Od 15 lat piętnujemy w PRZEGLĄDZIE reprywatyzacyjne patologie Morze gruzów. Tak po powstaniu warszawskim wyglądała stolica Polski. Podobnie inne miejsca w całym kraju. Wysiłkiem społeczeństwa wiele zrujnowanych kamienic, pałaców i zakładów przemysłowych udało się odbudować. Tam, gdzie tego nie zrobiono, postawiono nowe domy oraz budynki użyteczności publicznej. To wszystko nie byłoby możliwe bez przeprowadzenia nacjonalizacji gruntów. W latach 90. postanowiono to zakwestionować. W imię świętego prawa własności dawne krzywdy zaczęto naprawiać nowymi. Lokatorzy tracili mieszkania, uczniowie – szkoły i boiska, a wszyscy – publiczne parki i muzea. O tej jawnej niesprawiedliwości piszemy w PRZEGLĄDZIE od 15 lat. Bubel AWS O reprywatyzacji, szczególnie tej warszawskiej, jest w mediach ostatnio bardzo głośno. Społecznicy i lokatorzy słusznie domagają się przyjęcia przez Sejm ustawy, która ostatecznie ureguluje w całej Polsce sprawę roszczeń. Przy tej okazji zazwyczaj mówi się, że w 2001 r. była na to szansa, ale została zmarnowana. Prezydent Kwaśniewski zawetował bowiem ustawę reprywatyzacyjną opracowaną i przeprowadzoną przez Sejm przez rząd AWS pod koniec III kadencji Sejmu. W tym miejscu warto jednak przypomnieć sobie, co to była za ustawa. Jej zapisy zakładały m.in. aż 50-procentowe odszkodowanie za mienie utracone po wojnie, w dodatku bez odliczenia środków włożonych przez państwo w jego utrzymanie. Co więcej, za bezprawne uznano en bloc wszystkie przepisy, na mocy których w naszym kraju dokonano nacjonalizacji. Nielegalne stały się więc również te przejęcia nieruchomości, które odbyły się zgodnie z ówcześnie obowiązującym prawem. A przecież PRL – jakkolwiek daleka od ideału – była uznawana przez cały świat i miała wszelkie formalne atrybuty niepodległego państwa. Ustawa AWS szeroko otwierała furtkę do występowania o odszkodowania, których łączna wysokość przekraczała możliwości budżetu państwa, niebędącego jeszcze – dodajmy – członkiem Unii Europejskiej. Świetnie zdawali sobie z tego sprawę ekonomiści, którzy w liście otwartym skierowanym do Aleksandra Kwaśniewskiego apelowali o zawetowanie ustawy. Pisali: „Uważamy, że ustawa ta zagraża bezpośrednio bezpieczeństwu ekonomicznemu Polski, stwarzając obciążenie rzędu ponad 10% PKB przy ogólnym braku środków na najważniejsze cele rozwojowe i społeczne kraju”. Wśród sygnatariuszy znajdziemy prof. Pawła Bożyka, Witolda Kieżuna i Tadeusza Kowalika. Prezydent ich wysłuchał. Zanim to jednak nastąpiło, na łamach PRZEGLĄDU Andrzej Dryszel tak oceniał dzieło autorów ustawy: „Rzadko się zdarza, by wynikiem długotrwałych i żmudnych prac parlamentu stał się akt prawny równie szkodliwy dla Polski i Polaków, jak ustawa reprywatyzacyjna. Jej zapisy podzieliły nas na lepszych i gorszych”. Czy reprywatyzacja jest sprawiedliwa? Dlatego, rozmawiając o polskiej reprywatyzacji i zrodzonych przez nią patologiach, warto wrócić do debaty nad jej słusznością. U progu transformacji stwierdzono, że nacjonalizacja była krzywdą, która spotkała posesjonatów, dlatego teraz, w nowej Polsce, należy ją sowicie zrekompensować. Co więcej, argumentowano, że na reprywatyzacji skorzystają wszyscy. Andrzej Wielowieyski, były poseł UW, przed laty przekonywał, że jej skutkiem będzie „odtworzenie klasy średniej”. Prof. Janusz Gołaski z poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego (dawnej Akademii Rolniczej) dodawał, że „powrót ziemiaństwa na wieś może wzbogacić wiejskie społeczeństwo pod względem intelektualnym, kulturowym i ekonomicznym”. Takie przekonania przełożyły się na orzecznictwo sądów, które w sprawach reprywatyzacyjnych lekką ręką rozdawały nieruchomości. Teraz, kiedy znów tyle mówi się o reprywatyzacji, warto spytać, czy po 70 latach możliwe jest cofnięcie zegara historii. Czy to sprawiedliwe? Sama idea reprywatyzacji faworyzuje niewielką część społeczeństwa, której przodkowie przed II wojną światową byli posiadaczami nieruchomości. Zabranie gruntów to dla nich niewątpliwie rodzinna tragedia. Pamiętajmy jednak, że nie byli oni jedynymi pokrzywdzonymi. W czasie kiedy właścicielom odbierano grunty, ale i wcześniej, na ziemiach polskich działy się rzeczy straszne. Wojna wszystkim przyniosła ogromne straty. Przez kraj przewalały się fronty, zmieniały się granice. Ludzie migrowali, tracili cały dobytek i rozpoczynali wszystko od nowa. Nikomu nie przyszło do głowy, aby rekompensować straty tym, którzy po wojnie zmuszeni byli świadczyć obowiązkowe dostawy płodów rolnych lub stracili na wymianie pieniędzy. Złośliwi dodają, że należałoby cofnąć się w czasie dalej i zadbać o potomków wyzyskiwanych chłopów pańszczyźnianych, którzy także powinni mieć prawo domagania się od arystokratycznych rodów odszkodowań. Przede wszystkim warto by poznać społeczny odbiór reprywatyzacji.










