Zaryglowane drzwi do amerykańskiego snu

Zaryglowane drzwi do amerykańskiego snu

TOPSHOT - A group of Central American migrants climb the border fence between Mexico and the United States, near El Chaparral border crossing, in Tijuana, Baja California State, Mexico, on November 25, 2018. - Hundreds of migrants attempted to storm a border fence separating Mexico from the US on Sunday amid mounting fears they will be kept in Mexico while their applications for a asylum are processed. An AFP photographer said the migrants broke away from a peaceful march at a border bridge and tried to climb over a metal border barrier in the attempt to enter the United States. (Photo by Pedro PARDO / AFP)

Wędrówka ludności Hondurasu, Salwadoru i Gwatemali jest pierwszym przypadkiem exodusu wywołanego przez zmiany klimatyczne Kiedy 13 października wychodzili z honduraskiego San Pedro Sula, było ich parę setek. Trzy tygodnie później – już 8 tys. Przyłączyło się do nich wielu Salwadorczyków, Gwatemalczyków, Nikaraguańczyków i trochę Meksykanów. Szli dniem i nocą, spali po drodze, jedli to, co otrzymywali od ludzi, często tak samo biednych jak oni. Kobiety, mężczyźni i dzieci. Wszyscy uciekają od biedy, od braku pracy. I od przemocy. Dawniej stosowanej przez wielkich właścicieli ziemskich i policję, a teraz przez maras – bandy handlarzy narkotyków, którzy zmuszają ich do pracy dla nich, grożą torturami i śmiercią. Idą do Stanów Zjednoczonych, bo tam jest praca. Można zaoszczędzić i wysłać część zarobku rodzinom. Można posłać dzieci do dobrych szkół i czuć się bezpieczniej niż w domu. Wiedzą, że prezydent Trump nazwał ich prawdziwą plagą złoczyńców i gwałcicieli, mówił, że niosą choroby, brud i przestępstwa. Dlatego on przeciwstawi się tej inwazji, mobilizując 15 tys. policjantów i ponad 5 tys. żołnierzy. Jeśli migranci zaczną rzucać w nich kamieniami, policja i wojsko otworzą ogień. Dla nich jednak to nie ma znaczenia, wolą zginąć, starając się wejść do raju, niż powoli umierać w piekle stworzonym przez polityków i możnych. Wojsko na granicy W 2015 r. w Stanach Zjednoczonych mieszkało ok. 3,4 mln osób pochodzących z krajów Ameryki Środkowej, co stanowiło 8% z 43,3 mln imigrantów. Przy czym z Salwadoru, Gwatemali i Hondurasu wywodziło się 85% tej grupy. Wojny domowe, brak stabilizacji politycznej i trudności gospodarcze powodowały exodus ludności tych krajów do USA w latach 80. Chociaż w następnej dekadzie ustały konflikty polityczne, potrzeba łączenia rodzin, katastrofy naturalne i trudności gospodarcze wpływały na wzrost migracji, zarówno legalnej, jak i nielegalnej. W latach 1980-2015 liczba imigrantów środkowoamerykańskich w USA wzrosła prawie dziesięciokrotnie. Ucieczka biednych do bogatych krajów Zachodu zrodziła rasizm, ksenofobię, nacjonalizm, populizmy prawicowe i lewicowe, a także rosnącą przemoc polityczną. Może się wydawać, że imigranci nie są tolerowani, bo pochodzą z obcych kultur. Nie o to chodzi, są odrzucani, bo są biedni. Jeśli imigrant ma pieniądze, jest przyjmowany z otwartymi ramionami. Niechęć do imigrantów nie ma rozsądnego uzasadnienia. Bez nich kraje rozwinięte nie miałyby szans na utrzymanie wysokiego poziomu życia. Ponadto generalnie, choć mogą się zdarzać wyjątki, emigrujący przestrzegają prawa państw, w których postanowili się osiedlić, i ciężko tam pracują. Jest tak chociażby w Stanach Zjednoczonych. Wydawałoby się, że antyimigrancka krucjata w USA ma się dobrze. W wyniku decyzji prezydenta Trumpa na terenie Kalifornii, Arizony i Teksasu zostały rozlokowane pierwsze oddziały wojska. Jego planowana obecność, w sumie liczniejsza niż w czasie interwencji w Iraku, ma powstrzymać zbliżającą się „inwazję” z Ameryki Środkowej. Tymczasem ofensywa Donalda Trumpa zaczęła tracić na sile. Sędzia federalny z San Francisco Jon Tigar zablokował bowiem kontrowersyjną decyzję prezydenta, która zakazywała przyjmowania wniosków o azyl w USA od imigrantów niemających dokumentów. Musiało to spowodować reakcję Białego Domu. Jak podał „Washington Post”, mieszkańcy Ameryki Środkowej, którzy przybędą na granicę meksykańsko-amerykańską i wystąpią o azyl w USA, na decyzję będą oczekiwać w Meksyku. Ci, którzy nie będą potrafili udowodnić, że ich strach przed niebezpieczeństwem w kraju pochodzenia jest racjonalny, zgody na wjazd nie dostaną. Oznaczałoby to radykalną zmianę postępowania wobec imigrantów. Do tej pory przybysz, który tłumaczył niechęć do powrotu do kraju racjonalnym strachem, mógł pozostawać w USA do czasu podjęcia przez sąd decyzji o azylu. Prezydent ostrzegł, że może dojść do nieobliczalnej reakcji rządu, jeśli Kongres nadal będzie się sprzeciwiał sfinansowaniu muru na granicy z Meksykiem. Tymczasem demokraci, którzy po wyborach 6 listopada zapewnili sobie kontrolę nad Izbą Reprezentantów, nie są skorzy zaaprobować wydatków na budowę muru. Groźby Trumpa 25 listopada Trump dolał jeszcze oliwy do ognia, twierdząc, że Meksyk powinien być „bardziej inteligentny” i zatrzymywać karawany migrantów, a wreszcie zagroził zamknięciem granicy, jeśli będzie to niezbędne. Liczba migrantów w Tijuanie rośnie z godziny na godzinę. Trump nie przestaje powtarzać, że są wśród nich bezlitośni przestępcy, i zwrócił się do Meksyku z żądaniem deportowania ich. Do pierwszych deportacji już zresztą doszło. 25 listopada

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 51/2018

Kategorie: Świat