Jeśli rząd okaże lekceważenie związkom i pracownikom, może sprowokować eskalację protestów Prof. Juliusz Gardawski– dyrektor Instytutu Filozofii, Socjologii i Socjologii Ekonomicznej w Szkole Głównej Handlowej, badacz klasy pracowniczej, związków zawodowych i dialogu społecznego „Przed burzą?” – to tytuł naszej poprzedniej rozmowy, przeprowadzonej po wielotysięcznym proteście związkowców w Warszawie we wrześniu 2013 r. Teraz rozmawiamy w okresie gorących wydarzeń na Śląsku. Czy nie czas usunąć z tamtego tytułu znak zapytania? – Nie wydaje mi się, by było to zasadne. Szef Solidarności Piotr Duda w obecności liderów OPZZ i Forum Związków Zawodowych postawił premier Ewie Kopacz ultimatum: jeśli do końca stycznia rząd nie podejmie negocjacji ze związkami w sprawach zgłoszonych w czasie protestu w Warszawie, wystąpienia ogarną cały kraj. Czym nabity jest pistolet Piotra Dudy: ostrą amunicją czy kapiszonami? – Nie lekceważyłbym deklaracji przewodniczącego Solidarności. Nie sprawdziły się plotki, że pójdzie w ślady poprzedników i potraktuje związek jako trampolinę do działalności politycznej. On wie, jak potoczyły się losy Mariana Krzaklewskiego i Janusza Śniadka, którzy zostali zepchnięci na margines polityki. Rozumie, że bezpośrednia gra w politykę związkom i ich liderom niewiele daje. Są znacznie silniejsi, gdy zachowują dystans wobec partii politycznych, występują w roli liderów masowych organizacji i nie aspirują do roli polityków. Wtedy znacznie łatwiej zmobilizować świat pracy, występować jako wpływowy lobbysta dbający o jego interesy. Trzasnęli drzwiami O jakim lobbingu mowa, skoro w czerwcu 2013 r. związki demonstracyjnie opuściły posiedzenie Komisji Trójstronnej – głównej instytucji dialogu społecznego? – Związki miały powody, żeby tak się zachować. Rząd kompletnie zaskoczył je ogłoszeniem zamiaru podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat, w ogóle nie miał zamiaru konsultować tak zasadniczej dla milionów pracowników kwestii. A przecież związki miały swoje projekty przedłużenia wieku emerytalnego i liczyły na debatę. Gabinet Donalda Tuska chciał pokazać międzynarodowym rynkom finansowym, że działa kategorycznie w myśl zasad sugerowanych przez tzw. trojkę: Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisję Europejską i Europejski Bank Centralny – dąży do deregulacji, uelastyczniania rynku pracy oraz dyscypliny budżetowej i nie ugnie się przed związkami. Wyznaczył im miejsce młodszego partnera. Zademonstrował to dobitnie, nie zgadzając się wcześniej na uzgodnioną przez związki i pracodawców wysokość płacy minimalnej na 2011 r. Rząd wyznaczył kwotę o kilkanaście złotych mniejszą. To była demonstracja siły, bo uzyskane oszczędności nie były wielkim obciążeniem dla pracodawców, sami się zgodzili. W 2013 r. czarę goryczy przelało uelastycznienie przez rząd stosunków pracy. Piotr Duda przekonał szefów OPZZ i Forum Związków Zawodowych do zawieszenia udziału w pracach Komisji, choć część związków branżowych wchodzących w skład OPZZ, a nawet sekretariatów Solidarności była żywo zainteresowana dialogiem. Pamiętajmy, że od czerwca 2013 r. oprócz Komisji Trójstronnej nie działają wojewódzkie komisje dialogu społecznego ani trójstronne zespoły branżowe. Kto bardziej zyskał na zaprzestaniu dialogu? – Przez długi czas wygrywały związki. Demonstracyjne opuszczenie Komisji Trójstronnej i ogromna manifestacja w Warszawie sprawiły, że po raz pierwszy od lat związki zawodowe zaistniały w mediach jako poważna siła, z której zdaniem władze powinny się liczyć. Związki zawodowe wysunęły w październiku 2013 r. koncepcję faktycznej zmiany modelu kapitalizmu w Polsce. Zaproponowały model gospodarki koordynowanej, który nadaje związkom, ale też pracodawcom rolę równoprawnych partnerów rządu w sprawach stosunków pracy. Obecnie model jest bliski liberalnej gospodarce rynkowej. W tym modelu związki, by coś wywalczyć, muszą się siłować z rządem i pracodawcami, demonstrując zdolność mobilizacji i determinację. Dokładnie tak było w okresie protestów w Kompanii Węglowej. A czy może być inaczej? – Tak, dialog społeczny jest jednym z zasadniczych elementów kapitalizmu z gospodarką koordynowaną. Związkowcom zamarzył się ten model, zażądali, by zmian w sześciu ważnych obszarach polityki społeczno-gospodarczej, m.in. w ustawodawstwie pracy, można było dokonać pod warunkiem uzgodnienia ich ze związkami zawodowymi. Bardzo długo tego się trzymali, ale w listopadzie ub.r. prawnicy przekonali ich, że podobny mechanizm wymagałby zmiany konstytucji. Zdecydowali się złagodzić stanowisko. Postraszyli rząd Rząd natomiast zaostrzył ton, wychodząc z niekonsultowaną wcześniej koncepcją likwidacji kilku kopalń Kompanii Węglowej. Chyba nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji górników.
Tagi:
Krzysztof Pilawski