Zdrada czy targ

Zdrada czy targ

Termin i ordynacja wyborów samorządowych podzieliły koalicjantów. Czy poprawki Senatu przywrócą wcześniejsze ustalenia? Politycy muszą nierzadko robić dobrą minę do złej gry. Ale nawet opanowany zazwyczaj Leszek Miller w dzień po tym, jak koalicyjny partnerzy SLD, ludowcy, sprzymierzyli się w sejmowym głosowaniu nad nowelizacją ustawy o wyborach samorządowych z partiami opozycji, a potem oklaskami wyrażali radość z pokonania posłów lewicy, stwierdził w radiowym wywiadzie: „To jest niestety śmieszne. Zachowanie naszych kolegów w tej sprawie jest śmieszne”. Doświadczeni obserwatorzy polskiej sceny politycznej komentują to jeszcze dosadniej. Powtarza się często opinia, iż PSL wykazało, że nie jest wiarygodnym partnerem dla żadnej koalicji. Cynicy dodają: można się było tego spodziewać. Ludzie o lepszej pamięci mogą podać setki przykładów, kiedy partykularne interesy ludowców i chęć wytargowania profitów dla siebie blokowały sprawne funkcjonowanie rządów SLD-PSL w latach 1993-1997. Niektórzy uważają, że AWS w sporej części zawdzięcza swoje zwycięstwo w 1997 r. właśnie takim nielojalnym działaniom ludowców. Warto pamiętać, że za wiosennym terminem wyborów opowiadali się WSZYSCY przedstawiciele klubów parlamentarnych w czasie oficjalnych rozmów poprzedzających wyłanianie władz parlamentu i koalicji rządowej. Zrozumiałe więc, że SLD mógł liczyć na poparcie nie tylko ludowego koalicjanta. Tym bardziej że jeszcze kilka dni przed nowelizacją ustawy o wyborach samorządowych politycy SLD, Unii Pracy i właśnie PSL uzgodnili w tej sprawie wspólne stanowisko! Ogłoszono to nawet publicznie. Jednak kiedy w Sejmie doszło do głosowania, przeciwko propozycjom koalicji zagłosowało 36 na 37 posłów PSL. Jedynym, który poparł uzgodnione wspólnie zmiany, był lider ludowców, wicepremier Jarosław Kalinowski. Gra – warto to przypomnieć – toczyła się i toczy nadal o wysoką stawkę. Nie przeszły w Sejmie dwie kluczowe poprawki do nowelizacji: jedna przenosząca termin wyborów z jesieni na wiosnę i druga, która zmieniała system obliczania głosów z metody St. Lague’a (sprzyjającej uzyskiwaniu mandatów radnych przez nawet małe i słabe ugrupowania) na metodę d’Hondta, która preferuje większe partie i bardziej stabilne rządy na szczeblu lokalnym. Lewica od dawna podkreślała, że nowelizacja (według uzgodnionego w koalicji planu), razem z innymi zmianami, zmniejszającymi m.in. liczbę radnych, pozwoli na budowę lepiej funkcjonujących i tańszych dla obywatela samorządów. Takich, które będą np. startowały do działania w nowej kadencji od samodzielnego tworzenia chociażby budżetu, a nie realizowania w pierwszym roku funkcjonowania pomysłów poprzedniego burmistrza (wójta itd.) i rady, co jest przekleństwem także wyborów parlamentarnych. Dlaczego stało się inaczej? Nawet część polityków opozycji, którzy niestety często głosują przeciw rządowi po prostu dla zasady „bycia przeciwko”, przyznaje, że metoda d’Hondta jest lepszym rozwiązaniem wyborczym. Donald Tusk z Platformy Obywatelskiej stwierdził wprost: „Ustrojowo, być może, lepszy jest d’Hondt, ale zdecydowaliśmy się na St. Lague’a, żeby tok legislacji zaproponowany przez SLD nie wyeliminował „mniejszej konkurencji” z walki o samorząd”. Liderzy PiS czy Ligi Polskich Rodzin nie ukrywali też, że wolą jesienny termin wyborów, bo „na razie lewica mogłaby wziąć za dużo głosów, a jesienią, jak będzie głębszy kryzys, to SLD więcej straci”. Warto przypomnieć, że w podobny sposób majstrowała przy ordynacji wyborczej prawica za poprzedniej kadencji Sejmu. Odrzucono metodę d’Hondta, „żeby się SLD trudniej rządziło”, a dzięki powodującej większe rozdrobnienie parlamentu metodzie St. Lague’a mogli wślizgnąć się na poselskie ławy politycy AWS i Unii Wolności (co zresztą i tak im się nie udało). Dlaczego jednak PSL dopuściło się politycznej zdrady? Jeden z liderów ludowców, Zbigniew Kuźmiuk, po nielojalnym głosowaniu PSL powiedział: „Termin (czerwcowy – przyp. P.S.) miał dla nas drugorzędne znaczenie. Podstawowe znaczenie miała metoda przeliczania głosów. SLD ordynarnie forsował metodę d’Hondta, nam zależało na metodzie St. Lague’a”. Innymi słowy, ludowcy uznali, że metoda d’Hondta jest, być może, lepsza dla sprawnego funkcjonowania samorządów i pożyteczna dla społeczeństwa, ale niekorzystna dla partyjnych interesów PSL, i to było ważniejsze. Niektórzy uważają jednak, że polityczna nielojalność PSL uwydatniła także coraz słabszą pozycję Jarosława Kalinowskiego w Stronnictwie. Obecny prezes PSL musi chyba czuć oddech rywali na plecach, bo po głosowaniu,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2002, 2002

Kategorie: Kraj