Zabójstwa zapisane w kościach

Zabójstwa zapisane w kościach

Szczątki sławnych ludzi zdradzają tajemnice ich zgonów Coraz częściej naukowcy wydobywają z grobów szczątki sławnych ludzi, aby rozwikłać zagadki ich dziwnych zgonów. Niekiedy teorie spisku i morderstwa zostają w ten sposób potwierdzone. Także w Polsce „badacze krypt” mieliby pole do popisu. Niedawno przypadek Władysława Sikorskiego wzbudził kontrowersje nad Wisłą. Niektórzy uważali, że ekshumacja zwłok generała nie ma sensu. Wokół katastrofy gibraltarskiej narosło jednak tyle mitów i złowrogich legend, głoszonych przez sprawnie poruszających się w medialnym świecie historyków, że przebadanie doczesnych szczątków Naczelnego Wodza właściwie stało się koniecznością (tym bardziej że sprawa jego zgonu budzi w społeczeństwie ogromne zainteresowanie). Ze wstępnych informacji wynika, że obrażenia, które spowodowały śmierć generała, są typowe dla ofiar katastrofy lotniczej. Zwolennicy hipotezy zamachu stracili poważny argument. Arszenik dla humanisty Także w innych krajach naukowcy biorą do laboratorium kości znakomitych mężów. Pisaliśmy w „Przeglądzie” o projekcie włoskich badaczy z Bolonii, Pizy i Lecce, którzy z podziemi bazyliki św. Marka we Florencji wydobyli szczątki wybitnych humanistów, Giovanniego Pico della Mirandoli oraz jego przyjaciela i prawdopodobnie kochanka, poety Angela Ambroginiego, zwanego Poliziano. Zespołem ekspertów kierował profesor antropologii Georgio Gruppioni. Mirandola działał na dworze Wawrzyńca Wspaniałego Medyceusza we Florencji, był genialnym filozofem i myślicielem. Traktat jego pióra „Oracja o godności człowieka” nazwany został manifestem renesansu. Mirandola zmarł w 1494 r. w wieku zaledwie 31 lat. Niemal jednocześnie rozstał się z życiem 40-letni Poliziano. Już współcześni podejrzewali otrucie. Badania szkieletów, przeprowadzone przy zastosowaniu technologii biomolekularnej, tomografii komputerowej oraz analiz DNA potwierdziły te przypuszczenia. Jak oświadczył dyrektor włoskiego Narodowego Instytutu Kultury Silvano Vinceti, w kościach obu humanistów wykryto poziom arszeniku wystarczający aż nadto do spowodowania zgonu, jak również znaczną ilość rtęci i ołowiu. Prawdopodobnie zabójstwo zlecił Piero de Medici, syn i następca zmarłego w 1492 r. Wawrzyńca Wspaniałego. Piero wydał na Mirandolę wyrok śmierci, ponieważ ten zaprzyjaźnił się z fanatycznym dominikaninem Girolamem Savonarolą. Ten ostatni, zaproszony przez Pica do Florencji, piętnował w swych kazaniach dynastię Medyceuszy, ponadto wzywał obywateli do niszczenia dzieł „bezbożnych” artystów. „Poprzez połączenie faktów ustalonych w laboratorium oraz świadectw z niedawno odkrytych dokumentów historycznych można dojść do wniosku, że Piero de Medici jest odpowiedzialny za to zabójstwo. Prawdopodobnie truciznę podał Cristoforo da Calamaggiore, sekretarz Pica, który potem przyznał, że przygotował lekarstwo dla swego pana”, stwierdził Silvano Vinceti. Jeden z największych sekretów burzliwych dziejów włoskiego odrodzenia został wyjaśniony. Rtęć w brodzie astronoma Obecnie naukowcy z Danii zamierzają dokonać ekshumacji szczątków sławnego duńskiego astronoma Tychona de Brahe, który zmarł w Pradze 24 października 1601 r. i został pochowany w katedrze Tyn na praskim Starym Mieście. Archeolog Jens Vellev z uniwersytetu w Aarhus i jego koledzy uzyskali już prawie wszystkie niezbędne zezwolenia. Przez dziesięciolecia uważano, że 54-letni de Brahe, odkrywca pierwszej supernowej oraz ponad tysiąca gwiazd, skonał, ponieważ nie chciał złamać etykiety dworskiej i nie wstał od stołu, przy którym ucztował wraz z cesarzem Rudolfem Habsburgiem. Bardzo długo wstrzymywał mocz, w konsekwencji doszło do uszkodzeń lub ostrej infekcji układu moczowego. Genialny „Feniks astronomii” zmarł po 11-dniowej bolesnej agonii. Czeski pisarz Milan Kundera szyderczo nazwał duńskiego badacza nieba „męczennikiem wstydu i uryny”. Ale w 1991 r. Muzeum Narodowe w Pradze, mające w swoich zbiorach brodę de Brahe, oddało kilka włosów duńskim naukowcom. Analizy wykazały, że poziom rtęci we włosach astronoma jest ponadstukrotnie wyższy od normalnego. Pięć lat później fizycy z uniwersytetu w Lundzie przeprowadzili badania włosów przy użyciu mikrosondy protonowej. W ten sposób wykryto, że de Brahe zażył śmiertelną dawkę rtęci jednorazowo, 13 godzin przed zgonem. Amerykański ekspert Joshua Gilder jest zdania, że astronoma zgładzono dobrze rozpuszczalnym i mocno toksycznym chlorkiem rtęci. Kilka kropel wlanych ukradkiem do kielicha wystarczyło. Gilder i jego żona Anne-Lee opublikowali w 2004 r. książkę, w której dowodzili, że duńskiego geniusza otruł jego młodszy o 20 lat współpracownik – wybitny, ale trawiony zawiścią astronom, Johannes

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2009, 2009

Kategorie: Historia