Zaloty w Hawanie

Secretary Kerry Greets a Canadian Tourist While Walking Through the Plaza de San Francisco in Old Havana U.S. Secretary of State John Kerry greets a Canadian tourist while walking through the Plaza de San Francisco in Old Havana during his historic trip to Cuba on August 14, 2015. [State Department photo/ Public Domain] www.state.gov
Dla USA Kuba to po prostu kolejny rynek zbytu, na którym w dodatku nie ma żadnej konkurencji Trudno o bardziej symboliczny moment we współczesnych stosunkach międzynarodowych. Szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry przybywa do stolicy jednej z ostatnich komunistycznych republik na świecie, by uroczyście wciągnąć na maszt flagę Stanów Zjednoczonych i otworzyć na nowo ambasadę. Oficjalne przywrócenie stosunków dyplomatycznych jest konsekwencją grudniowego porozumienia między Barackiem Obamą (a właściwie jego głównym negocjatorem z Narodowej Rady Bezpieczeństwa, Benjaminem Rhodesem) i Raulem Castro, a pojawienie się na stałe jankesów na wyspie wzbudziło emocje nie tylko wśród Kubańczyków, ale i na całej półkuli zachodniej. Do pełnej normalizacji jeszcze daleka droga, a nadchodzące wybory prezydenckie i republikańska większość na Kapitolu mogą zniweczyć lata negocjacji. Przed Kubą jednak szeroko zdają się otwierać drzwi do globalnej wioski. Hiszpanie nie śpią 25 lat po zakończeniu zimnej wojny względy ideologiczne mają dla Waszyngtonu znaczenie być może mniejsze niż kiedykolwiek. Coraz trudniej uzasadnić nie tylko embargo handlowe, ale i zakaz podróżowania na wyspę czy takie uregulowania prawne jak słynny Helms-Burton Act z 1996 r., pozwalający Stanom Zjednoczonym nakładać kary na firmy handlujące zarówno w USA, jak i na Kubie. Zmiany zaszły zresztą nie tylko w Białym Domu. Partia Komunistyczna też nie ma takiej władzy nad życiem Kubańczyków jak w czasach młodości Fidela, a przede wszystkim nie ma już bogatego zagranicznego sponsora. Po upadku Związku Radzieckiego rolę tę na chwilę przejęła Wenezuela, ale z powodu chaosu wewnętrznego i kryzysu na rynkach ropy Caracas także nie jest w stanie utrzymywać nierentownych projektów braci Castro. W ostatnich latach reżim bardzo zelżał, zliberalizowała się również gospodarka. Kubańczycy zakładają własne mikroprzedsiębiorstwa i w pełni korzystają z dobrodziejstw kapitalizmu, zapożyczając się na potęgę w bankach. Ta powolna transformacja na wyspie nie mogła pozostać niezauważona przez potężnego sąsiada. Obama wydaje się doskonale świadom zmian, co może tłumaczyć nagłe przyspieszenie w negocjacjach. Zbliżenie z Kubą, również poprzez likwidację kontrowersyjnej bazy w Guantanamo, obiecywał bowiem jeszcze na początku swojej pierwszej kadencji, w 2009 r. Niedotrzymanie tych obietnic często zarzucali mu przeciwnicy we własnej partii. Wiele wskazuje na to, że teraz od całej sprawy oddzielono jednak aspekt polityczny. Dla Waszyngtonu Kuba to po prostu kolejny rynek zbytu. W dodatku taki, na którym nie ma żadnej konkurencji. Przy sprawnym działaniu dyplomatycznym Stany mogą tu zapanować niepodzielnie. Ale muszą się spieszyć – Kuba otwiera się szeroko, i to nie tylko na północnych sąsiadów. Pierwsi na miejscu byli Hiszpanie, którym łatwiej się przebić przez kubańską biurokrację z powodu bliskości językowej, ale też formalnej. Jakieś 700 tys. Kubańczyków ma korzenie lub rodzinę w Hiszpanii, dzięki czemu może się ubiegać o unijny paszport. Madryt wykorzystał tę zażyłość i od kilkunastu lat regularnie podejmuje próby lokowania na wyspie swoich firm. Dziś hiszpańskie przedsiębiorstwa funkcjonują w branżach dla Kuby absolutnie kluczowych: turystyce, hotelarstwie i telekomunikacji. Dwie pierwsze stanowią główne źródło dewiz, trzecia pozwala na kontakt ze światem. W nich ustanowienie monopolu może się Amerykanom nie powieść. Na inwazję wuja Sama czeka jednak reszta gospodarki. Już teraz mówi się, że firmy z USA najwięcej mogą zyskać na mechanizacji kubańskiego rolnictwa. Do dziś pokaźny odsetek mieszkańców wyspy pracuje w gospodarstwach lub na plantacjach trzciny cukrowej (nadal często ścinanej w ramach czynu społecznego), ale stan ich wyposażenia jest katastrofalny. Kubańscy rolnicy najczęściej posługują się starym radzieckim sprzętem, niewydajnym i nieserwisowalnym. Amerykańcy producenci nawozów i maszyn rolniczych już ostrzą sobie zęby – na brak nabywców nie będą mogli narzekać, a do całego interesu z pewnością dorzuci się rząd. Fidel dolewa oliwy do ognia Nieoficjalnie mówi się, że już od grudnia trwają prace nad harmonogramem wzmocnienia obecności ekonomicznej Stanów Zjednoczonych na Kubie. Choć oficjele z Białego Domu zaprzeczyli tym rewelacjom, podanym przez Agencję Reutera, widać, że Waszyngton do całej sprawy podchodzi metodycznie. Podczas wizyty Kerry’ego w Hawanie ogłoszono, że oba kraje powołają specjalną komisję bilateralną, mającą zająć się nie tylko wspólną przyszłością handlową, ale i ustaleniem wspólnego stanowiska w kwestiach najdrażliwszych historycznie. Jak powiedział minister spraw zagranicznych rządu Castro, Bruno Rodríguez Parrilla, prace komisji
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









