Zbrodnie bohaterów IPN

Zbrodnie bohaterów IPN

Prokurator IPN: zabójstwa furmanów i pacyfikacji wsi w styczniu i lutym 1946 r. nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa Oficjalnie „żołnierze wyklęci” to bohaterowie, którzy „stali po stronie wolnej Polski i nigdy się nie poddali”. Tak mówi prezydent Andrzej Duda, tak twierdzi Instytut Pamięci Narodowej. Wystarczy jednak posłuchać pracowników IPN i poczytać ich publikacje, by zauważyć poważne pęknięcia na tym nieskazitelnym wizerunku powojennego podziemia. Bez wątpienia „żołnierze wyklęci” stanowią fundament ideowy IV RP. Temat, który jeszcze kilkanaście lat temu funkcjonował na marginesie tzw. polityki tożsamościowej, obecnie wyznacza jej ramy. Najważniejszą rolę w krzewieniu mitu „żołnierzy wyklętych” odgrywa IPN. Jego pracownicy, chcąc uwiarygodnić politykę historyczną rządu, nie tylko przemilczają niewygodne fakty, ale wręcz posuwają się do przeinaczeń, za nic mając nawet wyniki własnych śledztw i badań historycznych. Jeśli mierzyć popularność poszczególnych „wyklętych” obecnością w kulturze masowej, pierwsze miejsca zajmują Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, Józef Kuraś „Ogień” i Romuald Rajs „Bury”. To na nich budowany jest cały mit powojennego zbrojnego podziemia. Koszulki z ich podobiznami widać w szkołach, na stadionach i uniwersytetach, a jak można było nieraz się przekonać podczas tej kadencji Sejmu – także w parlamencie. „Łupaszka”, „Ogień” i „Bury” trafili na okładki płyt, półki w księgarniach zapełnione są ich biografiami, kwestią czasu pozostaje wysyp seriali i filmów z nimi w roli superbohaterów. Wszystko ku uciesze rządzących i IPN, który tę wyklętomanię rozkręcił. Na łamach PRZEGLĄDU wielokrotnie podkreślaliśmy, że nie każdy „żołnierz wyklęty” zasługuje na pamięć i chwałę. Wielu z nich ma na sumieniu ofiary cywilne, gwałty i zwykłe rabunki. Każdy, kto choć trochę się orientuje w powojennych realiach, wie, że nie sposób ich opisać na zasadzie czarne-białe, co próbują robić rządzący. Każda publikacja pokazująca zbrodnie poszczególnych „wyklętych” spotyka się z atakiem ze strony prawomyślnych „historyków”, którzy chętnie tłumaczą, że zbrodnia zbrodni nierówna, poza tym zabijanie komunistów i ich współpracowników zawsze jest usprawiedliwione, a nawet wskazane. Zróbmy więc inaczej. Oddajmy głos samemu IPN – jego obecnym i byłym pracownikom. Kule i ogień „Burego” Jak można przeczytać w sprawozdaniu ze śledztwa IPN o sygnaturze S 28/02/Zi (prowadzonego w latach 2002-2005), 29 stycznia 1946 r. oddział „Burego”, wykorzystujący jako transport zaprzęgi konne zajęte dzień wcześniej w Łozicach, przybył do wsi Zaleszany. Dalszy rozwój wydarzeń przypomina najtragiczniejsze epizody z lat II wojny światowej. Według ustaleń IPN „około godziny 14.00-15.00 mieszkańcy wsi zostali powiadomieni przez wyznaczonych członków oddziału o konieczności przybycia »na zebranie« do domu Dymitra Sacharczuka. Po zgromadzeniu w tym domu mieszkańców, wywołano na zewnątrz Piotra Demianiuka – 16-letniego syna sołtysa Łukasza Demianiuka, oraz mieszkańca sąsiedniej wsi Suchowolce – Aleksandra Zielinko. Na podwórku obaj zostali zastrzeleni. Do domu, gdzie zgromadzono mieszkańców, wszedł »oficer – dowódca«, którym najpewniej był R. Rajs »Bury«. Po oddaniu strzału z pistoletu do góry, co uciszyło zebranych, oznajmił im, że przestaną istnieć, a wieś zostanie spalona”. Jak czytamy dalej w aktach wspomnianego śledztwa, „po opuszczeniu pomieszczenia przez dowódcę drzwi zostały zamknięte. Następnie podpalono słomianą strzechę. Płonący budynek obstawiła część uzbrojonych członków oddziału. Mieszkańcy podjęli próbę ucieczki z domu przez drzwi i okna znajdujące się z jego drugiej strony »od podwórza«. Pilnujący tego wyjścia żołnierze nie strzelali bezpośrednio do uciekających, oddając strzały ponad nimi. W tym czasie inni członkowie oddziału przystąpili do podpalania pozostałych zabudowań we wsi. Nie wszyscy mieszkańcy udali się na zebranie. Do osób, które pozostały i dopiero wskutek rozprzestrzenienia się ognia usiłowały uciekać z domów, strzelano”. Czyżby cała wieś współpracowała z komunistami? Najwyraźniej, bo „Bury” i jego ludzie nie oszczędzili nawet najmłodszych: „Spaleniu uległa córka Bazyla i Tatiany Leończuków – nieochrzczone, 7-dniowe dziecko, gdyż matka zostawiła je w domu, będąc przekonana, iż niezwłocznie wróci z zebrania (…). Podczas ucieczki ze swojego płonącego domu został zastrzelony Grzegorz Leończuk wraz z dwójką małych dzieci: Konstantym w wieku 3 lat i 6-miesięcznym Sergiuszem”. Wydarzenia z Zaleszan okazały się tylko wstępem do dalszych egzekucji. Jak informuje IPN, 30 stycznia „część oddziałów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2018, 2018

Kategorie: Historia