Zapiski z Tuskulandu

Zapiski z Tuskulandu

Dziwadło

20.07.2012
Coraz częściej dochodzę do wniosku, że czytanie gazet szkodzi na mózg o wiele bardziej niż alkohol, a dowodem na to jest prawdziwa historia, kiedy to żona mówi do pijanego męża rozprawiającego o polityce ze swoim równie nawalonym kumplem:
– Ja nie mogę zrozumieć, o czym wy tak bełkoczecie.
– Aaaaaaak eeeeeeee rooooomiesz, toooooooo eeeeee pyyyyy …taj.
Tym bardziej że ostatnie wiadomości – między innymi o tym, że brzoza była wysuwana lub że GRU szykuje zamach na Antoniego Macierewicza – mogą zachwiać każdym, nawet najbardziej stabilnym umysłem. Niestety, moim także.
Mnie rzuciło o glebę to, że premier Donald Tusk został dodatkowo ministrem rolnictwa. PSL bez tego resortu przypomina dom, do którego przyszedł komornik i zajął tylko spiżarnię. A sytuacja wicepremiera Pawlaka w koalicji z premierem Tuskiem ma się jak małżeństwo, gdzie w łóżku on mówi do niej:
– Kochanie, jestem bez slipek.
Na to ona:
– Jutro ci upiorę.

Dżentelmen w parku

Przyznacie, że trafić w czasie krachu na menela ekonomistę, a do tego wykształconego, to trzeba mieć szczęście. I ja właśnie takie szczęście miałem. Zobaczyłem na ławce w parku obywatela mocno zniszczonego życiem, czytającego giełdową gazetę „Parkiet”. To tak jak w nowojorskim Central Parku na amerykańskiej ławeczce siedzi Afroamerykanin, czytając gazetę w jidysz. Człowiek, który przechodzi, nie-Afroamerykanin, zatrzymuje się przed nim i mówi: „Nie wystarczy panu, że jest pan czarny?”.

Otóż tak mniej więcej wyglądał ów obywatel na miejskim skwerze, w jednym z naszych miast, którego nazwy nie wymienię, bo byłaby to kryptoreklama pewnego piwa, które degustował tenże dżentelmen.

– Widzę, że zna się pan na finansach? – zagaiłem.
– Znam. I moje nieszczęście polega na tym, że czytając tę gazetę, wiem, w co trzeba zainwestować. Wiem też, że nie mam co. I nawet ewentualne 5 zł, które pan by mi dał, nic tu nie pomoże, chociaż nie ukrywam, że też i nie zaszkodzi. – Gdy dostał ode mnie tak pięknie wyłudzoną piątkę, podziękował, pokazując palcem na gazetę. – Zrewanżuję się panu, panie Krzysztofie (wiedział, kim jestem), spostrzeżeniem, które może pan wykorzystać, jeżeli pan oczywiście zechce skorzystać z rad takiego obywatela jak ja.
– Z przyjemnością, sir – odpowiedziałem, ponieważ zrozumiałem, że mam przed sobą niewątpliwego dżentelmena.
– Otóż proszę spojrzeć na ten artykuł: Podatki płacić łatwiej, ale nadal trudno. A teraz proszę przeczytać podtytuł.
– „Polska wyraźnie awansowała w rankingu przyjazności systemu podatkowego dla przedsiębiorstw. Wciąż jednak zajmuje odległą 121. lokatę” – przeczytałem.
– I gdzie tu wskazówka dla mnie i dla mojej twórczości?
– Otóż, panie Krzysztofie, minister Rostowski, komentując ten artykuł, powie, że wedle jego oceny jest to już prawie pierwsza dziesiątka.
– A skąd pan to wie?
– Miałem przyjemność go poznać.
– Żegnając się z panem, chciałbym jeszcze tylko zapytać, jak się pan tu znalazł?
– Biznes, panie Krzysztofie. Jak zawsze biznes.

Opowiedz o swoich planach

11.02.2013
Bodajże Woody Allen powiedział kiedyś: „Jeżeli chcesz sprawdzić, czy Pan Bóg ma poczucie humoru, to opowiedz mu o swoich najbliższych planach”.

Podobnie było z planem Prawa i Sprawiedliwości, żeby tego właśnie dnia o umówionej godzinie wręczyć pani marszałek Ewie Kopacz petycję, żeby nie tylko minister Arłukowicz, ale cały rząd na czele z premierem Donaldem Tuskiem podał się do dymisji. Przyszła godzina zero i kawalkada posłów na czele z Jarosławem Kaczyńskim ruszyła korytarzem w stronę drzwi marszałka Sejmu.
Kamery wszystkich telewizji ustawione na maszerujących, pan prezes pokazuje papier, który dzierży jak świętą relikwię, jak powiewający powstańczy sztandar. Prof. Gliński, przytulony do kolumny, czeka z ekspertami rządu na to, co się za chwilę wydarzy. Ja ogryzam palce, bo nie wiem, co będzie z nami, czyli z Polską, za kilkanaście minut. Do gabinetu brakuje jakichś 10 m i wtedy na żółtym pasku w TVN 24 ukazuje się wiadomość: „Papież Benedykt XVI abdykuje!”. I nawet nie dowiedzieliśmy się, czy delegacja dotarła do Ewy Kopacz…
Podobno kiedy już wszyscy wyszli z gabinetu, najbardziej roztrzęsiony z całej delegacji był poseł Błaszczak, który zdążył tylko wykrztusić:
– Szefie Wszechmogący, to miał być premier, a nie papież!

Tytuł i ilustracje pochodzą od redakcji

Fragmenty książki Krzysztof Daukszewicza Tuskuland, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 29/2015

Kategorie: Książki

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy