Znikające zakłady

Znikające zakłady

W świecie, w którym zamiast coś naprawić, lepiej wymienić na nowe, małe zakłady zaczynają upadać Warszawska Praga, ta najbardziej „praska” Praga, to miejsce, które momentami zdaje się uciekać przed czasem. Zostało tu wiele z tego, co było na Pradze od dawien dawna – kamienice, z których zaczyna się sypać tynk, podwórka na Ząbkowskiej, Stalowej czy Inżynierskiej. Im dalej od metra, tym bardziej można poczuć specyficzny praski klimat. A w metrze często można usłyszeć, że ktoś „jedzie do Warszawy, bo tu to Praga, a Warszawa dopiero za Wisłą”. Na starej Pradze co ulica, to szewc, szklarz, szwaczka czy zegarmistrz. Mimo że z pozoru zakładów rzemieślniczych jest wciąż tak wiele, jeden z zegarmistrzów podkreśla, że upadają one wszędzie, nawet tu. – Małych zakładów będzie znacznie mniej, ale będą. Bo kto inny będzie te zegary naprawiał? – pyta Jerzy Rosiak, zegarmistrz z ulicy Ząbkowskiej. Zegarmistrz z planem B Rosiak powtarza, że zegarmistrzem został niechcący. – Chciałem być leśnikiem, a zostałem zegarmistrzem – mówi wprost. – Jak byłem mały, chorowałem na heinemedinę, a kiedyś, jak się składało papiery do szkół leśnictwa, było potrzebne zaświadczenie lekarskie – tłumaczy. Lekarz zaświadczenia mu nie wystawił, bo Rosiak kuleje. Dlatego należało szybko znaleźć alternatywę. – I zostałem zegarmistrzem,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2017, 38/2017

Kategorie: Obserwacje