Zamiast aniołów in vitro

Zamiast aniołów in vitro

Nasze pierwsze dziecko z in vitro ma dziś 32 lata i trójkę własnych dzieci poczętych w sposób naturalny Prof. Marian Szamatowicz – ginekolog-położnik, doktor honoris causa Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, prekursor metody in vitro w Polsce – pierwszy zabieg w 1987 r. Laureat Busoli PRZEGLĄDU z 2003 r. Nie ukrywam, że jestem wzruszona, rozmawiając z panem, prekursorem in vitro w Polsce, dzięki któremu urodziło się tyle dzieci. – Dziękuję pani, ale nie wszyscy mają o mnie podobne zdanie. Na przykład przed laty na spotkaniu opłatkowym arcybiskup białostocki powiedział coś takiego: „Profesorze, ileż się złego w Polsce przez pana dzieje…”. Przecież podarował pan ludziom cudowną metodę, dzięki której mogli zostać rodzicami. – Mam i dowody wdzięczności. Dostałem niedawno zdjęcie naszego pierwszego dziecka, które ma dziś 32 lata i trójkę własnych dzieci poczętych w sposób naturalny. W Polsce ludzie chyba ciągle jeszcze się nie przyznają do tego, że są z in vitro. – Pod tym względem wiele się zmieniło na plus. Kiedy zaczynaliśmy in vitro i ośrodek białostocki był jedynym, gdzie takie dzieci się rodziły – a nie było wtedy komputerów i poczty elektronicznej, więc korespondencja odbywała się listownie – proszono, aby przesyłać informacje od nas w kopercie bez pieczątki. Nie wiedziałam o takim kamuflażu… Ale mamy kolejny rok, można go potraktować jak nowy początek życia. Czym – pana zdaniem – jest życie, kiedy się zaczyna? – Proszę pani, to pytanie do filozofów. Mnie interesuje etyka w postępowaniu lekarskim – jeśli jest choroba i można ją pokonać dostępnymi narzędziami i metodami medycznymi, jest to postępowanie etyczne. Pani wie, że filozofowie różnie określają, gdzie zaczyna się życie. Jedni – że od trzeciego miesiąca, drudzy, że od poczęcia, i wtedy mówią, że kiedy komórka jajowa połączy się z plemnikiem, to już jest człowiek. A przecież zdarzają się ciąże, gdzie jest puste jajo płodowe, nie rozwija się zarodek i tam na pewno nie ma człowieka. Czym się różni życie poczęte dzięki in vitro od poczętego w sposób naturalny? – Niczym, w inny tylko sposób doszło do zapłodnienia. Natomiast doktryna Kościoła katolickiego jest taka, że życie ludzkie powstaje ze stosunku płciowego małżonków, którzy są pomocnikami Pana Boga w kreowaniu nowego życia. Dlatego m.in. Kościół jest przeciwny in vitro. Skąd się wzięło u pana zainteresowanie nauką i wspomnianą metodą zapłodnienia? Dla mnie to rodzaj cudu, cudu nauki, który fascynuje. – U mnie to było bardzo proste. Gdy kończyłem studia, chciałem zostać internistą. Ale trafiłem na staż do szpitala wojewódzkiego w Białymstoku, gdzie spotkałem dwóch wybitnych nauczycieli – prof. Stefana Soszkę i prof. Aleksandra Krawczuka, którzy od lat próbowali pomóc parom niemogącym mieć dzieci. Wtedy się tym zainteresowałem i podjąłem specjalizację z położnictwa i ginekologii. Następnie na jednym z wyjazdów zagranicznych nauczyłem się leczenia niepłodności poprzez operowanie uszkodzeń układu płciowego kobiety. Niestety, skuteczność tego leczenia była na poziomie kilkuprocentowym. Natomiast okazało się, że nowa metoda – zapłodnienie pozaustrojowe – daje u młodych kobiet możliwość zajścia w ciążę i urodzenia dziecka nawet w 40%. Zaciekawiło mnie to, zresztą informacje na ten temat docierały do nas wcześniej. Wiedzieliśmy o pierwszej dziewczynce z in vitro, Louise Brown, która urodziła się w 1978 r., potem o innych dzieciach. W 1983 r. dzięki pobytowi w Szwecji w ramach visiting professors, w klinice ginekologicznej Szpitala Uniwersyteckiego w Göteborgu zobaczyłem na własne oczy, jak to się robi. Wziąłem kartkę papieru i zacząłem spisywać, co jest nam potrzebne, aby takie zabiegi wykonywać w Polsce, jakie trzeba mieć umiejętności i jakiego typu narzędzia. Byłem wtedy kierownikiem Zakładu Endokrynologii Ginekologicznej AM w Białymstoku, a potem, gdy prof. Soszka przeszedł na emeryturę, zostałem dyrektorem Instytutu Położnictwa i Chorób Kobiecych. I chcę tylko powiedzieć, że miałem zespół młodych, ambitnych i energicznych ludzi z otwartymi głowami, dzięki którym mogliśmy wprowadzić in vitro w Polsce. Kiedy potem zostałem odznaczony Krzyżem Komandorskim, powiedziałem, przytaczając słowa Napoleona, że „żołnierze wygrywają wojnę, a dowódcy otrzymują ordery”. Coś w tym jest. A co pan obecnie uważa za największy postęp w ginekologii i położnictwie? – Na dziś to chyba endoskopia. Podam pani taki przykład. Kiedy byłem kierownikiem kliniki, pacjentka,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2020, 2020

Kategorie: Zdrowie