Od wyniku lewicy zależy, czy uda się pokonać PiS

Fot. Jan Bielecki/East News, Bialystok, 28.07.2019. Protest przeciwko przemocy w Bialymstoku zorganizowany przez nowy blok lewicowy. N/z: Wlodzimierz Czarzasty, Robert Biedron, Adrian Zandberg
Kampania na starcie. Jeszcze nie zaczęli, a już Platforma atakuje lewicową koalicję Kampania wyborcza właśnie się zaczyna, ale ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że oto się kończy. Wyraźnie bowiem szef największej partii opozycyjnej Grzegorz Schetyna uznał, że przegra z PiS, więc już zaczął grę o to, co po wyborach, co po jesiennej porażce. Chce całkowicie przejąć Platformę Obywatelską i zniszczyć lewicę, tak by zostać jedynym reprezentantem opozycji. Kaczyński jest na drugim planie. Bo o czym świadczą działania Schetyny? Pewne wątpliwości można jeszcze było mieć dwa tygodnie temu, gdy wyrzucał Sojusz Lewicy Demokratycznej z koalicji. Wtedy można było spekulować, że uznał Koalicję Europejską za porażkę i szuka nowych wariantów dotarcia do antypisowskich wyborców. Czyli chciałby poszerzać wpływy opozycji trochę na zasadzie: maszerujemy oddzielnie, uderzamy razem. Tak to tłumaczyli związani z PO publicyści, wołając przy tym, że najważniejszą teraz rzeczą dla ugrupowań opozycyjnych jest zawarcie paktu o nieagresji, żeby nowe trzy bloki atakowały nie siebie nawzajem, tylko PiS. A co się dzieje po dwóch tygodniach? Mamy ciągłe ataki ze strony Platformy, jej polityków i publicystów, na lewicę. Tak było po Marszu Równości w Białymstoku, kiedy lewica postanowiła zorganizować wiece poparcia dla środowisk LGBT. Barbara Nowacka głośno ją krytykowała za te działania. I strofowała niedawnych kolegów, że powinni milczeć. „Jestem zdumiona, że to robią ludzie z Razem i Wiosny. Rozmawiam z mieszkańcami Białegostoku i oni zwyczajnie proszą o spokój”, pouczała w radiu TOK FM. Chwilę potem Platforma ogłosiła listy wyborcze, jedynki, dwójki i trójki. Z triumfem dodając, że ma na tych listach polityków SLD. Po co? Jak tłumaczyli politycy PO – żeby poszerzać lewe skrzydło, przyciągać wyborców lewicowych. Co to oznacza w praktyce? Wedle najprostszej logiki gdyby Schetyna chciał poszerzać lewe skrzydło, nie wyrzucałby SLD z koalicji, a nawet próbowałby przyciągnąć inne ugrupowania z tej strony sceny politycznej. Nie tyle więc o poszerzanie PO mu chodzi, ile o osłabienie lewicowej koalicji. O odebranie jej części wyborców. O jakim pakcie o nieagresji w tej sytuacji możemy mówić? D’Hondt daje i odbiera Ale poczynania Schetyny mają też inne konsekwencje – wzmacniają PiS. I to nie tylko dlatego, że skłócają ugrupowania opozycji. Działa po prostu słynny system D’Hondta! Ten sposób liczenia głosów faworyzuje duże partie, a osłabia mniejsze. W polskich warunkach ta granica leży gdzieś na poziomie 12-13% poparcia. Ugrupowaniom, które spadają poniżej tej granicy, system mandaty zabiera. W praktyce wygląda to tak: w roku 2011 Ruch Palikota otrzymał 10% poparcia i zdobył 40 mandatów. A SLD – 8,24% i tylko 27 mandatów. Dziś sondaże dają lewicy ok. 10-11% poparcia. A to można przeliczyć na ok. 40-45 mandatów. Jeżeli poparcie dla niej będzie niższe – dostanie znacznie mniej mandatów, a nadwyżka zostanie podzielona między dużych – PO i PiS. Sytuacja jest więc taka, że wszystkie ataki na ugrupowania lewicowe osłabiają obóz anty-PiS. Każde sześć mandatów wyrwanych lewicy oznacza wzmocnienie PiS o trzy miejsca w Sejmie. A jeżeli udałoby się zepchnąć lewicowców pod próg wyborczy? Tak, żeby nic nie dostali? Wówczas ich pulą podzielą się najwięksi, najbardziej zatem wzmocni się PiS, tak jak to zresztą było w roku 2015. Co zaskakujące, ten scenariusz odpowiada Grzegorzowi Schetynie! Czystka w PO Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i Schetyna, i publicyści PO mówili, że Koalicja Europejska to najlepsze rozwiązanie, właśnie ze względu na system D’Hondta. Potem twierdzili, że trzeba do wyborów iść oddzielnie, żeby zbierać różnych wyborców. A teraz, gdy opozycja jest podzielona na trzy bloki, Platforma zajmuje się zwalczaniem dwóch pozostałych. Osłabianiem ich szans. Choć z prostej matematyki wynika, że im silniejsze PSL i lewica, tym silniejsza antypisowska koalicja w przyszłym Sejmie. A dlaczego nie przyjmuje tego Schetyna? Bo kieruje się inną logiką. Zakłada ona, że PiS wygra najbliższe wybory, ale potem, na skutek błędów w polityce gospodarczej, będzie musiało oddać władzę. A jedyną siłą na placu boju będzie wówczas PO. I to PO podporządkowana Schetynie. Ten sposób myślenia można było zauważyć podczas prezentacji list wyborczych przez Platformę. Jedynki, dwójki i trójki PO przeanalizował portal Oko.press. Oto krótki cytat: „99 osób na 123 »jedynek, dwójek i trójek« na listach wyborczych KO było już w Sejmie,
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









