziewięć osób, spotyka na swojej drodze ludzi z wrażliwym sercem, ale i takich, co bardziej do złego niż do dobrego ciągną Cieciory w późnojesiennej słocie. Ciemno, szaro, mokro. Lodowaty wiatr przenika do szpiku kości. Na podwórku witają mnie Sławkowe pieski Misiek i Szarik. Ostatnio dołączył do nich brązowy kundelek o aksamitnej sierści. Gdy schylam się, aby go pogłaskać, atakuje pompon mojej czapki i wyrywa z niego pęk kolorowej wełny. Biega z tą wełną w pysku jak szalony, a pani Teresa Banach, mama zmarłego pół roku temu Sławka Banacha, uśmiecha się na ten widok. Pierwszy raz, choć znamy się od kilku miesięcy, widzę jej uśmiech. Opatulona w zielony polar i czarną chustkę w róże przeprasza za bałagan w sieni, ale akurat trwa remont. Wynajęła dwóch mężczyzn z wioski, kończą właśnie ocieplać strych i ganek, zabrakło jeszcze rolki waty szklanej. Dziś nie pracują, bo niedziela. Ludzie i ludziska Prowadzi mnie do środka, próbuje rozpalić ogień pod piecokuchnią. Denerwuje się, gdy przygasa. Zawsze rozpalał go Sławek, znał się na tym, teraz ona powoli uczy się i tej sztuki. Marek, jej dalszy kuzyn, górnik ze Śląska, na karteczce napisał jej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kosowianki wychodzą z cienia

Choć kobieta jest prezydentem, a konstytucja gwarantuje paniom wszelkie prawa, do równouprawnienia jest jeszcze daleko Korespondencja z Kosowa Duda Miftarit jest najbardziej znaną nastolatką z Kosowa. Agresywna uczennica z Mitrovicy bije i lży swoje koleżanki, innym każe nagrywać to telefonem komórkowym. Na filmikach widać, jak 16-latka okłada dziewczęta na podwórzu szkolnym, a w najbardziej znanym, jak idzie za koleżanką ze szkoły pod most nad rzeką Ibar, dzielącą miasto na stronę kosowską i serbską, gdzie mało kto się zapuszcza. Na górze stoją patrole KFOR, poniżej między betonowymi ścianami wymazanymi graffiti nastolatka bije po twarzy drugą, kopie ją, krzyczy, zastrasza; nawet nagrywająca towarzyszka próbuje uspokoić agresorkę. Potem Duda z dumą pokazuje w sieci to i inne nagrania. Duda Miftarit mówi, że bije prostytutki, k… Stłukła do krwi dziewczynę, która powiedziała jej, że nie jest dobrą uczennicą. Kiedy nauczyciel zgłosił wydarzenie na policji, wykrzykiwała, że tamta mści się na niej, bo wiedziała, że chce „puknąć” młodsze dziewczyny. – Dużo agresji jest zwłaszcza wśród dziewcząt – mówi Sinavera, psycholożka szkolna z Ferizaju. Codziennie musi rozwiązywać wiele konfliktów. Sporo dziewcząt się nie uczy, wolą przesiadywać w pubach, palić, uprawiać seks z kolegami.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Na tropie rasistowskich zabójców

Prawicowi ekstremiści w Niemczech popełnili więcej zbrodni, niż przyznają władze Policja niemiecka analizuje przypadki setek morderstw i zabójstw. Istnieją bowiem poszlaki, że prawicowi ekstremiści zabili znacznie więcej ludzi, niż podają oficjalne statystyki. Według rządowych danych, od 1990 do 2011 r. z rąk skinów, neonazistów bądź innych opętanych skrajnie prawicową ideologią fanatyków i chuliganów zginęło w RFN ok. 60 osób. Dziennikarze i aktywiści organizacji społecznych od dawna podawali te dane w wątpliwość. Zgodnie z ich ocenami, ofiar brunatnej przemocy było ponad 150. Kryminolog Bernd Wagner, były policjant, ekspert znający środowiska neonazistów, podkreśla, że we wszystkich regionach kraju występuje pewna prawidłowość – na 10 zbrodni popełnionych przez sprawców działających ze skrajnie prawicowych pobudek tylko jedna zostaje za taką uznana przez władze państwowe. Mordercy z NSU W listopadzie 2011 r. szok w RFN wywołała sprawa organizacji zabójców Nationalsozialistischer Untergrund, NSU (Narodowosocjalistyczne Podziemie), nazywanej też Zwickauer Terrorzelle (Komórka Terrorystyczna ze Zwickau). Jak wynika z policyjnego śledztwa, w latach 2000-2007 trójka zabójców z NSU, Uwe Mundlos, Uwe Böhnhardt i Beate Zschäpe, zamordowała z zimną krwią 10 osób – przeważnie imigrantów oraz policjantkę. Niemieccy stróże prawa mają opinię najlepszych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Cyrankiewicz nie zabił Pileckiego

Prawicowi publicyści przekonują, że Józef Cyrankiewicz był w Auschwitz konfidentem gestapo, a rtm. Pilecki musiał zginąć, bo to odkrył. Nie ma na to żadnych dowodów Tygodnik „wSieci” dobrze wie, kto przyczynił się do śmierci rtm. Witolda Pileckiego. W artykule „Kto zabił rotmistrza” (nr 39/2013) Tadeusz M. Płużański pisze, że kluczem do rozszyfrowania tragedii Pileckiego może być Józef Cyrankiewicz, bo „rotmistrz prawdopodobnie wiedział, że współpracował on w Auschwitz z gestapo”. Autor tego tekstu, syn zmarłego prof. Tadeusza Płużańskiego, skazanego w procesie grupy Pileckiego na karę śmierci, zamienioną potem na dożywocie, ma powody, aby nie darzyć sympatią byłego premiera, ale to nie upoważnia go do fałszowania historii, przedstawiania nieprawdziwych dowodów, posądzania o zabójstwo. Zresztą nie on jeden jest przekonany o winie byłego premiera. Podobne zdanie na temat Cyrankiewicza ma prof. Wiesław Jan Wysocki z Instytutu Nauk Historycznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, autor książki „Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948”. W wywiadzie dla tygodnika „Nasza Polska” (nr 21/2013 r.) Wysocki stwierdza, że Pilecki musiał zginąć, bo był osobą niezwykle groźną dla Józefa Cyrankiewicza: „Wszystko wskazuje na to, że Cyrankiewicz był w obozie konfidentem gestapo. Wyjechał z Auschwitz w obawie przed zamachem, przygotowywanym na niego przez podziemie obozowe”. O tym, że Cyrankiewicz został wykreowany przez PRL-owską propagandę na twórcę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.